Władze irackie rozmawiają z partyzantami; koalicja czeka na wynik
Ochotnicy pomagali w poniedziałek grzebać ciała w Faludży, gdzie w ciągu minionego tygodnia 600 Irakijczyków, w tym wielu cywilów, zginęło w walkach piechoty morskiej USA z sunnickimi partyzantami. Władze irackie prowadziły tymczasem bez udziału Amerykanów rozmowy pokojowe z partyzantami w Faludży i z rebeliantami szyickimi Muktady al-Sadra na południu kraju.
12.04.2004 | aktual.: 12.04.2004 21:52
Od 4 kwietnia poległo w Iraku co najmniej 62 żołnierzy USA, a prezydent George W. Bush przygotowuje Amerykanów na możliwość dalszych strat. "To był ciężki tydzień" - oświadczył Bush w niedzielę - i moje modlitwy i myśli są z tymi, którzy płacą najwyższą cenę za naszą wolność". Wyraził przekonanie, że sytuacja będzie się poprawiać.
Wciąż są nowe straty - w niedzielę nad zachodnim Bagdadem zestrzelony został śmigłowiec Apache. Zginęła dwuosobowa załoga. W sumie po poniedziałkowych informacjach o kolejnych zabitych w szeregach USA, bilans amerykańskich ofiar interwencji wzrósł do 668, w tym 194 zabitych poza działaniami wojennymi. 900 zabitych
Łącznie straty po stronie irackiej, obejmujące partyzantów, sadrystów i ludność cywilną, przekroczyły od 4 kwietnia 900 zabitych.
W 400-tysięcznej Faludży, skąd w ostatnich dniach uciekła przed walkami jedna trzecia mieszkańców, i gdzie od piątku trwa z przerwami faktyczny rozejm, w poniedziałek rano panował względny spokój i na dwóch stadionach piłkarskich miasta rodziny ofiar grzebały swych bliskich. Grabarz na jednym ze stadionów powiedział, że pochowano tam przeszło 300 osób. Rzeczywista liczba ofiar może znacznie przekraczać 600, bo wielu zabitych grzebano w ogrodach koło domów. Wśród 1200 rannych jest przeszło 240 kobiet i około 200 dzieci.
Walka o rozejm
Członkowie irackiej Rady Zarządzającej, którzy ostro skrytykowali amerykańską krwawą pacyfikację Faludży, starają się znaleźć sposób przedłużenia rozejmu i zapobiec użyciu siły.
Bezwzględne przeczesywanie tego miasta przez wozy pancerne, śmigłowce szturmowe i czołgi w poszukiwaniu partyzantów, podjęte po zamordowaniu tam 31 marca czterech amerykańskich ochroniarzy, nie spodobało się nawet najlepszym przyjaciołom Waszyngtonu w irackiej Radzie Zarządzającej.
"Nie należało karać wszystkich mieszkańców Faludży" - powiedział telewizji Al-Arabija sunnicki członek kierownictwa Rady, Adnan Paczaczi. "Uważamy, że te poczynania Amerykanów są niedopuszczalne i sprzeczne z prawem" - dodał.
620-osobowy batalion nowej armii irackiej odmówił udania się do Faludży, gdzie miał pomagać Amerykanom w opanowaniu miasta.
W polskiej strefie spokojnie
Od soboty spokojnie było w świętych miastach Karbali i Nadżafie w polskiej strefie stabilizacyjnej, gdzie sadryści ogłosili trzydniowy rozejm na czas tłumnych obchodów szyickiego święta Arbain 10-12 kwietnia.
W Karbali, którą do poniedziałku opuściła już większość spośród 1,5 miliona pielgrzymów, lotnictwo amerykańskie zrzuca ulotki z apelem do ludności, by trzymała się z dala od baz sił koalicyjnych, i z ostrzeżeniem, że w razie ataku wojsko będzie strzelać. Według agencji France Presse, sadryści zaczęli w poniedziałek wycofywać się z posterunków policji i budynków publicznych w Nadżafie.
Na razie nie wiadomo, jaki będzie ostateczny efekt rozmów członków Rady Zarządzającej z partyzantami sunnickimi i sadrystami. Dowódcy amerykańscy domagają się, aby partyzanci w Faludży, kontrolujący całe centrum miasta, złożyli broń i wydali winnych śmierci i zbezczeszczenia zwłok amerykańskich ochroniarzy. Ostrzegają, że w razie fiaska rozmów pokojowych wznowią ofensywę. Ze swej strony partyzanci grożą wznowieniem walk, jeśli Amerykanie nie wycofają się z miasta.
Rzecznik władz koalicyjnych Dan Senor odmówił skomentowania rozmów Rady Zarządzającej z sadrystami, ale powiedział, że celem koalicji jest "możliwie największe ograniczenie przelewu krwi i zapobieżenie konfliktowi".
Koalicja nie chce rozmawiać z ludźmi Sadra
Sama koalicja podkreśla, że nie chce rozmawiać z ludźmi Sadra, którego uznała za "wyjętego spod prawa". Oczekuje jednak, że bojówki milicji Sadra zwanej Armią Mahdiego wycofają się z wszystkich zajętych przez siebie posterunków policyjnych i siedzib miejscowej administracji w Karbali, Kufie, Nadżafie i innych miastach środkowego południa Iraku.
"Sadryści muszą zaprzestać walk i złożyć broń. Takie jest stanowisko koalicji" - powiedział w sobotę w Obozie Babilon Ryszard Krystosik, doradca polityczny dowódcy dywizji wielonarodowej, gen. Mieczysława Bieńka. Dodał, że "stanowcze przeciwdziałanie ze strony koalicji" w dniach przed świętem Arbain sprawiło, że sadryści zastanawiają się teraz, co dalej robić.
Gen. Bieniek wyraził w niedzielę nadzieję, że fala ataków na wojska koalicyjne będzie stopniowo opadać. Powiedział, że decydujących będzie kilka najbliższych dni.
W kilku miejscach Iraku, najczęściej w pobliżu Faludży, partyzanci od kilku dni uprowadzają cudzoziemców jako zakładników. W niedzielę zatrzymali siedmioro Chińczyków i nadal grożą zabiciem porwanej w zeszłym tygodniu trójki Japończyków, domagając się, aby Tokio niezwłocznie wycofało z Iraku swoich żołnierzy. Nieznane dotąd ugrupowanie nazywające się "Brygadami szejka-męczennika Jasina" ogłosiło w sobotę, że ma ogółem aż 30 zagranicznych zakładników i uśmierci ich, jeśli wojska USA nie odstąpią od oblężenia Faludży.