Wielki interpretator
Bez elastyczności Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości nie byłoby dziś Unii Europejskiej. Jednak ta elastyczność uzbrojona w Kartę praw podstawowych może zagrozić dalszej integracji europejskiej.
14.04.2008 | aktual.: 15.04.2008 11:11
Co ma wspólnego budowa jednolitego europejskiego rynku z prawem do aborcji? Całkiem sporo, o czym przekonuje najważniejszy sąd Unii Europejskiej w jednej ze swoich decyzji. W 1990 roku na dublińskim uniwersytecie grupa proaborcyjnych aktywistów postanowiła uświadamiać młode kobiety, że jeśli tylko zechcą, mogą wyjechać do brytyjskiego Ulsteru i zupełnie legalnie dokonać aborcji, która była i nadal jest w samej Irlandii zakazana. Aktywiści zostali przekonani siłą do opuszczenia terenu uczelni, ale na odchodne rzucili, że to jeszcze nie koniec.
Sprawa brutalnie przerwanej „akcji informacyjnej” trafiła przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) w Luksemburgu. Trafiła, choć według niektórych nie powinna. Euroentuzjaści zapewniają, że Unia Europejska, a co za tym idzie ETS, nie ma prawa decydować w kwestiach dotyczących aborcji. Jednak według Trybunału w tej sprawie wcale nie chodziło o aborcję. Przyznał, że sprawa dotyczy zasady wolności działalności gospodarczej na terenie Wspólnot Europejskich, czyli również swobody reklamowania swoich „usług”.
W tym przypadku, znanym jako „sprawa Grogan” (C 159/90), ETS uznał, że aborcja to „usługa” i że mogła zostać naruszona zasada jednolitego rynku. Ostatecznie Trybunał przyznał rację uczelni, ale zaliczenie aborcji do „usług” do dziś funkcjonuje jako standardowy zarzut eurosceptyków wobec ETS.
Trybunał od zatykania dziur
Na podstawie takich właśnie orzeczeń ETS eurosceptycy twierdzą, że jest on zupełnie nieprzewidywalny, a więc politycznie niebezpieczny. Jeśli dodatkowo weźmie się pod uwagę wielokrotnie potwierdzaną wyrokami Trybunału zasadę wyższości prawa unijnego nad prawem państw członkowskich (z ich konstytucjami włącznie) oraz to, że ETS wkrótce dostanie do rąk nowy instrument – Kartę praw podstawowych (KPP) – to straszenie Polaków gejowskimi małżeństwami, aborcją oraz powrotem niemieckich gospodarzy zyskuje nową jakość.
Z prawnego punktu widzenia wszystko jest w porządku. – Trybunał orzeka o zgodności prawa krajowego z prawem unijnym, zawsze biorąc pod uwagę cel, jaki postawiły sobie państwa członkowskie, ratyfikując europejskie traktaty: tworzenie coraz ściślejszej unii – tłumaczy „Przekrojowi” profesor Sławomir Dudzik z Katedry Prawa Europejskiego UJ. Bez tego orzecznictwa dzisiejszy stopień integracji byłby niemożliwy. Ofiarą tego procesu jest prawo krajowe, ale to jest cena jednolitego rynku.
Najpoważniejszy zarzut ciążący na ETS to oskarżenie o nadmierny „aktywizm prawny”, czyli o tworzenie prawa przy użyciu wyroków. Trybunał często jest do tego zmuszony, ponieważ europejski ustawodawca nie był w stanie przewidzieć wszystkich konfliktów prawnych między Wspólnotami i krajami członkowskimi. Naturalnym rezultatem takiego „godzenia” jest wypracowanie zasady prymatu prawa unijnego nad krajowym.
Eurosceptycy bardzo chętnie atakują tę zasadę. Oznacza ona, że prawo unijne jest ważniejsze od konstytucji państw członkowskich. Dla niektórych brzmi to przerażająco, lecz ma praktyczne uzasadnienie. Gdyby na przykład trzy lata temu ETS nie stwierdził, że polska akcyza na samochody (różne stawki dla aut sprowadzanych z zagranicy i tych rejestrowanych ponownie w Polsce) jest sprzeczna z unijnym zakazem dyskryminacji podatkowej, musiałby taki sam przywilej dobrowolnego określania akcyzy przyznać wszystkim państwom członkowskim. W praktyce oznaczałoby to zawalenie się jednego z fundamentów integracji gospodarczej. W tym miejscu eurosceptyk zaczyna wymachiwać Konstytucją RP i twierdzić, że zasada prymatu prawa unijnego jest sprzeczna z jej artykułem 8 („Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej”). – Wystarczy jednak przeczytać następny artykuł, na mocy którego państwo polskie może przekazać część swoich kompetencji organizacjom międzynarodowym – twierdzi Anna Jasińska, ekspert prawa unijnego
na Uniwersytecie Łódzkim.
