Wojna w koszarach
Trwa próba sił między lubuskim oddziałem
Agencji Mienia Wojskowego i władzami Gubina. Tymczasem obiekty
powojskowe w mieście jak straszyły, tak straszą - pisze "Gazeta
Lubuska".
06.05.2004 | aktual.: 06.05.2004 06:21
Krzysztof Wojnarowski, były gubiński wojskowy, przyznaje, że, gdy przejeżdża obok ciągu koszarowców boli go serce. Jak można zmarnować "taaaakie" dobro.
"Przez lata żołnierzy ścigano za dziury w ogrodzeniu, sztućcami wydłubywało się trawę spomiędzy bruku i po co to wszystko...?" - zastanawia się K. Wojnarowski.
Gdy przed trzema laty likwidowano kolejne jednostki i garnizony, ich zagospodarowaniem zająć miała się Agencja Mienia Wojskowego. Sprzedawać, wydzierżawiać, wymieniać setki budynków, hektarów ziemi, majątku ruchomego. W ciągu pięciu lat lubuski oddział AMW przekazał do kasy resortu obrony narodowej ponad 100 mln zł. z "upłynnionego" armijnego dobra.
"Mamy pewien pomysł na zagospodarowanie niektórych obiektów powojskowych, ale na pewno nie będziemy tego załatwiali za pośrednictwem lubuskiej AMW" - mówi burmistrz Gubina Lech Kiertyczak. "Spróbuję od razu przez Warszawę. Lubuska Agencja jest nieudolna, niekompetentna i jest w stanie zarżnąć każdy pomysł".
Władze Gubina przyznają, że powojskowe mienie w tym mieście jest zmorą. Jak można przekonywać inwestorów, że jest to atrakcyjne miejsce do robienia interesów, skoro straszą puste gmaszyska... Radykałowie, wśród nich burmistrz Kiertyczak, uważają, że wszystko powinno się zburzyć. Tak uczynili nasi zachodni sąsiedzi.
Zdaniem władz miasta sporo winy leży po stronie AMW, która rzuca Gubinowi kłody pod nogi. Jak inaczej można nazwać operację, gdy miasto chciało kupić teren byłego lotniska za więcej, a agencja sprzedała go taniej, ale komuś innemu. Według gubinian to także specjaliści od wojskowych nieruchomości torpedują inicjatywę Dariusza Michalczewskiego, który w powojskowych obiektach chciał utworzyć klub bokserski.
"Na swoje nieruchomości przyjęli poznańskie ceny, kto to kupi" - dodaje zastępca burmistrza Zenon Turowski. (PAP)