Wielka tragedia, tysiące zabitych - oni mają tak codziennie
Niecała minuta to bardzo niewiele. Jak się okazuje, jest to wystarczająco dużo czasu, by zniszczyć całe państwo. Potężne trzęsienie ziemi, które 12 stycznia zrujnowało Haiti, trwało tak krótko. Tamte kilkadziesiąt sekund to jednak tylko drobny epizod w trwającej od wieków serii tragedii nękających tę karaibską wyspę. Serii, która na ostatnim kataklizmie się raczej nie zakończy.
23.01.2010 | aktual.: 02.09.2011 16:40
To kraina zemsty, rozpaczy i anarchii. Ziemia ludzi, którzy są ofiarami, chociaż bywają i katami. Wyspa Haiti, zwana również Hispaniolą, dobrze zna smak krwi i łez.
Ostatnie trzęsienie zdewastowało cały kraj, pochłaniając życie ponad 110 tysięcy ludzi. Jednak czasem największe tragedie potrafią zjednoczyć i umocnić, pozwalają wybudować coś od nowa. Czy pod gruzami Port-au-Prince odrodzi się duch tego zranionego narodu?
Zobacz zdjęcia z Haiti!
Równia pochyła
Niepodległość to obietnica lepszego jutra i kontroli nad własnym losem. To radość, pompa i wiwaty. Gdy Haiti ogłaszało koniec zależności od Francji w 1804 roku, było pierwszym niepodległym państwem w Ameryce Środkowej. Francuskie wojska napoleońskie wspierane przez polskich legionistów uległy rebelii podwładnych. Haitańczycy poczuli wtedy to, co czuje niewolnik, który zrzucił łańcuchy - chęć zemsty na swoich ciemiężycielach. Lepsze jutro miało już nie nadejść.
Kolejne sto lat upłynęło na walkach między murzyńską większością a próbującymi utrzymać wpływy Mulatami i pozostającymi w kraju białymi. Przez ponad 20 lat Haiti okupowało także sąsiednią hiszpańskojęzyczną Dominikanę.
W 1915 roku kontrolę na wyspie przejęły amerykańskie wojska, które, według oficjalnej linii, miały "przywrócić pokój i porządek". W rzeczywistości chroniły głównie interesów amerykańskich korporacji, które szybko odebrały mieszkańcom kraju ziemie. Czarni Haitańczycy stali się praktycznie darmową siłą roboczą. Dodatkowo, Amerykanie wyciągali z haitańskiego skarbca znaczne sumy na spłatę wymuszonych niegdyś pożyczek bankowych.
Wszelkie bunty tłumiono przy pomocy żołnierzy, którzy przy okazji dopuszczali się licznych zbrodni. Do 1934 roku zginęło kilkanaście tysięcy buntowników, głównie Czarnych. Amerykanie zdecydowanie faworyzowali mulacką mniejszość.
Amerykańska okupacja nie była jednak tylko i wyłącznie okresem wyzysku. Jankesi wybudowali na Haiti drogi (część z nich to do dzisiaj jedyne przejezdne szlaki), mosty, kanały irygacyjne, szkoły, szpitale i sieci telefoniczne. Obecność obcej armii znacznie ograniczyła walki rasowe.
Do 1937 roku Amerykanie fizycznie opuścili wyspę, zostawiając władzę w rękach oddanej mulackiej elity. W międzyczasie w sąsiedniej Dominikanie doszło do masakry blisko 20 tysięcy czarnoskórych Haitańczyków. Pobudziło to nacjonalizm upodlonej większości, szczególnie pierwszej generacji wykształconych haitańskich Murzynów. Niewolnicy ponownie zapragnęli wrzucić kajdany. I znów chcieli się mścić.
Kochany antykomunista
Kolejne lata to rosnące antagonizmy i seria pseudo-wyborów i zamachów stanu. W 1957 roku na fali społecznego niezadowolenia na szczyt władzy wypłynął czarnoskóry Francois Duvalier, znany jako Papa Doc. W celu umocnienia władzy obsadził swoich ludzi w urzędach i armii oraz stworzył tajną policję Tonton Macoutes z ogromną siecią informatorów w całym kraju.
Jego rządy należą do najkrwawszych epizodów w dziejach Haiti. Służby bezpieczeństwa likwidowały wszelką opozycję. W salach tortur ginęły tysiące ludzi, w znacznej części Mulatów - oblicza się, że ofiar szwadronów śmierci mogło być nawet ponad 30 tysięcy. Jednocześnie dyktator defraudował miliony dolarów z państwowej kasy. Wprowadził także kult jednostki i podniósł tradycję voodoo do rangi głównej religii w kraju.
Po śmierci niechętnego tyranowi prezydenta Kennedy’ego, USA rozwinęły swoje finansowe, polityczne i wojskowe wsparcie reżimu Duvaliera. Amerykanie szkolili haitańską bezpiekę, między innymi w trudnej sztuce prowadzenia przesłuchań - tortur. Papa Doc, mimo że nie sojusznik, z którego można było być dumnym, miał dla Stanów Zjednoczonych szczególną wartość - był do cna antykomunistyczny. Haitańskich "czerwonych", prawdziwych i domniemanych, tępił z zaciekłością, która zachwycała amerykańskich polityków. Stanowił doskonałą równowagę dla Kuby Castro. Amerykanie wybaczali mu zatem rozmaite grzechy.
