Pilna zmiana w ukraińskim wojsku. "Trzeba sięgnąć po nadzwyczajne środki"

Sytuacja na froncie jest trudna. Ukraina sięga po nadzwyczajne środki. Braki w zasobach ludzkich chce uzupełnić więźniami. - Jeżeli nie będą dobrze dowodzeni, mogą przenieść elementy niepożądane - ostrzega w rozmowie z WP gen. Roman Polko.

Ukraina potrzebuje pilnie żołnierzy na front
Ukraina potrzebuje pilnie żołnierzy na front
Źródło zdjęć: © East News | Francisco Seco
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

11.05.2024 | aktual.: 11.05.2024 08:55

Kłopoty ukraińskiej armii dotyczą nie tylko prącej do przodu armii wroga. Problem związany jest także z żołnierzami, którzy od długich miesięcy przebywają na froncie i trudno znaleźć dla nich zastępców. Mobilizacja została opóźniona, więc teraz pilnie potrzebna jest rekrutacja nowych walczących.

Stąd też ruch ukraińskiego parlamentu, który zadecydował, że w ukraińskiej armii będą mogli służyć więźniowie. Nie dotyczy to jednak wszystkich, lecz jedynie niektórych kategorii skazanych. Nie będą mogli być rekrutowani przestępcy skazani m.in. za umyślne zabójstwa, pedofilię, gwałty, handel narkotykami, a także korupcję i przestępstwa przeciw bezpieczeństwu państwa. Przepisy muszą być jeszcze podpisane przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

Rekrutacja więźniów ma być dobrowolna. Z ustawy wynika, że w zamian za służbę w ukraińskiej armii będą oni zwolnieni z odbywania reszty kary.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Muszą mieć dowódców, którzy będą w stanie nad nimi panować"

Były dowódca GROM gen. Roman Polko w rozmowie z Wirtualną Polską zaznacza, że należy zróżnicować, co planuje Ukraina, a co robi Rosja, która - jak podkreśla - "wysyła na front bandytów i daje szansę grabienia, rabowania, mordowania ludzi i gwałcenia". - Czym innym jest natomiast danie tym ludziom szansy, jak w Ukrainie - zauważa.

Wojskowy podkreśla, że Ukraina ma duży problem z brakami kadrowymi. - W państwie, które jest w stanie wojny, warto takiemu człowiekowi dać szansę - mówi.

Mobilizacji więźniów w Ukrainie będą towarzyszyły obostrzenia. Posłanka Olena Szuliak przekazała, że o tym, czy ktoś będzie mógł trafić na front, zdecydują sądy. A te będą zwracać uwagę m.in na to, jaką karę wymierzono więźniowi i jaką jej część już odbył. Do wojska rekrutowani będą jedynie ci, którym zostały maksymalnie trzy lata odsiadki.

- Mam nadzieję, że będzie prowadzona pozytywna selekcja. Pamiętam, kiedy w Polsce próbowano, pod koniec lat 80., zrobić resocjalizację więźniów poprzez służbę wojskową. Stworzono wówczas tzw. kompanie polowe. Gorszy "element" trudno było spotkać. To były pododdziały, z którymi były niesamowite problemy - przypomina gen. Polko.

Były dowódca GROM zaznacza, że "w praktyce nie było z nich żadnego pożytku i z pewnością nie jest to odpowiedni kierunek działania". - Ci ludzie muszą mieć dowódców, którzy będą w stanie nad nimi panować. Jeżeli nie będą dobrze prowadzeni, to przez subkulturę więzienną, w której funkcjonowali, mogą starać się przenieść pewne elementy niepożądane, a to może zaszkodzić ukraińskiej armii - ostrzega generał.

- Ludziom można dać szansę, ale oczywiście pod rygorystycznymi wymogami. Chodzi o to, żeby dowodzący mieli świadomość, z kim mają do czynienia. Żeby w sytuacji, kiedy taki człowiek stwarza więcej problemów, niż jest z niego pożytku, mógł wrócić tam, skąd wyszedł - dodaje gen. Polko.

"Ukraińska mobilizacja została rozbita"

Wojskowy zauważa, że "ukraińska mobilizacja została rozbita". - Ukraina boryka się z problemami wewnętrznymi. To była kwestia korupcji, tego, że wielu ludzi wyjechało za granicę, uchylało się od służby wojskowej za łapówki. To naprawdę rozbiło też morale żołnierzy na froncie. Okazało się bowiem, że jeden walczy, przelewa krew za Ukrainę, poświęca swoje zdrowie, życie, ryzykuje, a drugi w tym czasie po prostu korzysta z tego, że kogoś przekupił - zauważa gen. Polko.

Rozmówca Wirtualnej Polski przypomina, że prezydent Wołodymyr Zełenski zdymisjonował wszystkich dowódców obwodowych komendy uzupełnień, ale - jego zdaniem - było to jeszcze gorszym posunięciem. - Okazało się, że jak ich zwolnił, to zrobił się jeszcze większy chaos - mówi generał.

- Teraz trwa naprawienie tego procesu, odwrócenie trendu. Trzeba to robić z głową, a nie poprzez przechylenie wahadła w drugą stronę. Żeby nie było sytuacji, jak w Rosji, że będą łapać każdego. Trzeba skorzystać z tego, co podpowiadają żołnierze, którzy od wielu miesięcy walczą bohatersko na froncie. Oni namawiają: "przyjdźcie do nas, my wam wszystko pokażemy, wszystko wam wytłumaczymy" - zaznacza.

"Frontalna walka przy użyciu jakichkolwiek zasobów ludzkich"

Dr Marcin Zaborowski z GLOBSEC, analityk i były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, również podkreśla, że sytuacja Ukrainy z zasobami ludzkimi na froncie jest obecnie bardzo trudna. - W Ukrainie po prostu najzwyczajniej brakuje ludzi - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską.

- Dlatego władze sięgają po różnego rodzaju środki. Jednym z nich jest też próba "ścigania" młodzieży ukraińskiej, która przebywa w Polsce i w innych krajach poprzez obostrzenia administracyjne i nieprzedłużanie im pozwoleń paszportowych - dodaje.

Ekspert podkreśla, że sięganie po więźniów pozbawia jednak Ukrainę argumentu, który miała wcześniej: że Rosja wysyła na linię frontu więźniów i kryminalistów, a Ukraina walczy przy pomocy ochotników i patriotów. - Tak już nie będzie. Teraz to już po prostu powszechna frontalna walka przy użyciu jakichkolwiek zasobów ludzkich - zaznacza.

Nadzwyczajne środki

Dr Zaborowski ocenia, że Rosja zacznie wykorzystywać to w swojej propagandzie. - Dotychczas Ukraina wysyłała na linię frontu kwiat narodu. A Rosjanie walczyli za pomocą kryminalistów i mniejszości etnicznych, na których kompletnie im nie zależało - wylicza.

- Konsekwencją było to, że Ukraina traciła to, co w kraju ma najlepsze. W tej chwili dochodzi do sytuacji socjologicznej, w której Kijów również musi poszerzyć pole osób, z których będzie czerpać. To pozbawia jednak argumentu wyższości moralnej, ale z drugiej strony - z pragmatycznego punktu widzenia - to jak najbardziej ma sens - zaznacza ekspert.

I przypomina, że Kijowowi brakuje obecnie nie tylko ludzi, ale także sprzętu. - Amunicja, którą Europejczycy zbierają dla Ukraińców, dotrze na linię frontu dopiero w czerwcu. Sytuacja jest więc wręcz dramatyczna. I faktycznie trzeba sięgnąć po nadzwyczajne środki, a mobilizacja więźniów jest jednym z nich - podkreśla.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie