PolskaWłaściciele szpitalnych kiosków zdzierają z pacjentów

Właściciele szpitalnych kiosków zdzierają z pacjentów

Tak drogo jak w łódzkich sklepikach szpitalnych nie jest nawet na warszawskim Okęciu - mówi nam pani Jadwiga.

30.03.2011 | aktual.: 31.03.2011 08:15

- Byłam w szpitalu Matki Polki. I doznałam szoku, gdy zobaczyłam ceny w sklepiku spożywczym na parterze. Wedlowskie ptasie mleczko kosztuje tam 19,50 zł. To prawie dwa razy więcej niż w normalnym sklepie. Wszystko zresztą jest drogie. Wiele lat leczyłam ojca w warszawskim szpitalu na ul. Szaserów, ale z takimi cenami się nie spotkałam się - mówi.

Nasi reporterzy odwiedzili szpitalne sklepiki w Łodzi i regionie. W większości przypadków pacjenci nie mają powodów do zadowolenia. W bufecie szpitala przy ul. Spornej w Łodzi za czekoladki Merci 250 g zapłacimy aż 25 zł. Tymczasem w sieci sklepów Marcel identyczne opakowanie kosztuje jedynie 15,85 zł! - W tym sklepie kupuję tylko drobiazgi, resztę zakupów robię koło domu - mówi Renata Bartos, mama małego pacjenta.

Tanio nie jest w szpitalu im. Kopernika w Łodzi. Półlitrowa coca-cola kosztuje 3,90 zł, twarożek wiejski Piątnica - 2,80 zł, 25 szt. herbaty Lipton - 7,30 zł, wedlowskie ptasie mleczko - 17 zł. - Nie mamy wpływu na ceny w sklepiku - odpowiada Adriana Sikora, rzeczniczka szpitala. - Ogłaszamy przetarg na wynajem powierzchni, a działalność prowadzą prywatni przedsiębiorcy, nie możemy ingerować.

W łódzkim szpitalu im. Barlickiego zamiast sklepiku jest kawiarnia i restauracja. Ceny - bardziej dla lekarzy niż pacjentów. Za półlitrową butelkę wody mineralnej trzeba zapłacić 3 zł, za twarożek Piątnica - 3 zł, litr soku jabłkowego - 5 zł. Za filiżankę kawy trzeba zapłacić 6 zł.

Na ceny narzekają zarówno studenci Uniwersytetu Medycznego, jak i pacjenci. - Gdy czegoś potrzebuję, dzwonię do rodziny. Tu kupuję tylko najpotrzebniejsze rzeczy - mówi pani Maria, pacjentka. Zdesperowani chorzy wbrew zakazom wychodzą do sklepów na zewnątrz.

Także pacjenci ze szpitala w Sieradzu przepłacają nawet o 50 proc. za niektóre produkty oferowane przez sklepiki. Półtoralitrowa niegazowana Muszynianka kosztuje 3,60 zł. Dla porównania, za butelkę tej samej wody w supermarkecie zapłacimy niewiele ponad 2 zł.

Narzekają też pacjenci w Kutnie. W obu sklepikach działających w miejscowym szpitalu pacjenci muszą płacić więcej niż w sklepach w mieście. Droższy jest np. litrowy sok jabłkowy Tymbark, w szpitalu kosztuje 3,70 zł, w punkcie obok lecznicy - 2,80 zł. Kilogram bananów w szpitalnym kiosku w suterenie kosztuje 7,90 zł, a w sklepie społemowskim oddalonym o 300 metrów - 5,50 zł. Chorzy proszą o pomoc bliskich. - Takie rzeczy, jak napoje czy owoce, przynosi mi rodzina - mówi pan Adam, pacjent oddziału wewnętrznego.

Jednak nie wszędzie jest drogo. W szpitalu im. Pirogowa w Łodzi herbatę Lipton 25 szt. kupimy za 6,20 zł, o 5 gr taniej niż w sieci Marcel, filiżanka kawy Lavazza 3,50, czekoladki Merci kosztują 16,50 zł. - Mamy firmę rodzinną, sami prowadzimy sklep, żeby ograniczać koszty - mówi Ładysław Kołczyk, właściciel sklepu.

Cieszyć się mogą też chorzy w Bełchatowie, gdyż w szpitalnym punkcie ceny są nawet niższe niż w osiedlowych sklepikach. Właściciele muszą się bowiem liczyć z konkurencją nie tylko po-bliskich sklepów, ale i pizzerii.

W większości przypadków pacjenci mają do wyboru: przepłacać albo zrezygnować z zakupów. Nie mogą liczyć na pomoc Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, którego przedstawiciele argumentują, że w gospodarce rynkowej nie ma przymusu kupowania w takich, a nie innych sklepach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (28)