ŚwiatWięzienia w USA potrzebują reformy. Tylu więźniów nie ma żaden inny kraj świata

Więzienia w USA potrzebują reformy. Tylu więźniów nie ma żaden inny kraj świata

Na początku listopada, władze Stanów Zjednoczonych wypuściły z więzień ponad 6 tys. osób - najwięcej w historii tego kraju. Ale to dopiero początek: w najbliższym czasie na wolność ma wyjść kolejne kilka tysięcy więźniów. To jeden z kroków podejmowanych przez amerykańską administrację w celu rozwiązania narastającego od lat problemu, jakim są pękające w szwach federalne więzienia.

Więzienia w USA potrzebują reformy. Tylu więźniów nie ma żaden inny kraj świata
Źródło zdjęć: © USGS The National Map

23.11.2015 | aktual.: 23.11.2015 09:22

Sześć tysięcy osób wypuszczonych z więzień to zaledwie niewielki procent ponad 200 tys. skazanych i odsiadujących kary w federalnych więzieniach. Kolejne tysiące więźniów odbywają kary w więzieniach stanowych i lokalnych. W sumie w całym kraju w zakładach penitencjarnych przebywa obecnie 2,2 mln osób - więcej niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie.

Decyzję o wypuszczeniu pierwszej partii 6 tys. skazanych podjęła mało znana poza Departamentem Sprawiedliwości Federalna Komisja ds. Skazań, składająca się z siedmiu komisarzy mianowanych przez prezydenta i zatwierdzonych przez Kongres. To do niej należy ustalanie wysokości kar za przestępstwa federalne. W kwietniu 2014 r. komisja ta zatwierdziła zmniejszenie kar za niektóre przestępstwa narkotykowe, uznając to za konieczny krok w rozwiązaniu problemu jakim są zatłoczone więzienia federalne.

W lipcu komisja postanowiła, że nowy przepis można stosować retroaktywnie. Na mocy tej decyzji ponad 17 tys. więźniów złożyło podania o wcześniejsze wypuszczenie na wolność. Zgodę na wyjście otrzymało trzy czwarte z nich. Reszta została uznana za niebezpiecznych dla społeczeństwa i musi pozostać w więzieniach.

Zaczęło się w latach 80.

Do lat 80. procent ludności odbywającej kary więzienia w USA był porównywalny z tym w innych rozwiniętych krajach. Nie zmieniły tego wojny, kryzysy gospodarcze, ani paniki bankowe. Przełom nastąpił po 1980 r., gdy rozpędu nabrała "War on Drugs", czyli wojna przeciwko narkotykom.

Kongres stworzył wówczas szereg nowych minimalnych pułapów kar, które sędziowie musieli wymierzać za przestępstwa związanie z narkotykami. Zdaniem ustawodawców surowe kary miały odstraszać potencjalnych przestępców.

Dodatkowo w 1994 r. prezydent Bill Clinton podpisał tzw. three strikes law - ustawę wprowadzającą karę dożywocia dla tych, którzy skazani zostają po raz trzeci. Dotyczy ona nie tylko przestępstw narkotykowych ale również przestępstw z użyciem przemocy. - Podpisałem tę ustawę, po dziesięciu latach rosnącej przestępczości. Na ulicach toczyły się wojny między gangami. Małe, niewinne dzieci dostawały kulami w głowy, bo znajdowały się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie - powiedział Clinton w lipcu podczas dorocznego spotkania Krajowego Stowarzyszenia ds. Awansu Ludzi Kolorowych.

Teraz sam przyznaje, że ustawa ta tylko pogorszyła sytuację. - W rezultacie udało się zmniejszyć przestępczość, ale skończyło się na tym, że zbyt wiele osób wylądowało w więzieniach na zbyt długo, mimo, że nie byli to groźni przestępcy. Przeliczyliśmy się. Przyznaję - tłumaczył.

Statystyki potwierdzają wnioski Billa Clintona: od 1980 r. do 2013 r. populacja w federalnych więzieniach wzrosła z 24 tys. do 219 tys. Teraz prawie połowa więźniów to osoby skazane za niezbyt groźne przestępstwa związane z narkotykami.

