Wojna po wojnie w Iraku. Po odbiciu Mosulu z rąk ISIS, Kurdowie wystąpią przeciwko rządowi?
Północny Irak na czele z wielomilionowym Mosulem jest dziś terenem starć armii rządowej i Państwa Islamskiego. Od skrajnie północnej strony na islamistów naciskają także oddziały Kurdyjskiego Rządu Autonomicznego. Problem w tym, że przy okazji zajmują szerokie połacie ziemi, z których nie zamierzają się wycofać po zakończeniu działań w Mosulu. Czy Irak czeka kolejna wojna?
Problem w tym, że w toku irackiej wojny z ISIS Kurdowie mają swój własny interes - jest nim stworzenie państwa dla ponadtrzydziestomilionowego narodu, jednego z największych bez własnego kraju rozsianego po Turcji, Iraku, Iranie i Syrii.
Razem do czasu
W miarę upływu czasu, coraz jaśniej widać, że Kurdowie nie kwapią się do opuszczania kolejnych miejscowości, które odbijają z rąk dżihadystów. Dlatego wiele wskazuje na to, że po pokonaniu ISIS odżyć może etniczny konflikt z kurdyjską niepodległością w tle.
Jak wygląda to w praktyce, doskonale pokazuje reportaż "The Washington Post". Amerykański dziennik przybliża historię płk Nabiego Ahmeda Mohammeda, który na czele 300-osobowego oddziału dostał od dowództwa armii irackiej rozkaz zabezpieczenie miejscowości Baszika i wcielenia jej jako punkt frontowy operacji ofensywy na opanowany przez dżihadystów Mosul.
Problem w tym, że oddział pułkownika jednocześnie myśli o stałej okupacji Basziki. Miejscowość leży w pasie spornej ziemi, do której od lat pełnię praw roszczą sobie zarówno Kurdowie, jak i władze centralne. - Będziemy walczyć o miejscowości z każdym przyszłym wrogiem, czy będzie to Daesz (Państwo Islamskie - przyp. red) czy ktokolwiek inny - słowa pułkownika wyjaśniają wszystko.
Dopóki wróg jest wspólny, istnieje wspólny front. Jednak gdy zabraknie dżihadystów do zwalczania, kruchy sojusz może się szybko posypać.
Zbliżenie i oddalenie z ropą w tle
Kurdowie i armia iracka zintensyfikowali wzajemne kontakty wraz ze wzrostem siły Państwa Islamskiego. Nie ma raczej mowy o współpracy bezpośredniej czy przeprowadzeniu skoordynowanych akcji przez połączone oddziały. W przypadku obu sił sukcesem jest jednak operowanie na tym samym polu bitwy, często w zasięgu wzroku wojsk, z którymi jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu toczono zażarte walki.
Kurdyjski Rząd Autonomiczny zarządza autonomicznym regionem od 1991 roku. Po amerykańskiej wojnie w Iraku Kurdom udało się wpisać istnienie autonomii w konstytucję z 2005 roku, a także rozszerzyć obszar faktycznego zarządzania. Wiele z tych terytoriów rząd w Bagdadzie nigdy rzeczywiście nie zrzekł się na rzecz autonomii.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że sporny obszar jest terenem roponośnym. Od lat Kurdowie próbują stać się niezależną siłą na rynku handlu surowcami energetycznymi. Bagdadowi jest to szczególnie nie w smak i trudno sobie wyobrazić, aby bez żadnych tarć odpuścił bogaty w ropę region Kirkuku.
Z drugiej strony gigantyczne problemy nastręcza Kurdom odmowa centralnego finansowania w wielu obszarach - sektor publiczny boryka się z poważnymi kłopotami w kwestii wypłat
Patowy scenariusz
Kurdyjscy liderzy dawali publicznie do zrozumienia, że tereny, które zajęli peszmergowie (zwyczajowa nazwa kurdyjskich oddziałów) przed operacją w Mosulu pozostaną pod ich kontrolą, a cała sprawa "nie podlega żadnym negocjacjom".
Oficerowie kurdyjscy twierdzą zresztą, że ich obecność jest niezbędna z uwagi na to, że zbiegli chrześcijanie, jazydzi i sami Kurdowie nie wrócą do swoich domostw, mając armię iracką za jedynego protektora. Wszyscy bowiem pamiętają przykład Mosulu, który Irakijczycy oddali dżihadystom w zasadzie bez walki.
- Są rejony, które wyzwoliliśmy krwią 11,5 tys. ofiar śmiertelnych i rannych peszmergów. Po tylu poświęceniach nie ma mowy o zwrocie pod federalną kontrolę - mówił już w połowie listopada Masud Barzani, lider autonomii.
Na Kurdach cieniem kładą się oskarżenia Human Rights Watch, z których wynika, że na terenach wyzwolonych przez peszmergów dochodziło do systematycznego niszczenia domów ludności arabskiej. Barzani odcinał się od oskarżeń o czystki, jednak mówił też, że po zajęciu spornych terenów nie zamierza pozwolić na "arabizację" w stylu Saddama Husajna.
Z kolei iraccy oficerowie twierdzą, że z planów, rozpisanych przed rozpoczęciem operacji wyzwolenia Mosulu z rąk dżihadystów, wynikało, że dojdzie do wycofania Kurdów, a okupacja jest tymczasowa. Oblężenie ruszyło 17 października i nadal trwa, dlatego na razie nie ma na tym tle żadnego konfliktu, ale już teraz widać, że sytuacja jest patowa i z pewnością da o sobie znać w niedalekiej przyszłości.
Póki co, obie strony bezpiecznie zakładają, że uda się wszystko unormować po zakończeniu ofensywy w Mosulu. Ale tu znowu rodzi się problem, bo zarówno Kurdowie, jak i Irakijczycy, powołują się na porozumienie z Amerykanami, które interpretują w zgoła odmienny sposób, oczywiście z korzyścią dla siebie.
Widmo wielkiej wojny regionalnej
- Na razie Irakijczycy i Kurdowie współpracują, ale jakikolwiek ruch ku niepodległości Kurdów może zniszczyć Irak. Może wywołać długą wojnę, w którą zostanie wciągnięta Turcja i Iran - ocenił na łamach Al-Dżiaziry Randż Alaaldin z Brookings Center.
Wszystkie wymienione kraje mają długą i burzliwą historię z Kurdami, którzy zresztą stanowią ok. 18 proc. populacji Turcji i ok. 10 proc. Iranu (w Iraku jest to 17 proc.). Potencjalnie mogliby oni stanowić zaplecze bojowe w przyszłym konflikcie z Bagdadem.
Jednak jest tu także wiele innych płaszczyzn. Turkom nie podoba się skuteczność i aktywność w Mosulu szyickich milicji rodem z Iranu. Ewentualne przejęcie Mosulu przez szyitów, z których zresztą składa się w tej chwili rząd Iraku, byłoby odbierane przez Ankarę jako bezpośrednie zagrożenie.
Miasto przed wojną liczyło sobie niemal 2 mln mieszkańców, w większości sunnickich muzułmanów. Rzecz w tym, że w przypadku szyickich sił, wspieranych przez Iran i władze w Bagdadzie mogłoby zostać częściowo zasiedlone na nowo, z myślą o zmianie kompozycji religijno-etnicznej.
Skomplikowana i wielostronna wojna z Państwem Islamskim w Syrii i Iraku, wkrótce możne znaleźć woje odbicie w pełnej złożoności nowego układu sił w Mosulu.