"Wielki Brat" zawitał do małej wsi
Do Pomyska Wielkiego pod Bytowem zawitał "Wielki Brat". Jeden z mieszkańców zainstalował kamery i nagrywa swoich sąsiadów. Wszyscy są bezradni.
Sprawa tych kamer była w prokuraturze, ale została umorzona, bo uznano, że nasz sąsiad nie łamie prawa - skarży się Jan Paszko, jeden z obserwowanych mieszkańców. Tak żyć się nie da. Przez te kamery zostałem nawet skazany, bo nagrał jak wyrzucam śmieci, które on wcześniej podrzucił - dodaje.
Wszyscy podkreślają, że czują się inwigilowani. Te kamery patrzą w moje okna w kuchni i łazience - mówi Brygida Łosińska. Żeby się normalnie wykąpać zarzucam koc na okno.
Kamery są zainstalowane na budynku gospodarczym i skierowane na okna sąsiadów. To jednak nie wszystko. Tam są też lusterka, a przy jednym z nich mikrofon, który nagrywa wszystkie rozmowy - twierdzi Paszko. Ja słyszę czasem popołudniami jak sąsiad przegląda nagrania. Wtedy też słyszę nasze głosy - dodaje Łosińska, która mieszka w lokalu nad mieszkaniem Brzezińskiego.
Mieszkańcy boją się już rozmawiać na podwórku. Ich zdaniem obserwacja jest prowadzona także nocą. Gdy po zmroku wychodzę z klatki od razu zapala się lampa na budynku gospodarczym. Pewnie i kamery wtedy się włączają - mówi Paszko.
Mieczysław Brzeziński zapewnia, że kamery nie są po to, aby nagrywać sąsiadów. Zainstalowałem je, aby chronić swoje mienie, bo mnie z żoną w Pomysku przez cały dzień nie ma, a tam w tym czasie dzieją się różne rzeczy - podkreśla. Przed laty zostały wytrute moje maliny i borówki. Aby mieć dowody na to, że sąsiedzi niszczą moją własność zamontowałem kamery - wyjaśnia.
Jak sam mówi pomysł, podsunął mu sędzia na jednej ze spraw. Wtedy usłyszałem, że to właśnie dowody na zdjęciach, filmie czy dźwięk są najlepsze, a nie świadkowie, którzy mogą kłamać - twierdzi Brzeziński.
Policjanci często tam interweniują, ale... To tak naprawdę są sprawy, które można załatwić w zwykłej rozmowie sąsiedzkiej, bez policji czy sądu - zapewnia Marek Tybora, dzielnicowy w Pomysku.