Wielki sukces komedii o papieżu - w jednej z ról Polak
Podziw, uznanie czy wręcz zachwyt włoskich komentatorów wywołał film "Habemus papam" Nanniego Morettiego, który wszedł na ekrany kin we Włoszech. Pojawiają się nawet opinie, że komedia z Michelem Piccoli i Jerzym Stuhrem to arcydzieło.
15.04.2011 | aktual.: 15.04.2011 10:45
O tym, jak wielkim, nie tylko artystycznym wydarzeniem jest premiera oczekiwanego filmu Morettiego o przeżywającym głęboką depresję nowo wybranym papieżu, świadczy to, że jego analizy - i to bardzo przychylnej - dokonał znany katolicki publicysta, współautor książek napisanych z Janem Pawłem II i kardynałem Josephem Ratzingerem, Vittorio Messsori.
W obszernym komentarzu na łamach "Corriere della Sera" odnotowuje on, że nie jest to film antyklerykalny. Jednak w jego opinii nie jest on też ani "budujący" dla katolików , ani "nie rozweseli ateistów".
Messori bardzo chwali znakomitą, jego zdaniem, grę 85-letniego Michela Piccoli, który wciela się w postać francuskiego kardynała Melville, wybranego ku swemu przerażeniu na konklawe. Vittorio Messori zwraca uwagę na symbolikę sceny z konklawe, podczas której kardynałowie na czele z głównym bohaterem modlą się o to, aby nie ich wybrano.
"Literatura antyklerykalna opowiada nam o cynicznych i ambitnych kardynałach, którzy nie zawahają się, nawet w obliczu zbrodni, by wyjść z Kaplicy Sykstyńskiej w białej papieskiej sutannie. Tutaj przeciwnie: wszyscy proszą Boga, aby oszczędził im dźwigania na barkach ciężaru papieskiego krzyża" - pisze autor komentarza. Z wyraźną ulgą wskazuje, że wizerunek Kościoła katolickiego w "Habemus papam" jest "dobrotliwy" .
"Nie ma nic polemicznego ani złośliwego", nie ma - jak zauważa - odwołań do skandali pedofilii czy finansowych w watykańskim banku.
Messori podsumowuje również postać rzecznika Watykanu, granego przez Jerzego Stuhra: "Dobry diabeł, bardziej bałaganiarz niż przebiegły lis".
Katolicki publicysta konstatuje, że reżyser "nie nadużył" wolności artystycznej przedstawiając Watykan.
W podobnym tonie, pełnym uznania dla najnowszego filmu Nanniego Morettiego, wypowiada się publicysta dziennika "La Stampa" Andrea Tornielli. Kładzie on nacisk na to, że w filmowym konklawe udział biorą kardynałowie, którzy w żadnym razie, wbrew utartym opiniom, nie są "karierowiczami".
"Nie ma walki o władzę, układów, podstawiania nogi, chwytów poniżej pasa, manewrów, kurialnych koterii, karierowiczostwa" - zauważa. Według autora komentarza, znakomicie przedstawiony przez Morettiego strach przed wyborem przywołuje słowa, które powiedział kiedyś kardynał Giacomo Biffi: "Wybór na papieża to najgorsza rzecz, jakiej można życzyć człowiekowi".
"To jest komedia i komedią pozostaje" - konstatuje Tornielli pisząc o "surrealistycznych" scenach turnieju siatkówki, zorganizowanego dla kardynałów za Spiżową Bramą.
Recenzentka dziennika "La Repubblica" stwierdza: "Habemus papam" to dla niektórych arcydzieło Nanniego Morettiego". "To film osoby świeckiej czy może ateisty, który jako taki ma głęboki szacunek dla tego, kto wierzy i któremu udaje się, poprzez ironię, fantazję, elegancję, wywołać wzruszenie i jednocześnie niepokój, dotykając kwestii wiary znacznie lepiej niż wiele filmów w zamierzeniach religijnych, wychodzących zazwyczaj fatalnie" - ocenia.
"To film o najwyższej inteligencji i wolności, pozbawiony z góry założonej tezy, nakręcony z uwagą, by nie zadowolić tych, którzy spodziewają się zbyt łatwej krytyki pod adresem watykańskiej hierarchii i jej ingerowania w nasze sprawy czy obecnego pontyfikatu" - zauważa autorka. Wśród "wspaniałych aktorów" wymienia Jerzego Stuhra.