Władysław Frasyniuk: gdybym był w LPR zostałbym bohaterem
Czy Władysław Frasyniuk jest na pierwszych stronach? Byłby, gdyby dzisiaj zapisał się do Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin. Pewnie byłbym bohaterem, wszystkie gazety by zamieściły moją fotkę i pytały się, dlaczego Władysław Frasyniuk nagle taki stał się skuteczny - powiedział w Sygnałach Dnia Władysław Frasyniuk, lider Unii Wolności.
Sygnały Dnia: W studiu Władysław Frasuniuk, lider Unii Wolności. Dzień dobry.
Władysław Frasyniuk: Dzień dobry.
Sygnały Dnia: Lider partii apartyjnej, powiedziałbym, panie przewodniczący, no bo skoro pan deklaruje, że w najbliższej kampanii wyborczej będzie pan sięgał po ludzi z zewnątrz, a nie po członków własnej partii, no to chyba takie powiedzenie na miejscu.
Władysław Frasyniuk: Nie, nie, to jest tradycja i historia Unii Wolności. To dzisiaj dziwnie brzmi, ale przecież w historii Unii Wolności zawsze tak było, że nasza partia otwierała się na ludzi z zewnątrz, na lokalne autorytety, na ludzi, którzy odnieśli sukces w pracy zawodowej, a niechętnie chcieliby funkcjonować w polityce. Dzisiaj lider partii ma najpoważniejszy problem w tym, by przekonać człowieka, który zawodowo odniósł sukces, żeby zaangażował się w politykę. Nie chcą dziś się angażować w politykę, ponieważ polityka jest niestabilna, można powiedzieć, że nie ma obiektywnych kryteriów oceny polityka, który odnosi sukces albo polityka, który tak naprawdę funkcjonuje po to, żeby wziąć pensje i powiedzieć ładne, zgrabne zdanie, które będzie później cytowane we wszystkich gazetach czy...
Sygnały Dnia: No dobrze, ale jak przekonać partyjnego kolegę, że to właśnie ktoś z zewnątrz będzie na pierwszym miejscu listy wyborczej, o ile, oczywiście, ordynacja nie zmieni się do czasu najbliższych wyborów, a nie właśnie polityk partyjny?
Władysław Frasyniuk: Ja nawet nie muszę specjalnie się wysilać, dlatego że jeśli to jest tradycją mojej partii, bo moja partia jest jedyną partią, która po 89 roku przetrwała z tych nowych, w które powstały w nowej rzeczywistości, jesteśmy jedyną partią, która buduje swoją historię, tradycję, jesteśmy jedyną partią, która przyznaje się do swoich błędów, porażek, także i sukcesów.
Sygnały Dnia: Ale cóż z tego, skoro jest poza Parlamentem?
Władysław Frasyniuk: Być może jest tak. Jak pan popatrzy na dane demograficzne, że strasznie trudno jest partii, która odwołuje się do wiedzy i do rozumu, do rozsądku, do odpowiedzialności za słowo zszokować, uruchomić emocje. My nie jesteśmy partią, która odwołuje się do negatywnych emocji; my jesteśmy partią, która odwołuje się do pozytywnych emocji. Mamy pewien problem, dlatego że nasz wyborca to jest wyborca, który zmienia polską rzeczywistość, ciężko pracuje i tak naprawdę z niesmakiem patrzy na to, co się w polityce dzieje. Dramat polskiej sytuacji polega na tym, że ta mniejszość (w każdym społeczeństwie jest tak), która lideruje, która jest przewodnikiem zmian dystansuje się od polityki, dystansuje, bo polityka, którą otwierają z pierwszych stron gazet, jest polityką nie do zaakceptowania. Zresztą niech pan zwróci uwagę — nie ma pozytywnego bohatera w Polsce po 89 roku. Kto jest bohaterem w gazetach? Polityk, który zmienił poglądy, zmienił partię. Lub przestępca. Natomiast ktoś, kto odwołuje się
do wiedzy, kto odwołuje się do pozytywnych emocji jest nudny i nieciekawy. Czy zna pan przedsiębiorcę, który ciężką pracą odniósł sukces i mógł być wzorcem do naśladowania? Nie. Czy Władysław Frasyniuk jest na pierwszych stronach? Byłby, gdyby dzisiaj zapisał się do Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin. Pewnie byłbym bohaterem, wszystkie gazety by zamieściły moją fotkę i pytały się, dlaczego Władysław Frasyniuk nagle taki stał się skuteczny.
Sygnały Dnia: Ale na razie pan takiej decyzji nie podejmuje o zmianie barw klubowych?
Władysław Frasyniuk: Nie, dlatego że chcemy się odwoływać do pozytywnych emocji i chcemy się odwoływać do ludzi, którzy mają takie poczucie, że ich praca nie budzi szacunku zarówno wśród współobywateli, jak i nie budzi szacunku wśród instytucji, które reprezentują państwo. Mamy takie przekonanie, że w Polsce stało się coś niedobrego (i to nawet nie jest problem klasy politycznej), że państwo stało się wrogiem wobec obywatela, który zaangażował się w pozytywne zmiany rzeczywistości.