"80 proc. tych ludzi otrzymało kary, które były nieproporcjonalne, niesprawiedliwe i dyskryminujące" - pisze w opinii dla "Boston Globe" Nancy Gertner, emerytowana sędzia, której kariera przypadła na najgorsze lata w systemie sądownictwa w USA, czyli lata 90. i początek obecnego wieku. "Ważne były liczby, nieważne były okoliczności, brak przeszłości kryminalnej ani też problemy ze zdrowiem psychicznym, które - każdy przyzna - mają ogromne znaczenie w ustaleniu winy" - pisze Gertner, która obecnie wyszukuje więźniów, kwalifikujących się do ułaskawienia na mocy zmian w przepisach, pisze w ich imieniu listy i szuka im prawników. "Czy więzienie zmieniło coś w ich życiu na lepsze? Rzadko. Częściej szkodziło. To były wyrzucone pieniądze i stracone życia" - pisze Gertner.

Koszty społeczne

"System sądowniczy nie zniszczył społeczności amerykańskich bombami, ale zrobił to więzieniem i karami. Teraz cała generacja Afro-Amerykanów jest wyłączona z życia ekonomicznego, ma zamknięte drzwi do pomocy federalnej, subsydiów mieszkalnych oraz pracy. Ich dzieci często idą w ich ślady" - pisze sędzia Gartner, zwracając uwagę, że duża część skazanych w czasach wojny z narkotykami to członkowie kolorowych mniejszości.

W ostatnich latach gaśnie entuzjazm co do długich kar więzienia, który towarzyszył wojnie przeciwko narkotykom. Coraz więcej badań dowodzi, że sama świadomość kary, a nie jej długość, zniechęcają do popełniania przestępstwa. "Większość badaczy udowadnia, że jeżeli się zamknie w więzieniu ogromną liczbą ludzi, to przestępczość spada w krótkim okresie, bo ci, którzy siedzą w więzieniu nie łamią prawa. Na dłużą metę, jednak - jak wykazują badania - masowe zamykanie w więzieniach zwiększa przestępczość, ze względu na to jaki ma wpływ na życie skazanych ich rodzin i społeczności ma długie przebywanie w zakładzie karnym" - mówi w wywiadzie dla dziennika "New York Post" James E. Hawdon, dyrektor Center for Peace Studies and Violence Prevention przy Virginia Tech.

Szokuje też cena, jaką podatnicy płacą za utrzymanie tysięcy ludzi w więzieniach. Budżet Biura ds. Więziennictwa wzrósł od lat 80. więcej niż sześciokrotnie (po uwzględnieniu inflacji). Ameryka wydaje rocznie 80 miliardów dolarów na utrzymanie ponad 7 tys. zakładów penitencjarnych. - Przy czym amerykańskie więzienia to nie są placówki resocjalizacyjne. A masowe więzienie bez programów resocjalizacyjnych to przechowalnia więźniów - mówi w wywiadzie dla "New York Post" Jason Pye, dyrektor ds. reformy systemu sprawiedliwości w FreedomWorks, konserwatywnej organizacji.

Stąd nawet ci politycy, którzy wcześniej obstawali za najcięższymi karami dla przestępców teraz zmieniają zdanie.

Przekonał się na własnej skórze

Jeden z nich Patrick Nolan, republikanin z Kalifornii w latach 80-tych był mocnym zwolennikiem surowego karania przestępców. Zmienił nastawienie w tej kwestii, gdy sam wylądował w więzieniu federalnym skazany za korupcję. "Idąc do więzienia byłem przekonany, że tam skazani przechodzą przemianę, dzięki czemu społeczeństwo jest bezpieczniejsze. Potem przekonałem się, że więzienie nie wiele robiło, aby zmienić na lepsze tych młodych ludzi. Byłem w szoku – opowiada w wywiadzie dla magazynu "Rolling Stones". Dodaje, że tak na prawdę kara więzienia nie zmieniła w życiu więźniów nic oprócz tego, że rozłączyła ich z rodzinami oraz sprawiła, że po wyjściu na wolność trudniej im znaleźć zatrudnienie, bo pracodawcy nie chcą mieć w swoich firmach byłych więźniów. Nolan obecnie prowadzi Centrum Reformy Systemu Karnego przy American Conservative Union Foundation. Jest też jednym z głównych motorów w Partii Republikańskiej nawołujących do reformy systemu karnego.

