Wiktor Świetlik: "Wolni i wściekli – kłopoty Unii ze szczepionką na COVID" [OPINIA]
Unię Europejską tworzą wzniosłe zasady, skomplikowane prawa i tysiące urzędników. Niestety, w sytuacjach wymagających szybkiego działania, takich jak dystrybucja szczepionki, zasady okazują się frazesami, biurokracja utrudnia działanie, a państwa skazane są na siebie.
13.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 05:29
Niedawno popularność zdobył rysunek satyryczny, na którym wielki, bezpieczny transatlantyk z logo Unii Europejskiej opuszcza grono ochotników w szalupie z obdartą flagą brytyjską.
Tyle, że w sprawie rozdziału szczepionki przeciwko COVID-19 wszystko wygląda tak, jakby to Wielka Brytania uciekała nieporadnej Unii. "Osamotnieni" Brytyjczycy szczepić zaczęli szybciej i szczepią sprawniej niż reszta Europy. Podobnie jak Stany Zjednoczone. Rekordzistą w szczepieniach jest także będący poza Unią Izrael, który odhaczył już niemal całe grupy najwyższego ryzyka. Podniesiony ostatnio kontrargument, że kraj ten płaci dużo więcej za dawkę szczepionki nic nie zmienia. Wartość szybkiego zniesienia lockdownu plus zdrowie i bezpieczeństwo społeczne są warte dużo więcej niż kilka dolarów na dawce szczepionki.
Tymczasem w Europie sypią się skargi na Komisję Europejską i unijne agendy. Dobrych kilka tygodni temu, przed problemami, które może stworzyć rozbudowana unijna biurokracja dla dystrybucji szczepionek, przestrzegał Mateusz Morawiecki.
Dziś tę diagnozę potwierdzają rządy kolejnych państw. Unia - sprawna w deklaracjach, negocjacjach budżetowych, rozdzielaniu wspólnej kasy, "przywoływaniu państw członkowskich do porządku" - w sytuacjach kryzysowych, wymagających szybkiej reakcji, okazuje się na poły sparaliżowana.
Profesor Grzegorz Kucharczyk w swojej monografii państwa pruskiego pisze, że o kanclerzu Bismarcku mawiano, iż dla państwa niemieckiego stworzył niezwykle skomplikowaną machinę prawną po to, by tylko on się mógł w niej rozeznać. Pytanie, czy w machinie unijnej jeszcze ktokolwiek się rozeznaje.
Szczepionka na COVID. Kisiel biurokratyczny
By nie być gołosłownym. Portugalskie media zarzuciły swojej służbie zdrowia zmarnowanie tysięcy dawek szczepionki. Miało to wynikać z dyspozycji Europejskiej Agencji Leków, mało refleksyjnie wdrażającej zalecenie producenta, by z każdej fiolki leku pobierać 5 a nie 6 (czyli tyle, ile można) dawek.
Portugalskie władze broniły się tłumacząc, że dawki uratowały… nie stosując się do zaleceń unijnej agendy. "Biurokracja i regulacja opóźniają szczepienia w całej Europie” – podsumowywał w rozmowie z radiem Observador João Gonçalves, dyrektor Instytutu Badań nad Lekami IMed.
A w kontynentalnej Europie problemem są i krajowe regulacje. Choćby francuskie media narzekają, że na biurokrację unijną nałożyła się krajowa, sprawiając, że szczepienia przypominać zaczynają koszmar senny, w którym człowiek próbuje biegać, ale się nie przemieszcza.
Ministerstwo zdrowia stworzyło tam na przykład 45-stronnicowy dokument na temat szczepień, który muszą przed szczepieniami przeczytać pracownicy domów seniora. Ale, żeby i to nie było za proste, każdy odbiorca szczepionki powinien zasięgnąć konsultacji z lekarzem, potem wyrazić pisemną zgodę. Mało? No to jeszcze wprowadzano zasadę, że ta zgoda musi się odbyć nie później niż 5 dni przed zabiegiem.
Amerykański "The New York Times" zwraca uwagę, że biurokratyczne utrudnienia dotykają całej Unii.
Najdalej zaś poszedł Alexander von Schönburg, prominentna postać niemieckiego dziennikarstwa związana m.in. z potężnym "Bild", który w rozmowie z brytyjskim "Daily Mail" stwierdził, że "UE jest sklerotyczna i powolna", a wściekłość budzi "obserwowanie jak niezależne kraje - zwłaszcza Wielka Brytania, Izrael i Ameryka - zwiększają dystrybucję szczepionek z ogromną skutecznością w porównaniu z naszymi wysiłkami, ratując życie, chroniąc słabszych i zmierzając w kierunku zakończenia tego strasznego kryzysu".
