Wojna na górze, spokój na dole?
Kiedy się czyta polskie gazety, ogląda telewizję, to powstaje wrażenie, że żyjemy w kraju ogarniętym jakimś zasadniczym konfliktem, gdzie nie ma zgody co do spraw podstawowych, a i tak wciąż pojawiają się nowe konflikty, które dzielą naród i społeczeństwo. Ostatnie spory wokół lustracji są tylko jednym z przykładów, przecież i przedtem były i są inne spory, czy to o konstytucję, czy też rozmaitego rodzaju afery dotyczące środowisk politycznych.
05.04.2007 | aktual.: 05.04.2007 06:31
Obecny spór lustracyjny osiągnął moim zdaniem apogeum zacietrzewienia po obu stronach, już chyba zwolennicy i przeciwnicy nie są nawet w stanie dyskutować, w istocie chyba na dyskusji przestało im zależeć, trwa za to tylko wymiana listów i rytualnych oświadczeń. Na przykładzie sporu lustracyjnego widać, jak przecina on kolejne środowiska: najpierw polityków, potem dziennikarzy, teraz naukowców.
To, że rozmaite spory ogarniają nowe środowiska nie znaczy jednak moim zdaniem, że ogarniają całe społeczeństwo. Myślę, że cechą charakterystyczną tych sporów jest to, że dotyczą one głównie środowisk politycznych, czy też szerzej – części elit. Bardziej podzielone są elity, niż „masy”. W Polsce jest bardziej „wojna na górze”, niż na dole. Mamy już zresztą niezłą tradycję owych wojen na górze. A „na dole” jest chyba trochę inaczej. Rozwija się gospodarka, wiele konkretnej pracy widać w samorządach, krótko mówiąc – Polska widziana z innej niż warszawska perspektywy nie wygląda na przeciętą jakimś zasadniczym, niepokonywalnym konfliktem. I może dlatego coraz mniej słychać o próbach eksponowania słynnego podziału między tzw. Polską solidarną a liberalną, jakby twórcy tej koncepcji zdali sobie sprawę, że nie opisuje ona trafnie naszej rzeczywistości.
Nie zamierzam tu idealizować i tworzyć obrazu pogrążonej w sporach i chaosie Polski elit przeciwstawionej uporządkowanej i zgodnie współpracującej Polsce „mas”. Na tzw. „dole” też są konflikty, spory i afery. Ale nawet gołym okiem widać, że często są to inne konflikty i spory, niż te, którymi żyje polska polityka i część elit. Nie po raz pierwszy okazuje się, że polska polityka i polskie społeczeństwo niekiedy żyją w innych światach.
Czy tak będzie cały czas? Nie można wykluczyć, że w końcu, po dłuższym okresie, płaszczyzny sporów narzucane przez polityków zaczną być też dominujące w życiu społecznym. Ale nie można odrzucać ewentualności przeciwnej. Gdy podziały i spory w polityce słabo odzwierciedlają podziały społeczne, problemy gospodarcze, może to być sygnałem, iż w jakiejś perspektywie wyłoni się nowa polityka, bardziej adekwatna do tego, czym żyją ludzie. Niektórzy pamiętają jeszcze z lekcji marksizmu, że to „nadbudowa” zależy od „bazy”, a nie odwrotnie. Czy Marks musiał się we wszystkim mylić? Ale dla uzasadnienia takich przewidywań nie potrzeba zresztą odwołań do marksizmu. Wystarczy dostrzeżenie tego, że dynamika rozwoju społecznego i gospodarczego w jakimś momencie może zostać skrępowana przez to, co dzieje się na scenie politycznej, zarówno rządowej, jak i opozycyjnej. Może też pojawić się coraz więcej istotnych grup społecznych, które będą czuły, że nie ma kto reprezentować ich aspiracji i interesów.
Nic więc nie jest dane raz na zawsze, skoro zmienia się społeczeństwo, polityka w dłuższej perspektywie też nie będzie stała w miejscu, czego życzę z okazji Świąt Czytelnikom i sobie.
Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski