Wieś w żałobie
Jezierzyce pogrążyły się w żałobie. Zmarli dwaj pracownicy firmy Bałtyk Gaz, poparzeni podczas czwartkowej eksplozji 20-tonowej cysterny, do której doszło na terenie rozlewni gazu płynnego.
Kierowca cysterny i pracownik rozlewni doznali oparzeń całego ciała. Jeden zmarł w piątek wieczorem, drugi w sobotę przed południem. Przyczyny wybuchu bada prokuratura i eksperci. Wstępnie mówi się, że spowodował go ludzki błąd. Innego zdania jest wdowa po jednym ze zmarłych.
- Mój mąż i jego kolega, kierowca cysterny, zginęli ratując wieś - twierdzi Małgorzata Marczewska, wdowa po magazynierze z rozlewni. - Z opowiadań ich kolegów wiem, że gdy zauważyli wyciek, pozamykali ręcznie wszystkie możliwe zawory. Potem próbowali uciekać. Wtedy nastąpił wybuch. Obaj byli doświadczonymi pracownikami.
Mieszkańcy Jezierzyc wciąż nie mogą pogodzić się z tym, co się stało.
- W sobotę w kościele była msza w intencji obu tragicznie zmarłych. Będziemy wszyscy odmawiać za nich różaniec - mówią Martyna i Marlena Perlańskie z Jezierzyc. - Znałyśmy dzieci obu panów. Wybuch uświadomił nam, że mieszkamy na bombie.
Podobnie uważa większość mieszkańców Jezierzyc, z którymi rozmawialiśmy w niedzielę.
- To jakieś fatum - mówią Wioletta Góralska i Aniela Pilecka, które spotkaliśmy przed jednym z domów. - W 1989 roku spalił się wielki magazyn, który stał na miejscu obecnej rozlewni. Wtedy zginęło dwóch strażaków. Teraz ten gaz...
- Wiedziałam, że kiedyś dojdzie tu do tragedii - twierdzi Teresa Kozak, którą spotkaliśmy przed jezierzycką rozlewnią. - Już jak ją budowali, to protestowaliśmy, ale nikt nas nie słuchał!
Wielu ma za złe służbom kryzysowym, że nie ewakuowały mieszkańców. - Byliśmy zdani tylko na siebie, wspólnie z radnym Ryszardem Pieckiewiczem na gorąco zorganizowaliśmy ewakuację ludzi - mówi Dariusz Perlański, sołtys Jezierzyc. - Nikt nas nie informował o stopniu zagrożenia, policja ograniczyła się jedynie do zagrodzenia dojazdu do zakładu. Tymczasem ludzie uciekali jak mogli: pieszo i samochodami, dobrze, że nie doszło do wypadków, bo tą samą drogą jechały z naprzeciwka strażackie samochody, a nawet gapie ze Słupska. Po pogrzebie zorganizujemy spotkanie, na którym mieszkańcy wypowiedzą się na temat przyszłości rozlewni. Władze firmy twierdzą, że jest ona dobrze zabezpieczona, ale co będzie gdy znów zawiedzie człowiek? - pyta Perlański.
Jarosław Kowalski