PublicystykaWiesław Dębski: W poszukiwaniu najbardziej prawdziwej lewicy

Wiesław Dębski: W poszukiwaniu najbardziej prawdziwej lewicy

- Polska lewica tak pięknie się od kilku miesięcy jednoczy, że na dwa miesiące przed wyborami zdążyła się wreszcie połączyć i ponownie podzielić. Wciąż nie wiemy, co lewicowe partie wpiszą na swoje wyborcze sztandary. Ale po co o tym rozmawiać, skoro dla tych państwa liczą się tylko stołki i poselskie diety? – pisze Wiesław Dębski w felietonie dla Wirtualnej Polski. Publicysta wspomina o negatywnych doświadczeniach z przeszłości, „kanclerzu Millerze” i rządach SLD, a także o największym błędzie, jaki popełniają młode lewicowe ruchy (Partia Razem).

Wiesław Dębski: W poszukiwaniu najbardziej prawdziwej lewicy
Źródło zdjęć: © Eastnews | Wojciech Stróżyk/REPORTER
Wiesław Dębski

Nie o pryncypia lewicowe im poszło, bo te są z grubsza określone i zdefiniowane. A gdyby były jeszcze jakieś wątpliwości, wystarczy zajrzeć do programów Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej. Od lat wiadomo, że te partie są bardziej na lewo od Leszka Millera i wielu jego kolegów - mają piękne lewicowe hasła, chcą ciągle dawać, nikomu nie zabierać, a ci od pani Kopacz mogą nawet lekko zdystansować się od Kościoła i upomnieć o świeckie państwo. Choć oczywiście bez przesady. Wszystko to jednak tylko do dnia wyborów parlamentarnych. Później piękne hasła chowane są po kątach, postulaty rozbudzonego socjalnie społeczeństwa mieli się, wymazuje i odstawia na cztery lata. A po wyborach obie partie przyjmują ustawy obniżające podatki dla najbogatszych, fundują ludziom kolejne lata pracy (bądź bezrobocia) przed emeryturą, odbierają uprawnienia do renty, itd. itp.

Wróćmy jednak do naszej nieszczęsnej lewicy. Niemal codziennie słyszę: panie redaktorze, na kogo my w końcu będziemy głosować? Niezmiennie odpowiadam: nigdy jeszcze nie byliśmy w tak wspaniałej sytuacji, wszystko bowiem wskazuje, że w lokalu wyborczym czeka na nas niezmierzone bogactwo. List lewicowych będzie przynajmniej pięć. Możemy wybierać i przebierać – od Zjednoczonej Lewicy, poprzez Partię Razem, Biało – Czerwonych, Ruch Ikonowicza aż do… Zjednoczonej Lewicy (tej z dodatkowymi literkami). Tak to przynajmniej wygląda na dzisiaj.

Trochę sobie tu dzisiaj dworuję. Ale tylko trochę. Spójrzmy nieco wstecz. Przecież lewicowi wyborcy mają za sobą tyle negatywnych doświadczeń, że zasłużyli, by wreszcie politycy (?) zgotowali im lepszy los. Wystarczy przypomnieć te 40 proc. poparcia z 2011 roku, które „kanclerz Miller” zdobył dzięki dzieciom szukającym jedzenia na śmietnikach i gruszkom rosnących na wierzbach. A następnie… odebrał dotacje do barów mlecznych i zniżki kolejowe dla studentów. A przedsiębiorcom obniżył podatki. Zdumionym delegatom na zjazd Sojuszu zapowiedział, że wprowadzi podatek liniowy. Zdegustowany elektorat po czterech latach powiedział: „tym panom już dziękujemy”.

Przeszedł Sojusz czyściec i gdy już wydawało się, że zrozumiał wszelkie swe winy i grzechy, popisał się czymś niebywałym. W wyborach prezydenckich wystawił Magdalenę Ogórek, panią może i sympatyczną, ale zupełnie niekompetentną. Elektorat słusznie poczuł się obrażony, pomysł Millera wsparł nieco ponad dwoma procentami. I co? I nic. Miller się oblizał, wytarł ręce i jakby nigdy nic zabrał się za jednoczenie lewicy.

Miało być wszystko jak należy, najpierw program, potem listy – dzielone po równo, sprawiedliwie, z nowymi twarzami. Jedna z uczestniczących w tych rozmowach osób powiedziała mi: „oni (SLD) i tak nas oszukają”. I oszukali. Ci z SLD, z Twojego Ruchu, nawet z Zielonych. Uznali, że są największymi partiami i podzielili się najlepszymi miejscami. Pozostali się obrazili i zrobili tym pierwszym polityczną łaźnię – podkradając im nazwę komitetu. W efekcie mamy dwie zjednoczone lewice. I rozmawiamy o nowych podziałach, a nie o programie wypracowanym w podgrupach. Wciąż nie wiemy, co wpiszą na swoje wyborcze sztandary. W jakich sprawach poszedł na kompromis Twój Ruch (zdecydowanie bardziej od SLD czuły na kwestie świeckiego państwa)? Co wnieśli w posagu Zieloni (skoro ludzie Millera rzucają się w obronie polskiego węgla, a Zieloni wprost przeciwnie)? Można długo jeszcze wyliczać, ale to nie ma sensu, bo dla tych państwa liczą się tylko stołki i poselskie diety.

Zostawmy więc zjednoczonych do potęgi drugiej. Radzę zwrócić uwagę na Partię Razem, partię młodej lewicy. Ma ona bardzo ciekawy program, rozsądny, lewicowy, ale nie lewacki. Niestety, jej szanse osłabia charakterystyczna dla pozaparlamentarnej lewicy przypadłość – chęć decydowania, kto zasługuje na miano lewicy, a kto nie. I kolejnym chętnym podają czarną polewkę, pozostając w lewicowej czystości z jednoprocentowym poparciem. Pozwolę sobie w tym miejscu powtórzyć anegdotę o pewnym znanym marksiście, który tak powiadał do studentów na poznańskim UAM: „Prawdziwych marksistów było niewielu. Sam Marks oczywiście. No i ten, no ten, Engels. W pewnych fragmentach Lenin. I oczywiście ja”. Szukajcie więc, państwo z Partii Razem i ze zjednoczonej niezjednoczonej koalicji, lewicy najprawdziwszej z prawdziwych. A elektorat w tym czasie uda się w zupełnie inne regiony sceny politycznej. Obawiam się, że już na zawsze.

Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (224)