Winnenden po strzelaninie - szok i puste ulice
Zamknięte sklepy, zablokowane i puste ulice,
setki policjantów i wielki szok - tak opisuje sytuację panującą w
Winnenden po masakrze w szkole mieszkanka tego miasta
Alicja Merz.
- Akurat nad nami chyba czuwał dobry anioł - powiedziała pani Alicja.
Jej dwaj synowie uczęszczają do kompleksu szkół, do którego należy również Albertville-Realschule, gdzie w środę rano od strzałów 17-letniego Tima K. zginęło dziewięcioro uczniów i trzy nauczycielki. Trzy kolejne osoby zamachowiec zabił w trakcie ucieczki.
- Chłopcy ledwie zdążyli wejść do swoich szkół, kiedy właśnie przez park (niedaleko szkoły) biegł ten zabójca - mówiła kobieta.
- Ale wśród dzieci, które zginęły, mogą być przyjaciele mojego średniego syna... - dodała pani Alicja. - Na razie prawie nic nie wiemy. Nie znamy jeszcze nazwisk zabitych.
Zdaniem Alicji Merz policja i władze szkoły zareagowały dobrze i szybko.
Natychmiast po tragedii wszystkie budynki kompleksu szkolnego zamknięto. Dzieciom nie pozwolono wyjść do chwili, gdy policja miała pewność, że nic im nie grozi, a zamachowca nie ma już w Winnenden.
Telewizja pokazywała w relacjach na żywo rodziców, którzy zbierali się w pobliżu szkół, czekając na informacje o swoich dzieciach. Uczniom pozwolono skontaktować się z rodzicami przez telefony komórkowe.
Zdaniem pani Alicji 27-tysięczne Winnenden koło Stuttgartu jeszcze długo nie zdoła otrząsnąć się z tragedii, która się tam wydarzyła. - To małe miasteczko. Gdy oglądałam w telewizji filmy dokumentalne o takich wydarzeniach w USA to myślałam sobie, że u nas jest spokojnie. Do tej pory było - powiedziała.
W pobliżu miejsca tragedii pojawiły się w środę pierwsze wiązanki kwiatów. Jeszcze wieczorem oraz w czwartek odprawione zostaną msze w intencji ofiar masakry. Flagi na budynkach publicznych w mieście zostaną opuszczone do połowy masztów.
Anna Widzyk