Wirtualne wysypisko
Z miesiąca na miesiąc rośnie ilość niechcianych przesyłek poczty, które zasypują nasze elektroniczne skrzynki. Czy można temu zapobiec? - pisze Krzysztof Szymborski w tygodniku "Polityka".
Spam to nieproszona korespondencja mailowa od osób, których się nie zna. Niektórzy otrzymują setki, a nawet tysiące takich listów. Inspiracją do nazwania tego masowego śmiecia elektronicznego spamem był humorystyczny skecz brytyjskiej grupy Monty Pythona przedstawiający chór wikingów w restauracji, w której serwowano jedynie mieloną szynkę (SPAM – SPiced hAM) w różnych postaciach. „Spam, spam, wspaniały spam!” – entuzjastycznie intonują wikingowie... Komu to skojarzenie wpadło do głowy, dziś już nikt nie wie, ale nazwa przylgnęła.
Pierwszy udokumentowany przypadek spamerstwa odnotowany został w 1978 r., kiedy niejaki Gary Thuerk, szef marketingu w Digital Equipment Corp., postanowił posłużyć się Arpanetem (ang. Advanced Research Projects Agency Network) do zareklamowania nowego komputera swej firmy. Były to pionierskie czasy Internetu, którym posługiwało się zaledwie parę tysięcy wtajemniczonych.
Zanim jednak spam zyskał złą sławę, upłynęło parę lat i wątpliwy honor pionierów komercjalizacji Internetu spłynął na parę prawników z Arizony – Laurence’a Cantera i Marthę Siegel, którym 2 kwietnia 1994 r. udało się przedostać do ponad 6 tys. grup Usenetu (ogólnoświatowego systemu grup dyskusyjnych) i umieścić w nich reklamę swych usług imigracyjnych. Na swej, prawie darmowej, reklamie zarobili ponoć około 100 tys. dol. i aby jeszcze bardziej zagrać na nosie swym krytykom, trzy lata później wydali książkę „Jak zrobić fortunę na Internecie”, która stała się pierwszym podręcznikiem spamerów.
Sieciowa zaraza
Znów minęło parę lat. Z nadejściem WWW (World Wide Web) i przeglądarki Netscape Internet uległ radykalnej demokratyzacji. Jeśli chodzi o spam, to rzeczywistość przerosła najgorsze obawy wrogów Cantera i Siegel. Pojedyncze przypadki zamieniły się w strumień – w 2001 r. około 8% e-maili stanowił spam, potem w rzekę (40% w 2002 r.), a teraz w powódź.
Według ostatnich oszacowań z ok. 2 mld codziennych e-maili przesyłanych przez America Online (AOL), największego amerykańskiego dostawcę usług internetowych, 75–82% to spam. Znaczna jego część jest wychwytywana przez skomplikowane filtry, ale reszcie udaje się jednak przez nie przedrzeć, uciec i zmylić pogoń. Nie brak głosów, że wkrótce spam nas zaleje i trzeba będzie znów zacząć korzystać z usług archaicznej zwykłej poczty - pisze Krzysztof Szymborski w tygodniku "Polityka".