To odczucie musi być za naszą zachodnią granicą powszechne, skoro Niemcy zaczęli mówić o rozwiązaniu problemu szczepionkowego na własną rękę.
Szczepionka na COVID. Désintéressement Komisji
Jednym z najbardziej znanych fragmentów Deklaracji Schumana sprzed 70 lat, leżącej u ideologicznych podstaw zjednoczonej Europy, były słowa o solidarności krajów, która zastąpi dawne konflikty i na jej gruncie dojdzie do zjednoczenia kontynentu.
Nasi zachodni sąsiedzi chętnie wagę tej solidarności podkreślają, ale mają z nią coraz większy problem. Objawił się on dobitnie – z perspektywy Polski – przy okazji budowy gazociągów Nord Stream, objawiał się podczas kryzysu greckiego i w pierwszej fazie koronawirusa.
Wiosną Niemcy początkowo nie były entuzjastycznie nastawione do "europejskiego Planu Marshalla", czyli wielkiego budżetu na pomoc gospodarczą dla krajów Unii. Problem w tym, że przyjęcie zasady, iż każdy sobie rzepkę skrobie, utopiłoby w kryzysie najbliższych partnerów gospodarczych Niemiec, a także zjednoczyłoby kontynent przeciwko Niemcom.
Unikanie takiej sytuacji jest absolutnym priorytetem polityki zagranicznej Berlina (a wcześniej Bonn). Teraz okazuje się jednak, że we wrześniu Niemcy zarezerwowały sobie 30 milionów szczepionek poza europejskim rozdzielnikiem.
Według portalu Politico odbyło się to ze złamaniem unijnych ustaleń. Jednak Komisja Europejska jest tu dużo bardziej wyrozumiała niż w przypadku innych krajów i nie chce przyznać, że Berlin działa wbrew porozumieniu wspólnoty.
Marny to przykład solidaryzmu, ale trzeba pamiętać, że kanclerz Merkel ma przede wszystkim za zadanie dbać o życie swoich obywateli a nie innych. Trudno jej się dziwić. Można się za to dziwić instytucjom unijnym, do których coraz bardziej zamiast zasad solidaryzmu, pomocniczości, równości wobec prawa, pasuje zasada podwójnego standardu.
Szczepionka na COVID. Lek na paraliż?
Unia to dziś miejsce, gdzie często toczy się ostra walka i rywalizacja pomiędzy krajami. Trudno mieć i o to pretensje. Władze państw mają przede wszystkim troszczyć się o tych, którzy je wybrali, a za sprawą międzynarodowej struktury spory od dziesięcioleci rozstrzygane są w gabinetach, a nie na polach bitewnych i to wielka zasługa projektu zjednoczeniowego.
Trudniej jednak bronić blokującej maszyny biurokratycznej, która - można odnieść wrażenie – nieraz ukrywa swoje cele, a czasem żyje sama dla siebie. Spory z Węgrami i Polską, ale też niekiedy innymi krajami o "praworządność” pokazują, że przepisy i normy unijne każdy może rozumieć jak chce.
W przypadku Traktatu Lizbońskiego sprzed dekady powszechnie krytykowano ten czy inny kraj członkowski, że go nie rozumie. Wydaje się, że coś, co reklamowane jest jako konstytucja europejska, powinno być zrozumiałe dla każdego w miarę wykształconego obywatela.
Nie inaczej jest z innymi unijnymi regulacjami i zasadami. Niejasność, komplikacje, przerost - rodzą dowolność. Dowolność w wykorzystywaniu i naginaniu praw do swoich interesów przez silniejszych, starych graczy Unii. Ale też - jak widać – w sytuacjach kryzysowych rodzą paraliż całości.
Może więc to już ten czas, by europejscy, w tym polscy politycy, zaczęli szukać koalicjantów na rzecz zmiany, w wyniku której Unia stanie się mniej biurokratyczna, a bardziej ludzka?
Szczególnie, że moment jest dobry, gdyż największy obrońca dotychczasowych europejskich rozwiązań właśnie się na nie ostentacyjnie wypiął.
Wiktor Świetlik dla WP Opinie