Włodzimierz Olewnik: mój syn mógł być uwolniony, gdyby policja pracowała rzetelnie
Krzysztof Olewnik mógł być uwolniony, nawet krótko po porwaniu, gdyby policja rzetelnie analizowała połączenia telefoniczne i inne otrzymywane informacje, w tym wskazujące nazwiska sprawców - zeznał przed sądem ojciec uprowadzonego Włodzimierz Olewnik.
Olewnik podkreślił, że ma żal do organów ścigania, iż przez dwa lata przetrzymywania jego syna przez porywaczy - jak zaznaczył - notowanych wcześniej przestępców, nie doszło do uwolnienia.
Przed Sądem Okręgowym w Płocku wznowiono rozprawę w procesie dwóch policjantów, którzy w latach 2001-04 pracowali przy sprawie porwania Krzysztofa Olewnika. Remigiusz M. i Maciej L. są oskarżeni o niedopełnienie obowiązków, co naraziło uprowadzonego na utratę życia. Obaj nie przyznają się do winy.
- W mojej ocenie było to bardzo proste, bo już w pierwszym tygodniu (po porwaniu - red.) dysponowałem połączeniami telefonicznymi, które budziły zastrzeżenia. Gdyby się dobrze przyłożyć do analizy tych telefonów, Krzysztof mógł być uwolniony - ocenił przed sądem Włodzimierz Olewnik. Zapewnił przy tym, że cała rodzina Olewników od początku współpracowała z policjantami i prokuraturą, dostarczając wszelkie informacje, mogące pomóc w postępowaniu.
Odpowiadając na pytania prokuratora Jarosława Palucha, Włodzimierz Olewnik zeznał, że w dniu zniknięcia syna był przekonany, że został on zamordowany albo uprowadzony. Przyznał również, że tego dnia część jego rodziny sugerowała policji, że osobami związanymi z porwaniem mogą być dwaj mieszkańcy Drobina (miejscowości, gdzie mieszkają Olewnikowie). Informacje te potwierdziło późniejsze śledztwo i proces sprawców uprowadzenia, który odbył się na przełomie 2007 i 2008 r.
Olewnik podkreślił m.in., że policja nie udzieliła pomocy jego rodzinie przy przygotowaniu okupu dla porywaczy. - Nikt nas nie instruował, w jaki sposób przygotować okup. Sami kserowaliśmy banknoty i spisywaliśmy ich numery. Żaden z dwóch oskarżonych nie był obecny przy przygotowaniu okupu - oświadczył. Według Olewnika policja nie podjęła też czynności dotyczących sprawdzenia anonimu, który otrzymał, a którego fragment brzmiał: "nie chcę śmierci Krzyśka". - Przeraziło mnie, że z anonimem policjanci nie zrobili nic - dodał.
Odpowiadając z kolei na pytania obrony, Olewnik przyznał, że jego utrata zaufania do policji narastała wraz z upływem czasu od porwania syna. - W pierwszym okresie, może dwóch, trzech miesięcy, wierzyłem policji. Potem zaczęło być inaczej. Było wiele niejasnych sytuacji. Dlatego chciałem wymiany grupy policjantów zajmujących się sprawą - zaznaczył.
Odnosząc się do kwestii wymontowania z jednego z samochodów należących do rodziny Olewników urządzenia GPS, które założono na polecenie policji, Włodzimierz Olewnik oświadczył, że celem demontażu nie było "zmylenie policji", ale fakt, że urządzenie to rozładowywało akumulator, co w praktyce uniemożliwiało uruchomienie auta. Był to samochód, którym przewożono m.in. okup dla porywaczy - wyjazdów z próbą przekazania okupu było w sumie kilkanaście.
O wymontowanie GPS pytali Olewnika Remigiusz M. i jego obrońca. Olewnik zeznał, że policja, która za pomocą GPS chciała śledzić trasę auta, wiedziała o wymontowaniu urządzenia.
Według Olewnika podczas ostatniej próby przekazania okupu porywaczom, która w lipcu 2003 r. zakończyła się powodzeniem, policja nie zapewniła należytej obserwacji. - Na dzisiaj twierdzę, że nie było żadnej obserwacji policji. Wtedy miałem świadomość, że taka obserwacja powinna być - powiedział.
Remigiusz M. i Maciej L. oskarżeni
W grudniu 2012 r. gdańska prokuratura apelacyjna oskarżyła Remigiusza M. i Macieja L. o zaniedbania, w tym o to, że w lipcu 2003 r. w Warszawie nienależycie zabezpieczyli miejsce przekazania okupu porywaczom Krzysztofa Olewnika. Zarzuty objęte aktem oskarżenia zagrożone są karą pozbawienia wolności do lat 3 i przedawniają się w sierpniu 2014 r.
Remigiusz M. to szef grupy operacyjno-dochodzeniowej z mazowieckiej komendy policji w Radomiu, która od października 2001 r. do sierpnia 2004 r. badała sprawę porwania Krzysztofa Olewnika; Maciej L. to funkcjonariusz policji z Płocka, który pracował w tej samej grupie.
Obu funkcjonariuszom śledczy zarzucili, że przedwcześnie i bezzasadnie odstąpili od obserwacji miejsca przekazania okupu, a później nie przeprowadzili natychmiastowych jego oględzin, co mogło doprowadzić do utraty śladów kryminalistycznych. Prokuratorzy postawili też policjantom zarzut, że w 2001 r. nie przesłuchali osoby mogącej pomóc sporządzić portret pamięciowy szefa grupy porywaczy - Wojciecha Franiewskiego - który kupił telefon komórkowy służący potem porywaczom do kontaktu z rodziną Olewników.
Porwanie Krzysztofa Olewnika
Krzysztof Olewnik został uprowadzony ze swego domu w Drobinie (Mazowieckie) w nocy z 26 na 27 październiku 2001 r., po przyjęciu z udziałem m.in. płockich policjantów. Sprawcy kilkadziesiąt razy kontaktowali się z rodziną, żądając okupu. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro, jednak uprowadzony nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców okupu, został zamordowany. Jego ciało zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan. Odnaleziono je w 2006 r., a w 2010 r. po ekshumacji na cmentarzu w Płocku i badaniach genetycznych ostatecznie potwierdzono tożsamość Krzysztofa Olewnika.
W sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika w październiku 2007 r. na ławie oskarżonych płockiego sądu okręgowego zasiadło w sumie 11 osób. W marcu 2008 r. sąd skazał dwóch zabójców Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika - na kary dożywotniego więzienia. Ośmioro innych oskarżonych otrzymało kary od roku więzienia w zawieszeniu do 15 lat pozbawienia wolności; jednego z oskarżonych sąd uniewinnił.
Trzech sprawców porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika popełniło samobójstwa w zakładach karnych w Olsztynie i Płocku: Franiewski jeszcze przed procesem w 2007 r., a po ogłoszeniu wyroku - Kościuk w 2008 r. i Pazik w 2009 r.