Obserwując te stany, które wprowadziły reformy więziennictwa, inni zatwardziali zwolennicy surowych kar zaczynają powoli przekonywać się, że można wprowadzić zmiany i zaoszczędzić pieniądze, a przy tym uchronić społeczeństwo przed szkodami jakie powstają, gdy ludzie, którzy popełnili raz błąd wychodzą na wolność po długich miesiącach czy latach spędzonych w zakładach penitencjarnych i nie mogą znaleźć sobie miejsca w społeczeństwie.

Pierwszy krok ku reformie

Na początku października grupa najbardziej wpływowych senatorów demokratycznych i republikańskich przedstawiła projekt nowej ustawy reformującej system wymierzania kar "The Sentencing Reform and Corrections Act of 2015". Ustawa wymaga m.in., aby nieletni, który skazywani są jak dorośli, mieli prawo do zwolnienia warunkowego oraz pozwala na wypuszczenie z więzienia skazanych, którzy są śmiertelnie chorzy lub w podeszłym wieku, pod warunkiem, że nie byli notowani za akty przemocy. W ramach tej ustawy sędziowie mają więcej pola manewru przy skazywaniu niegroźnych przestępców, tzn. mogą wymierzyć im nieco lżejsze kary, a Biuro ds. Więziennictwa musi zaoferować tym, którzy kończą odsiadywanie kary, skuteczne programy resocjalizacyjne. Największe zaś nadzieje pokładane są w tym, że projekt tej ustawy redukuje three strikes law.

Prezydent Obama bardzo entuzjastycznie podszedł do projektu nowej ustawy. Uznał go za rewolucyjny. - To bardzo obiecujący krok, bo podjęty przez koalicję z obu partii, w obu izbach Kongresu. Wierzę, że będą kontynuować pracę nad skuteczną reformę systemu karania i jeszcze przed końcem roku zobaczę jej projekt na moim biurku - powiedział prezydent Obama.

Ci, którzy od dawna lobbują za reformą zwracają jednak uwagę, że nawet ten projekt nie wystarczy, by naprawić kulejący system wymierzania kar w USA. Wskazują, że nie eliminuje on obowiązkowych "minimalnych kar" - zalążka całego problemu, który doprowadził do przeludnienia federalnych więzień. Co więcej, tworzy nowe minimalne kary za przemoc domową i przemycanie broni.

Poza tym proponowane zmiany dotyczą tylko więzień federalnych, w których przebywa 9 proc. wszystkich skazanych. Stanowe i lokalne więzienia, w których przebywa znacznie większy odsetek skazanych, podpadają pod osobne prawa.

Inna sprawa, że od projektu do zatwierdzenia ustawy jeszcze długa droga. Projekt może przejść przez Senat, ale to w Izbie Reprezentantów, zdominowanej przez republikanów, czeka go prawdziwa przeprawa. Przy czym czasu nie ma wiele, bo za niecały rok wybory prezydenckie sparaliżują wszelkie wysiłki zmierzające ku reformie.

Zanim dojdzie do reformy

W międzyczasie, na początku listopada, odwiedzając ośrodek odwykowy w Newark w New Jersey, prezydent Obama ogłosił szereg programów, które mają na celu umożliwienie powrotu do społeczeństwa tym, którzy w więzieniu już odpokutowali za swoje przewinienia.

Co roku odsiadywanie kar w federalnych i stanowych więzieniach kończy ponad 600 tys. osób. Bez pracy, bez wsparcia rodziny, bez miejsca do zamieszkania, ludzie ci lądują na ulicy, a nie rzadko ponownie wpadają w szpony przestępczości.

Administracja Obamy uważa, że wprowadzane programy resocjalizacyjne pomogą przerwać błędne koło, pomogą tym ludziom stanąć na nogi i ustrzegą ich przed powrotem na drogę przestępczości. - To są ludzie, którzy przeszli przez trudne chwile. Popełnili błędy, ale przy niewielkiej pomocy mogą wyjść na prostą - powiedział prezydent w Newark. Wśród nowych programów są szkolenia zawodowe, w tym m.in. z zakresu nowych technologii, które dają byłym więźniom cenne w dzisiejszych czasach umiejętności. Prezydent zaapelował do Kongresu, aby ten pozwolił administracji rządowej oraz jej kontraktorom nie pytać o przeszłość kryminalną kandydatów na pracowników. Przeznaczył też fundusze na programy mieszkaniowe dla osób wychodzących z więzień, w tym szczególnie dla młodocianych przestępców.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (149)