Według profesora Mariana Grzybowskiego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Polacy, przyjmując w 1997 roku nową konstytucję, wyrazili zgodę na ograniczenie suwerenności kraju. I w końcu najważniejsze: przynależność do UE jest dobrowolna. Jeżeli Polska uzna kiedyś, że jej suwerenność jest zagrożona, będzie mogła z Unii wystąpić. Taką procedurę przewiduje traktat lizboński. Tyle o Trybunale w roli zwornika Unii. Ale jest jeszcze druga strona jego działalności. Polscy politycy mówią w tym wypadku o nieprzewidywalności ETS, bo wyrok w sprawie Grogan i uznanie aborcji za „usługę” to tylko jeden z wielu podobnych przypadków.
Euroentuzjaści przekonują, że ETS ma jurysdykcję wyłącznie nad dziedzinami prawa, które podlegają unijnym kompetencjom, czyli że nie może on wydawać wyroków na przykład w sprawach związanych z moralnością lub prawem rodzinnym. Jednakże Unia traktuje swoje kompetencje bardzo elastycznie, między innymi sponsorując badania nad komórkami macierzystymi, co dla wielu Europejczyków ma z pewnością wymiar moralny.
– Problem z Trybunałem polega na tym, że tak naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć, gdzie jest ostateczna granica jego kompetencji – mówi „Przekrojowi” chcący zachować anonimowość były urzędnik Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej.
Te wątpliwości wzmaga dodatkowo uprawomocnienie się Karty praw podstawowych, dokumentu, który zdaniem autorów zbiera cały dotychczasowy europejski dorobek prawny w dziedzinie praw człowieka i obywatela. Neutralność oraz powszechność tych praw podważyły rządy Polski i Wielkiej Brytanii, przedstawiając protokół stwierdzający, że KPP „nie tworzy żadnych nowych praw”. Negatywne przyjęcie brytyjsko-polskiego protokołu przez Brukselę musi dziwić, bo przecież autorzy Karty także zapewniali, że nie tworzy ona żadnych nowych praw.
Sama Karta, oprócz niebudzących dziś kontrowersji przepisów, takich jak prawo do życia czy zakaz handlu ludźmi, zawiera dość niejasną sekcję „praw socjalnych”, które są niczym więcej jak tylko nieodpowiedzialnymi obietnicami bez pokrycia. Znajduje się tam na przykład stwierdzenie, że „Unia zapewnia wysoki standard ochrony zdrowia ludzkiego”. Co to znaczy „wysoki standard”? Niezwłoczny dostęp do tomografu? Co to znaczy, że „Unia zapewnia”? Jakie to ma znaczenie dla finansowania służby zdrowia w krajach członkowskich? Czy „prawo do nauki” zawarte w artykule 14 KPP oznacza, że każdy ma prawo do miejsca na uniwersytecie? Co to znaczy, że dzieci „mogą swobodnie wyrażać swoje poglądy. Poglądy te są brane pod uwagę w sprawach, które ich dotyczą, stosownie do ich wieku i stopnia dojrzałości”? I w końcu po co w KPP umieszczono prawo do zawarcia małżeństwa, skoro według Karty wszelkie uregulowania prawne w tej kwestii to wewnętrzna sprawa państw członkowskich?
Żadne z tych pytań nie jest do końca uczciwe intelektualnie, ponieważ z góry zakłada określoną („nieprzewidywalną”) wolę przyszłego interpretatora KPP. Wydaje się jednak, że państwa, które chcą kontrolować skutki ratyfikowanego przez siebie traktatu międzynarodowego (traktatu lizbońskiego i KPP), mają w tym przypadku prawo do pewnego zabezpieczenia (na przykład w postaci brytyjsko-polskiego protokołu). Szczególnie, że interpretatorem KPP będzie „nieprzewidywalny” Europejski Trybunał Sprawiedliwości.
Łukasz Wójcik