Wojna w Urzędzie Wojewódzkim
Związki zawodowe działające w urzędzie nie mogą dogadać się z dyrektor generalną Małgorzatą Książek-Grelewicz, która realizując ideę taniego państwa, tnie wydatki na lewo i prawo, i skrupulatnie wylicza zużycie... spinaczy, atramentu oraz pinezek.
02.10.2006 | aktual.: 02.10.2006 09:26
Zdaniem związkowców nie chodzi wcale o oszczędności, ale o łamanie praw pracowniczych i związkowych, a to sprawa arcypoważna, bo godząca w podstawę ruchu związkowego. Dlatego w liście do premiera Jarosława Kaczyńskiego poprosili "o wyciągnięcie konsekwencji służbowych wobec osób, które dopuściły do zaistniałej patologicznej i konfliktogennej sytuacji eliminującej możliwość kształtowania przez partnerów społecznych harmonijnych relacji zawodowych i międzyludzkich".
Wojewoda i jego człowiek
Na celowniku związków znalazły się dwie osoby, które zburzyły tę harmonię: wojewoda Tomasz Pietrzykowski i dyrektor Małgorzata Książek-Grelewicz. A jeszcze nie tak dawno było zgodnie i przyjemnie...
- W ostatni Wielki Czwartek, w tym pokoju, gościliśmy panią dyrektor na wielkanocnym jajeczku. Były życzenia, padło wiele dobrych słów - wspomina w służbowej siedzibie Jan Szajnar, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Administracji Województwa Śląskiego.
Dziś jest wojna, wotum nieufności, wszechobecna podejrzliwość. Zaczęło się od odebrania związkom zawodowym prawa do podziału premii. To był kamyk, który rozpoczął lawinę, a więc czy ktoś tego chce, czy nie - ten najważniejszy.
- To było złamanie ustawy o związkach zawodowych - powtarzają związkowcy.
Twarda sztuka
Od 2001 r. z funduszu płac w Urzędzie Wojewódzkim wyodrębniano pewną pulę, którą związkowcy dzielili między swych członków. Zdaniem kierownictwa urzędu reprezentanci związków zawodowych otrzymali w tym czasie 116 tysięcy 850 złotych. Według samych związkowców w rzeczywistości było tych pieniędzy znacznie mniej, bo jedynie 24 tysiące złotych.
Jedynie przewodniczący "Solidarności" Zbigniew Bartoń oddał przyznane przez dyrektora generalnego pieniądze.
- To powrót do normalności - ocenia swą decyzję dyrektor generalna, siedząc przy biurku w swym nieskazitelnie czystym gabinecie. Wysoka, szczupła, w okularach. Jej zwolennicy chwalą ją: ostra babka, a nie jakaś tam mamałyga. Wie, czego chce. Przeciwnicy ubolewają: kompletnie nie potrafi współpracować z ludźmi, konfliktowa.
- Ja mam tu jeden cel - dobrze wykonywać swoje obowiązki. Mnie będą rozliczać z efektów. Nie boję się podejmować trudnych decyzji - twierdzi dyrektorka.
Spinacze, klej i domki typu Brda
Zanim Małgorzata Książek-Grelewicz awansowała, pracowała w Biurze Audytu i Kontroli w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim. Wojewodę Pietrzykowskiego zachwyciła analizą dotyczącą możliwych do wprowadzenia w Urzędzie oszczędności. Plotka mówi, że pewien poseł PiS szepnął o niej jakieś dobre słowo wojewodzie poszukującemu kadr.
Małgorzata Książek - Grelewicz tak jak on jest prawniczką, ma 32 lata. Dłoń ściska mocno, po męsku. Swoje nowe porządki wprowadziła szybko i bez zbędnych dyskusji. Zmalały rachunki za telefony, benzynę. Idea taniego państwa jest wyjątkowo bliska pani dyrektor.
Pokazuje np. analizę poboru materiałów biurowych w urzędzie. Z podziałem na poszczególne działy. Dzięki niej wiadomo, ile wykorzystuje się serwetek, temperówek i nabojów do piór oraz gdzie zużywa się ich za dużo (przy okazji warto zwrócić uwagę na ilości kleju, jakie idą w wydziale spraw obywatelskich i migracji).
Jednak "ofiarą" oszczędności padły też domki typu Brda w Przyłubsku oraz ośrodek "Relaks" w Wiśle, należące do Urzędu. Według generalnej nie były odpowiednio wykorzystane, a remonty zbyt kosztowne. Związkowcy zaprotestowali, bo "środowiska pracownicze Urzędu Wojewódzkiego" nie będą mogły już korzystać z taniego letniego oraz zimowego wypoczynku.
- Od 2006 roku ośrodki stały się samofinansujące i nie obciążają budżetu wojewody - twierdzi Bartoń.
Akcja: Anonim
To był kolejny kamyczek całkiem potężnej już lawiny. Potem zaczęły spadać głazy... Okazało się np., że pani dyrektor odmówiła zapłaty faktur za dwie wycieczki do Szczyrku i Węgierskiej Górki, zorganizowane przez związki zawodowe.
