ŚwiatWłosi zjadają polskie konie

Włosi zjadają polskie konie

Polska jest największym w Europie eksporterem koni, niestety nie koni sportowych czy pociągowych, ale tych przeznaczonych na produkcję mięsa. Każdego roku około 50 tys. zwierząt jest sprzedanych i wysyłanych z Europy środkowo-wschodniej do Włoch, Francji i Belgii na rzeź. Handel nimi jest jednym z najokrutniejszych i najmniej uregulowanych procederów w Europie. Najwięcej koni trafia do Włoch.

Włosi zjadają polskie konie
Źródło zdjęć: © AFP | Juan Mabromata

22.02.2012 | aktual.: 23.02.2012 11:26

Od kilkuset lat, w pierwszy poniedziałek Wielkiego Postu, w Skaryszewie koło Radomia, odbywa się największy w Polsce, a być może także jeden z największych w Europie, targ koni. Na 2 dni (w tym roku 26-28 luty), do tego niewielkiego miasteczka zjeżdżają się handlarze, rolnicy oraz eksporterzy nie tylko z kraju, ale także z zagranicy - głównie z Włoch. Na sprzedaż do rzeźni wystawianych jest nawet 1,5 tys. koni, a odwiedza to miejsce ok. 10 tys. osób.

Koni jest coraz mniej

Jak informują organizacje sprzeciwiające się bestialskiemu handlowi polskimi końmi - dziesięć lat temu w Polsce był 1 milion koni, dziś jest ich połowa. Do rzeźni sprzedaje się wszystkie zwierzęta, bez wyjątku. W pierwszej kolejności trafiają tam konie pociągowe, ale również wyścigowe i jeździeckie. Wiele jest starych, chorych, rannych, a nawet ślepych, ale ze względu na wysoki popyt i dobre ceny są sprzedawane nawet zdrowe konie oraz młode. Większość z nich jest własnością prywatną.

Wywożone z Polski zwierzaki czeka bardzo długa podróż. Jednym z najodleglejszych miejsc przeznaczenia jest Sardynia oddalona o 2,5 tys. km, co oznacza, że transport trwa nawet 95 godzin. Wcześniej przewóz odbywał się koleją. Stłoczone, zamknięte w wagonach towarowych konie, stały często na granicy włoskiej w upale, bez wody i jedzenia. Teraz najczęściej przewozi się je w tirach, ale drogi są pełne dziur, a kierowcy jadą zbyt szybko.

Z Cieszyna konie są przewożone przez Czechy, Słowację i Węgry do Słowenii, a następnie do Włoch. Ta wydłużona droga pozwala uniknąć restrykcyjnych kontroli weterynaryjnych w Austrii. W tłoku często tracą równowagę i upadają, nie są w stanie podnieść się same w jadącym tirze i są tratowane przez towarzyszy niedoli. Zwierzęta podróżują bez postoju. Po przybyciu na miejsce, martwe konie są wyciągane z ciężarówek łańcuchami, a ranne poddawane brutalnemu traktowaniu i zmuszane do wstania. Później zwierzaki idą na ubój.

Wytyczne dla transportu zwierząt w Unii Europejskiej to niewiele więcej niż cyniczna fikcja, ponieważ w praktyce, w całej Europie, nikt nie kontroluje jak przewożone są "zwierzęta przeznaczone na ubój". Norma, która przewiduje, że konie powinny podróżować w pojedynczych boksach, mając wystarczająco dużo jedzenia oraz wody i odpoczywać na postojach - jest całkowicie ignorowana.

Zdrowa żywność dzięki fałszywym dokumentom

We Włoszech najbardziej poszukiwane są źrebięta, których mięso uchodzi w tym kraju za "zdrową żywność". Ponieważ dokumentacja koni jest często fałszowana, nie można ustalić ich rzeczywistego pochodzenia. Nagminne są też przypadki kradzieży koni, ponieważ złodzieje wiedzą, iż łatwo będzie zdobyć fałszywe świadectwa ich pochodzenia. We Włoszech panuje przekonanie, że końskie mięso daje "dobrą krew", gdyż jest chude i bez cholesterolu. Włosi jedzą je na surowo z oliwą, czosnkiem oraz rozmarynem. Spożywanie tego mięsa jest zalecane szczególnie dzieciom, osobom starszym i chorym lub osobom będącym na diecie odchudzającej. Także zwolennicy zdrowego trybu życia i żywności biologicznej chętnie jedzą koninę.

Niestety coraz częściej dochodzi do oszustw. Prokuratura w Reggio Emilia, po długim, trwającym ponad rok dochodzeniu, wysłała policję i sanepid do znanej lokalnej rzeźni "Zerbini e Ragazzi". Skontrolowano nie tylko konie przeznaczone do uboju, ale także mięso idące już na rynek. Podczas kontroli odnaleziono ponad 600 sfałszowanych metryk końskich, w których stare zwierzęta "udawały" źrebaki.

238 zwierzaków pochodziło ze stadniny w Parmie i były to konie jeździeckie. Wszystkie dokumenty umiejętnie sfałszowano w Rumunii, wykorzystując do współpracy nieuczciwych włoskich weterynarzy, którzy potwierdzali wiek i pochodzenie koni.

Dochodzenie włoskiej prokuratury w Reggio Emilia potwierdziło po raz kolejny, że istnieją duże, międzynarodowe organizacje, które przeznaczają mięso koni wyścigowych do celów spożywczych. Ten typ koniny to "bomby" kortyzonowe, gdyż mięso jest naszpikowane lekami i środkami dopingowymi. Z Europy Wschodniej przybywają natomiast zwierzęta, które mogą być zarażone salmonellą lub włośnicą. Ich mięso nie jest kontrolowane, a w przypadku chorych zwierząt po prostu fałszuje się odpowiednie dokumenty weterynaryjne. Ten proceder "zoo mafii", przynosi rocznie ponad 20 mln euro zysku.

Konie to towarzysze ludzi

Już od kilku lat, mówi się o tym, że konina zniknie z włoskich stołów. Do włoskiego parlamentu wpłynął nawet projekt by konie zakwalifikować, tak jak inne czworonogi (psy i koty), do zwierząt domowych, będących towarzyszami człowieka, a tym samym zakazać ich jedzenia.

Opór jest jednak zbyt silny i nie tylko z powodu błędnego przekonania, że konina to najzdrowsze mięso. W wielu regionach Włoch jedzenie mięsa końskiego wynika z tradycji. Najwięcej je się go w Apulii i na Sardynii - 32% całej włoskiej produkcji, a później w Lombardii - 14,3%, Piemoncie - 10,8%, Emilii Romanii - 9,2%, Wenecji - 7,6% i Lacjum - 5,5%.

W ostatnich latach spożycie koniny maleje na Półwyspie Apenińskim i obecnie średnia ilość koniny zjadanej przez przeciętnego Włocha to ok. 1 kg, rocznie, ale to nadal jest w sumie 60 mln kg mięsa. Zapewne jest to znak ewolucji kulturowej, prawdopodobnie związany z szerszą identyfikacją konia, jako zwierzęcia domowego. Jednak droga do zrozumienia tego, we włoskim społeczeństwie będzie jednak bardzo długa. A w międzyczasie Włosi mogą zjeść wszystkie polskie konie...

Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)