Wierni się zbuntowali, nie wpuścili księdza do kościoła
Mieszkańcy Skowieszyna pod Puławami boją się przyłączenia do nowej parafii. Nie wpuścili księdza do kościoła i modlą się teraz sami.
W Skowieszynie pod Puławami mieszka ok. 700 osób. Życie wsi koncentruje się wokół szkoły, trzech sklepów i wybudowanego 20 lat temu przez mieszkańców kościoła pw. Matki Bożej Miłosierdzia. Od tylu lat msze w Skowieszynie odprawiał ksiądz z oddalonej o kilkanaście kilometrów parafii na puławskich Włostowicach. Do pierwszej niedzieli lipca, kiedy proboszcz Waldemar Żyszkiewicz przyjechał razem z księdzem z Końskowoli.
Mieszkańcy uznali, że to powrót do planów sprzed kilku lat, by ich przyłączyć do bliższej parafii w Końskowoli (3 km od Skowieszyna). Zatarasowali wejście do kościoła i oświadczyli, że nie chcą zrywać z wielowiekową tradycją (do parafii z Włostowic należą już ponad 500 lat). Wtedy ksiądz stwierdził, że za nieposłuszeństwo władze kościelne mogą nałożyć na wieś interdykt (zakaz prowadzenia obrzędów religijnych).
Ks. Waldemar Żyszkiewicz tłumaczy: nie wiem, dlaczego nas nie wpuścili, a na siłę nie będziemy tam odprawiać mszy. Tydzień temu proboszcz do Skowieszyna już nie przyjechał. Parafianie wynajęli autokar i pojechali na mszę do Włostowic.
Ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik lubelskiej kurii, twierdzi, że cała sprawa to nieporozumienie, bo chodziło o zastąpienie księży z Puław w czasie wakacji. Mieszkańcy nie wierzą. Chcą nas cichaczem sprzedać do Końskowoli. Ale my się nie poddamy, do prymasa napiszemy – odgraża się Józef Kotelba, który dziesięć lat temu zbudował kapliczkę przy kościele.