Wojsko maszeruje do gospodarki
Przyszłoroczne wydatki państwa na obronę
narodową przekroczą 18 miliardów złotych. Dla gospodarki to nie
jest stracona kwota, bo duża część tych pieniędzy trafi do
krajowych przedsiębiorstw - pisze "Rzeczpospolita".
12.12.2005 | aktual.: 12.12.2005 07:28
Kiedyś państwowe pieniądze wydawane na zakup uzbrojenia nakręcały koniunkturę gospodarczą. Dziś armia dokładniej liczy pieniądze i szuka najlepszych okazji u najtańszych dostawców - podkreśla dziennik.
Na tle sojuszników nasze wydatki obronne wyglądają skromnie - to prawie 32 tysiące dolarów rocznie w przeliczeniu na jednego żołnierza. Średnia w krajach NATO wynosi 139 tysięcy, a światowego rekordzistę - Stany Zjednoczone - bezpieczeństwo kosztuje niemal dwukrotnie więcej.
Uruchomienie kolejnych, wprowadzanych ustawami, pięcioletnich programów modernizacji sił zbrojnych (pierwszy rozpoczęto w 2001 r.), a także zobowiązania sojusznicze sprawiły, że do gospodarki trafiły z armii ogromne pieniądze. Tylko w tym roku wartość zamówień przekroczy 4 mld zł.
- Zerwaliśmy z polityką, że wojsko kupuje i wymaga, a przemysł nie interesuje MON- twierdzi Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej, odpowiadający w poprzednim rządzie za zakupy i inwestycje armii. Jego zdaniem przełomem okazała się polityka składania przez wojsko wieloletnich zamówień w krajowych przedsiębiorstwach.
Przygotowywano się do nich wcześniej, ale już w zeszłym roku liczba wieloletnich umów o dużej wartości przekroczyła pięćdziesiąt. W tym systemie armia kupuje połowę podstawowego sprzętu. Podpisanie długoterminowych kontraktów ułatwia przedsiębiorstwom skupionym w największych grupach zbrojeniowych, Bumarze i Agencji Rozwoju Przemysłu, rozmowy z bankami o kredytach.
Zakontraktowane dostawy oznaczają zazwyczaj ustabilizowanie sytuacji firm i pewniejszą pozycję na rynku. Zdaniem byłego wiceszefa MON, sukcesy eksportowe polskich przedsiębiorstw zbrojeniowych byłyby niemożliwe bez pomocy armii. (PAP)