Związkowcy z niesmakiem wspominają też zebranie pracowników urzędu z wojewodą i generalną. Na forum odczytywano m.in. wrzucane anonimowo do urny pytania spisane na karteczkach. Odpowiadali wojewoda i generalna: Czy prawdą jest, że przedstawiciele związków zawodowych podzielili między siebie środki funduszu socjalnego i bez wiedzy innych pracowników urządzali huczne i zakrapianie wycieczki sobotnio-niedzielne?
I pytanie do przewodniczącego zakładowej "Solidarności" Zbigniewa Bartonia: Proszę wymienić kryteria, jakimi kieruje się pan umieszczając pracowników urzędu na swojej liście do zwolnienia?
Kwestia kompetencji
Zebranie wzburzyło związkowców do białości. Trzeba jednak przyznać, że padły też kwestie podważające kompetencje generalnej: Jak to możliwe, by w konkursie na najważniejsze stanowisko w urzędzie nie było wymogu co najmniej 5-letniego doświadczenia zawodowego na stanowiskach kierowniczych? Dlaczego dyrektor generalny narusza prawo wprowadzając jednostronnie swoje bezpodstawne zasady dotyczące wynagrodzeń?
Książek-Grelewicz podsumowała sprawę jednoznacznie: - Ja oczekuję konstruktywnego dialogu na zasadach partnerstwa, natomiast przewodniczący związków zawodowych oczekują, że będę wykonywała ich polecenia.
- Te pytania to były chwyty poniżej pasa. Odgórnie sterowane - oburzają się związkowcy. Wszystkie pytania i odpowiedzi wydano w specjalnej książeczce i każdy mógł sobie poczytać. - Nie mógł, ale musiał przeczytać, potwierdzając zapoznanie się z treścią książeczki swoim podpisem - mówi Bartoń.
Jawność i konspiracja
- Jeszcze nigdy naszej pracy nie towarzyszyła taka jak teraz jawność - wyjawia dyrektorka. - Wszystkie informacje idą do gabloty, bo chcemy dostarczyć ich wszystkim pracownikom.
W Urzędzie Wojewódzkim pracuje około 900 osób. 260 z nich należy do związków zawodowych. - Nie wszyscy się jednak ujawniają - zaznacza przewodniczący Bartoń. Ilu jest zakonspirowanych członków, nie wiadomo.
A liczby są bardzo ważne, bo według związkowców wojewoda podważa reprezentatywność związków zawodowych, powołując się właśnie na ich znikomą liczebność, a na to związki zawodowe, choćby i reprezentowane symbolicznie, nie mogą sobie pozwolić. Konflikt rozpalił się nowym ogniem, gdy w liście do Jarosława Zielińskiego, wiceministra spraw wewnętrznych i administracji, odezwała się nie zrzeszona załoga w liczbie dwudziestu osób, podpisanych pod korespondencją z imienia i nazwiska. - Treść listu dwukrotnie była wystawiana do podpisów niemal jak polecenie służbowe. To kolejna inicjatywa kierownictwa urzędu, której celem było podważenie roli związków zawodowych - podkreśla Bartoń.
Co przeczytał minister Zieliński? Ano że... interes pracowniczy w ujęciu prezentowanym przez związki zawodowe działające w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim nie jest interesem wszystkich pracowników.
Jakie pieniądze?
"O wycieczkach, imprezach kulturalnych, a nawet domkach typu Brda w Przyłubsku nie wiedzieliśmy. Co więcej, nie wiedzieliśmy, że na obiekty Relaks w Wiśle i dwa domki typu Brda w Przyłubsku na ich remonty, doposażenie przy akceptacji oraz na wniosek związków zawodowych wydatkowano znaczne środki z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Oburza nas fakt, że są to środki z Funduszu, na które odprowadzane są składki z naszych wynagrodzeń, a z których korzystali nieliczni".
- To nic innego jako lojalka. Przypomniały mi się najgorsze czasy - ocenia "oddolną" inicjatywę Zbigniew Bartoń.
Wojewoda: Dymisji nie będzie
Sytuacja na barykadzie pozostaje jednak bez zmian. Mimo żądania związkowców wojewoda nie zdymisjonuje pani dyrektor, a związkowcy zamierzają trwać w poglądach i oporze. Czekają na odpowiedź premiera.
Do Pietrzykowskiego już przylgnęła etykieta antyzwiązkowego wojewody. Dla wielu nie ulega wątpliwości, że naruszył święty spokój związkowców. Wojewoda zaprzecza. Jego zdaniem "autentyczny dialog społeczny nie może ograniczać się do gabinetowych uzgodnień między nim, dyrektor generalną i przewodniczącymi związków reprezentujących kilkanaście procent pracowników". Po takiej deklaracji lawina raczej w miejscu nie stanie.
Agata Pustułka