Winiety
Winiety - ten pomysł słusznie zasłużył na miano bubla gospodarczego i politycznego roku. Zaproponowane przez wicepremiera Pola winiety, które w zamyśle miały dostarczyć pieniędzy na budowę autostrad w Polsce, ośmieszyły pomysłodawcę i doprowadziły do rozpadu koalicji rządzącej.
16.12.2003 | aktual.: 16.12.2003 11:15
"Winieta": w encyklopedii PWN mieści się to hasło między pojęciem ekonomicznym "winien i ma", (oznaczającym dzielenie stron konta księgowego), a "Winiewiczem Józefem" (1905-84), dyplomatą i publicystą z okresu PRL. Słowo pochodzi z języka francuskiego i oznacza kompozycję graficzną, umieszczaną jako ozdoba, na karcie tytułowej książki.
Pomysłodawca wprowadzenia winiet na samochody w Polsce, minister infrastruktury, wicepremier Marek Pol, bynajmniej nie miał na celu ozdobienia szyb naszych automobili. Uzasadniał to koniecznością pozyskania pieniędzy na budowę autostrad. Zdaniem wicepremiera pomysł był przedni. Zdaniem społeczeństwa, które zwęszyło w nim - i słusznie - kolejny drenaż naszych kieszeni, nie!
Być może pomysł zgubiła wspomniana encyklopedyczna lokalizacja. Po pierwsze rodem był z PRL-u i przypominał o wielu latach płacenia osławionego "podatku drogowego", z którego pieniądze szły na wszystko, z wyjątkiem dróg. Zaś "winien i ma" pasuje jak ulał do ministra Pola. "Winien" niefortunnego pomysłu i "ma" za swoje!
Na domiar wszystkiego winiety miały obowiązywać w Polsce od 1 kwietnia. Wymyślić coś takiego na Prima Aprilis, to trzeba być albo kompletnie pozbawionym poczucia humoru, albo mieć tego humoru nadmiar.
Winiety wywołały na scenie politycznej lawinę kłótni. Głosowanie PSL w sprawie tego "poronionego" pomysłu (tak go określali ludowcy - i nie tylko oni), doprowadziło do zerwania koalicji sejmowej SLD-UP-PSL. Ale minister Marek Pol się nie poddał. Wymyślił kolejny sposób na opróżnienie naszych kieszeni. Zmotoryzowani - i nie tylko oni, bo pośrednio dotknie to wszystkich Polaków - będą teraz obciążeni "opłatą paliwową". Mniej więcej 9-10 groszy od litra. Niby niewiele, ale w skali roku uzbiera się z tego z pewnością więcej niż z winiet, bo około miliarda złotych.
Tylko skąd pewność, że te pieniądze naprawdę pójdą na drogi? - Chyba, że Unia Europejska da nam 3 miliardy złotych. Byłaby to gwarancja, że sami ów miliard rzeczywiście przeznaczyliśmy na inwestycje drogowe.
Kilka miesięcy temu pos. Tadeusz Jarmuziewicz z Platformy Obywatelskiej przypomniał w odniesieniu do wicepremiera Pola słowa Seneki: "Temu, kto nie wie dokąd płynie, nie wieją szczęśliwe wiatry".