ŚwiatWino różowe to nie... zlewki

Wino różowe to nie... zlewki

Nie wystarczy zmieszać wino białe z
czerwonym, by zrobić różowe - przyznała wreszcie Komisja Europejska, wycofując się pod naciskiem Francji i innych
producentów wina z kontrowersyjnej propozycji zmiany
zasad produkcji.

Wino różowe to nie... zlewki
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

08.06.2009 | aktual.: 08.06.2009 18:07

KE chciała, by winiarze w Unii Europejskiej mieli możliwość produkcji wina tak, jak się to czasem robi w Australii albo RPA: mieszając wino białe z czerwonym. Obecnie jest to zakazane, a we Francji, Włoszech i Hiszpanii wino różowe, cenione zwłaszcza latem, robi się dużo droższą tradycyjną metodą, z krótko macerowanych ciemnych winogron.

Gdy plany KE wyszły na jaw, producenci z tych krajów podnieśli raban w obronie prawdziwego wina różowego. Twierdzili, że kunszt ich pracy pójdzie na marne, jeśli i jedno i drugie wino będzie miało prawo do etykiety "różowe". Uruchomili w Brukseli akcję lobbingową na dużą skalę, do której po jakimś czasie przyłączyły się zainteresowane rządy.

Aby przekonać, jak zgubna może być propozycja KE, urządzali degustacje, serwując wyjątkowo niesmaczną mieszaninę zlewek wina białego i czerwonego.

KE na próżno tłumaczyła, że chce po prostu zrównać prawa producentów europejskich i światowych i wcale nie zakazuje tradycyjnej metody produkcji. Po tygodniach sporu poddała się.

Nie będzie zmiany zasad produkcji wina różowego - oświadczyła unijna komisarz ds. rolnictwa Mariann Fischer Boel. W ostatnich tygodniach stało się jasne, że większość naszego sektora uważa, że koniec zakazu mieszania wina zaszkodziłby pozycji wina różowego.

Odczytany przez rzecznika komunikat dziennikarze na sali prasowej powitali brawami. Natychmiast ich czujność wzbudził jednak fakt, że długo oczekiwana decyzja ogłaszana jest w momencie, kiedy decydują się losy przewodniczącego KE Jose Barroso. Nie ukrywa on ambicji pozostania na drugą kadencję, ale by być pewnym poparcia na szczycie UE w przyszłym tygodniu, brakuje mu jeszcze 100- procentowo jasnej deklaracji prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego. Czy KE nie robi przypadkiem prezentu, by przypodobać się francuskiemu przywódcy? - dopytywali się dziennikarze.

To dość dziwne, że kiedy KE nie zmienia swoich propozycji, to zyskuje miano sztywnej i technokratycznej, kiedy zaś wsłuchuje się w głos sektora, to zarzuca się jej oportunizm - odparł sucho rzecznik KE Johannes Laitenberger.

Niewykluczone, że KE po prostu obawiała się porażki w głosowaniu na szczeblu ekspertów państw członkowskich, zaplanowanym na 19 czerwca: według dyplomatów, Francja zdołała przekonać większość krajów do odrzucenia propozycji, więc KE wolała ją całkiem wycofać.

Michał Kot

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)