Województwo londyńskie
Jeśli wybierasz się do Londynu na wakacje, właściwie nie musisz znać angielskiego. W metrze, autobusie, hotelu, restauracji czy pubie zawsze znajdzie się ktoś, kto mówi po polsku. Często w pubie czy restauracji pracuje kilkoro Polaków. Język polski słychać na ulicy i w supermarketach - pisze Jacek Pałasiński w tygodniku "Wprost".
I nic dziwnego, bo w Londynie mieszka już prawie jeden na stu Polaków, a jeden na pięćdziesięciu - w Wielkiej Brytanii. Nic więc dziwnego, że wśród 56 ofiar zamachów z 7 lipca znalazły się aż trzy Polki, co oznacza to, że wśród polskich londyńczyków ofiar było 2,5 razy więcej niż wśród pozostałych londyńczyków. Polacy byli zresztą pierwsi przy stacji Edgware Road tuż po eksplozjach. Pracowali w pobliżu, więc od razu pobiegli pomagać: jeden z piłą tarczową do metalu, inny z łopatą, jeszcze inny z łomem.
- Pracowałem w górskim pogotowiu, mam doświadczenie w grotach, więc zaraz oddałem się do dyspozycji londyńskiej policji - wspomina Janusz Olesiak, majster na budowie w pobliżu stacji Edgware Road. Na zamachy większość Polaków reagowała w typowo brytyjski sposób: "Nie zamierzamy zmieniać naszego stylu życia. Nie damy się im zastraszyć" - mówili.
Praktycznie w każdym wagoniku metra można spotkać naszych rodaków i nie wyglądają na zastraszonych czy przejętych, nie rozglądają się podejrzliwie, nie wpatrują we współpasażerów o oliwkowej skórze. Żartują, czytają, załatwiają interesy.
Kraków w Londynie
Polska wspólnota na Wyspach Brytyjskich to spore miasto - wielkości Krakowa z przyległościami. A jak wiadomo, w mieście nie może zabraknąć sklepów i firm usługowych, przedsiębiorstw dających pracę i przychodni lekarskich, restauracji i sal koncertowych, gazet i zakładów pogrzebowych. To wszystko w bardzo krótkim czasie Polacy stworzyli w Londynie. Z badań "Pentora" przeprowadzonych w ubiegłym tygodniu na zlecenie "Wprost" wynika, że Polacy uważają Londyn za najbardziej przyjazne miasto w Europie.
Ponad 44% badanych jest zdania, że brytyjska stolica oferuje nam najlepsze warunki pracy. Na drugi w tym quasi-rankingu Berlin wskazuje 16% badanych, a na trzeci - Rzym - 5,7%. Prawie jedna trzecia Polaków (28,8%) przyznaje, że ktoś z ich rodziny lub znajomych wyjechał ostatnio do pracy w Londynie. Mimo niedawnych zamachów terrorystycznych w stolicy Wielkiej Brytanii aż 43% ankietowanych deklaruje, że chętnie podjęłoby pracę właśnie w Londynie.
Pracowity jak Polak
Po co Polacy jadą do Londynu? Oczywiście po pieniądze. Nie zarabiają tam dużo, ale zawsze: minimalna stawka za godzinę to 4,85 funta, czyli około 28 zł. Trzeba od tego odjąć podatek, około 5,6 zł, czyli zostaje 22,4 zł na godzinę. Otrzymując minimalną stawkę, zarabiamy 180 zł dziennie, czyli 900 zł tygodniowo. Z tego co najmniej 300 zł trzeba wydać na mieszkanie w dwuosobowym, wynajętym pokoju i drugie tyle na skromne jedzenie i przejazdy. Tygodniowo można więc odłożyć 300 zł. Ale często, zwłaszcza na budowach, można zarobić na czysto 400 funtów tygodniowo, czyli około 2,4 tys. zł. Po roku pracy na brytyjskich saksach można wrócić do Polski z 50 tys. zł, co wystarcza na zadatek na własne mieszkanie albo na przyzwoity samochód.