Wielkość, upadek i szara strefa

Jeśli chcemy w Polsce zmieniać procedury lustracyjne, uczmy się od Niemców: mechanizmy, które wprowadzono tam kilkanaście lat temu, okazały się skuteczne. Także polski Episkopat, jeśli zechce zmierzyć się z problemem, mógłby wzorować się na tym, co zrobili niemieccy biskupi, którzy proces „swojej" lustracji zakończyli 10 lat temu - pisze Wojciech Pięciak w "Tygodniku Powszechnym".

20.06.2006 06:55

Gdy mowa o rozliczeniach z komunistyczną przeszłością, w Polsce używa się takich pojęć jak lustracja czy dekomunizacja. Niemcy używają określeń własnych, po części zapożyczonych z debat nad historią z lat 1933-1945; są typowo niemieckie, stworzone z myślą o tej tematyce.

Po 1989 r. w byłej NRD (inaczej niż w Niemczech Zachodnich po 1945 r.) stworzono szybko normy i instytucje, mające zająć się Aufarbeitung der Geschichte. Zostały przygotowane jeszcze przez parlament NRD, wybrany w wolnych wyborach wiosną 1990, a następnie przeniesione do systemu prawnego zjednoczonych Niemiec. Dotyczyły kilku sfer: udostępnienia archiwów dla obywateli (zwłaszcza archiwów „Stasi"); rozliczenia sądowego zbrodni z lat 1949–1989 i postulatu „oczyszczenia" instytucji publicznych z ludzi reżimu (skoncentrowano się na etatowych pracownikach i konfidentach „Stasi"; więcej informacji na ten temat znajdzie Czytelnik na stronie internetowej Ośrodka Studiów Wschodnich – www.osw.waw.pl – gdzie dostępny jest raport o lustracji w całej Europie Środkowej).

Kiedy w 1992 r. otwierano archiwa „Stasi", krytycy ostrzegali, że teraz ofiary będą mścić się na donosicielach. Otwarcie akt okazało się jednak elementem stabilizującym: przyczyniło się do urzeczowienia debaty po tym, jak w roku 1990 i 1991, a więc przed formalnym udostępnieniem archiwów, w mediach pojawiło się wiele przecieków na temat przeszłości osób życia publicznego: polityków, ludzi kultury i nauki, także opozycjonistów i ludzi Kościołów.

Udostępnianiem archiwów zajął się od początku 1992 r. Urząd Federalnego Pełnomocnika ds. Dokumentów dawnej Służby Bezpieczeństwa NRD (zwany popularnie Urzędem Gaucka, a obecnie Urzędem Birthler, od nazwisk jego szefów).

Kościoły (katolicki i ewangelicki) zostały w tym procesie potraktowane jak wszystkie inne instytucje społeczne, a duchowni – jak wszyscy obywatele; historycy otrzymali więc prawo wglądu w archiwa ich dotyczące na takich samych zasadach, jak innych instytucji i obywateli (wolno sądzić, że gdyby uczyniono wyjątek, zakwestionowałby to Trybunał Konstytucyjny).

Niezależnie od tego, oba Kościoły powołały jeszcze na początku lat 90. własne instytucje i stworzyły własne mechanizmy, aby zmierzyć się z tym, co po sobie zostawiła „Stasi".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)