PublicystykaWiesław Dębski: mógł Komorowski zostawić jeden problem rozwiązany. Ale nie...

Wiesław Dębski: mógł Komorowski zostawić jeden problem rozwiązany. Ale nie...

Mógł prezydent Bronisław Komorowski zostawić po swojej kadencji i długich rządach PO choć jeden problem rozwiązany. Ale nie, zamiast zająć się pakowaniem walizek, postanowił ostatnie godziny swojego urzędowania poświęcić tak zwanej małej ustawie reprywatyzacyjnej. Posiedział, pomyślał, po czym ogłosił zdumionemu społeczeństwu, że ustawy nie podpisze, lecz skieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego - pisze dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski.

Wiesław Dębski: mógł Komorowski zostawić jeden problem rozwiązany. Ale nie...
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Wiesław Dębski

Ustawa reprywatyzacyjna to nie jakiś banał, ani wytwór nadmiernej pracowitości ustawodawców. To była próba rozwiązania skandalu nad skandalami III RP, czyli zwrotu mienia odebranego przedwojennym właścicielom dekretem Bieruta. Komu zwracano, o tym za chwilę.

Problem jest niezwykle skomplikowany. Aby go rozwiązać trzeba znaleźć delikatną równowagę między interesami wąskiej grupy byłych właścicieli (a właściwie ich spadkobierców i "spadkobierców") oraz całego społeczeństwa. Tej równowagi nie było, kiedy oddawano potrzebne miastu działki i nieruchomości, siedziby szkół i przedszkoli, uczelni i szpitali. Pomieszczenia instytucji rządowych i samorządowych, parki. Tej równowagi nie było, kiedy o zwrot nieruchomości ubiegali się zwykli oszuści, cwaniaczki biegłe w kruczkach prawnych, wykupujące za bezcen roszczenia od starszych ludzi, często przy tym posługujący się podstępem. Wyłudzaniem publicznego majątku zajmowały się całe grupy tzw. kuratorów. Warte miliony złotych fanty padały ich łupem. I powstawały na tym milionowe fortuny.

Ale w ogóle reprywatyzacja - prowadzona nawet w sposób uczciwy - budzi wiele wątpliwości. Oto ktoś odzyskuje budynek przy Trakcie Królewskim, choć wiadomo, że w tym miejscu po wojnie nie było budynków, lecz morze gruzów. Ktoś inny część siedziby Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, choć przecież Starówka została zrównana z ziemią.

Miliony Polaków uczestniczyły w tworzeniu z tych gruzów nowego miasta. Choćby uczestnicząc w akcji "Cały naród odbudowuje swoją stolicę". A dzisiaj przychodzi ktoś, często dziesiąta woda po kisielu dawnych właścicieli, bądź zwykły łajdak, i bierze taką odbudowaną stolicę jak swoją…

Albo magnaccy potomkowie odzyskujący jeden pałac za drugim. I ciągle im mało… Muzeum w Wilanowie, niewątpliwie skarb kultury ogólnonarodowej, też ma chętnych do „odzyskania”. Po dawne majątki ręce wyciąga też Kościół katolicki - po budynki uniwersyteckie, boiska szkolne, całe osiedla. A Bóg to widzi i nie grzmi.

Władze zaś długo tym żądaniom - świeckim, i kościelnym - ulegały. Zbuntowali się dopiero prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz i prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. Teraz dołączył do nich prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak, który potraktował miejscowego biskupa, jak każdego partnera w interesach. I postanowił z przedstawicielami Kościoła rozmawiać o pieniądzach, warunkach, w jakich płyną one w jedną tylko stronę, równości praw samorządu i diecezji. Aby nie było tak, że uzyskiwane z reprywatyzacji budynki Kościół wynajmuje miastu za olbrzymie pieniądze, bo miejskie władze latami się na to zgadzały.

Takiej stanowczości w Warszawie brakowało przez wiele lat. Nie tylko w relacjach ratusza z Kurią, ale w ogóle w sprawie reprywatyzacji. Kosztować to będzie nas wszystkich miliardy złotych. Wszystkich - i mnie, i pana, i panią.

Prezydent doskonale wiedział, o co toczy się walka. Musiał sobie zdawać sprawę, że brak jego podpisu przedłuża na kolejne długie lata okres dzikiej reprywatyzacji, bez żadnych zasad i skrupułów. Komorowski postanowił jednak stanąć nie po stronie społeczeństwa, lecz po stronie spadkobierców byłych właścicieli, a nawet zwykłych wyłudzaczy naszego wspólnego dobra. I wyrzucił do Trybunału ustawę, która miała chronić nasze miasto przed patologiami.

Mógł pan, panie prezydencie, skorzystać z okazji, by przynajmniej nic w tej sprawie nie robić, albo podpisać ustawę i skierować budzące wątpliwości jej artykuły do TK. Dlaczego pan się tak spieszył...

Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (134)