W 1971 roku władzę przejął Baby Doc, jego syn, Jean-Claude. Ten zakochany w luksusie mężczyzna nie potrafił rządzić jednak tak stanowczo jak jego ojciec. Dodatkowo, ożenił się z Michele Bennett, Mulatką z wyższych sfer "z przeszłością". Było to nie do zaakceptowania dla jego wpływowej matki, jak i wielu czarnych nacjonalistów. Po serii buntów młody Duvalier uciekł z wyspy w pośpiechu w 1986 roku. W rzeczywistości u władzy przez najbliższe lata tak naprawdę pozostali ludzie starego reżimu, wielu jeszcze z czasów starego Duvaliera.
Rewolucja
Lud domagał się demokracji. Jednak w państwie tak rozdartym jak Haiti można osiągnąć tylko jej marną imitację. Pod koniec 1990 roku wybory prezydenckie wygrał niezwykle popularny wśród biedoty, były ksiądz Jean-Bertrand Aristide. Polityk o mesjanistycznych zapędach nie podobał się jednak USA i ludziom z dawnej kliki Duvalierów. Obalony po kilku miesiącach brutalnych rządów, wrócił do kraju w 1994 roku dzięki naciskom ONZ i niechętnej pomocy Amerykanów. Administracja Clintona wysłała do Haiti oddziały, które przywróciły porządek. Pomagał im w tym m.in. polski GROM w jednej ze swoich pierwszych misji. Aristide prezydentem został ponownie po kontrowersyjnych wyborach w 2000 roku, tylko po to, by znów uciekać cztery lata później. Rok 2004 to data dla Haiti wyjątkowa. Rewolucja, która obaliła Aristide’a i doprowadziła kraj do stanu anarchii, zmobilizowała społeczność międzynarodową. Rada Bezpieczeństwa ONZ w wyjątkowo szybkim tempie autoryzowała utworzenie relatywnie dużej misji stabilizacyjnej MINUSTAH.
Większość ciężaru operacji przejęły kraje latynoskie, szczególnie Brazylia i Chile. Zadaniem około 10-tysięcznego kontyngentu było przywrócenie demokracji i zorganizowanie wyborów (udało się po 2 latach), a następnie podtrzymywanie chociażby podstawowych funkcji państwa.
Ostatni dzwonek
Interwencja ONZ nastąpiła właściwie w ostatnim momencie. Haiti zdawało się zbliżać do dna.
Chociaż Duvalier-ojciec był tyranem i złodziejem, a jego syn dodatkowo nieudacznikiem, udało im się coś osiągnąć. Mimo licznych buntów, za ich panowania to rząd kontrolował państwo. Gdy Baby Doc uciekł do Paryża, realną władzę przejęli rozmaici watażkowie (często członkowie byłego reżimu) i gangi. Haiti stało się rajem dla przemytników narkotyków. Wiele byłych rządowych agencji również doceniło profity płynące z narkobiznesu, wliczając w to utworzone przez CIA, elitarne antynarkotykowe oddziały Haitian Intelligence Service. Od upadku Duvaliera różne grupy nieustannie walczyły o dominację w stolicy Port-au-Prince i na prowincji.
Za czasów Duvalierów tysiące wyedukowanych Haitańczyków uciekło z kraju, a po 1987 roku ta tendencja się nie zmieniła. Osiedlali się głównie w USA i Kanadzie. Drenaż mózgów to jeden z największych problemów. Emigranci przesyłają do domu pieniądze, jednak nie myślą o powrocie na wyspę, która nie da im szans na godziwe życie. Około 30% PKB państwa to pomoc wysyłana rodzinom przez ich bliskich z zagranicy. Kolejne 30% to międzynarodowe datki.
Znaczna część pomocy jest jednak marnotrawiona na niepotrzebne programy lub przez skorumpowanych urzędników. MINUSTAH nie potrafi temu zapobiec, gdyż brakuje jej konkretnego planu działania. Po powstrzymaniu regularnych walk ulicznych, ONZ nie miało pomysłu ani środków na odbudowę kraju.
Od lat tysiące Haitańczyków przedostają się do Dominikany, by tam nielegalnie pracować za grosze na plantacjach trzciny cukrowej. Traktowani tam jak trędowaci, często są ofiarami złodziei, handlarzy ludźmi lub brutalnych funkcjonariuszy. Pamiętać należy jednak, że Haitańczycy sami zrobili wiele, by sąsiedzi nie witali ich z radością - wielu popełniło tam różne zbrodnie, od kradzieży po gwałty i morderstwa.
Na Haiti od dawna brakuje pożywienia i czystej wody. Miasta były zaśmiecone i śmierdzące. Warunki sanitarne określić można było jako tragiczne. Wokół stolicy powstawały osiedla slumsów (bidonville), pozbawione dostępu do kanalizacji. W dzielnicach biedy rządziły gangi..
Przed trzęsieniem tylko kilkanaście procent dzieci chodziło do szkół. Ponad dwie trzecie dorosłych nie posiadało stałej pracy. Według UNICEF 55% Haitańczyków to analfabeci. Bardzo niewielka grupa bogatych ludzi: polityków, gangsterów, nielicznych biznesmenów - albo wszystkich w jednym - konsumowała prawie cały PKB. Trzęsienie tą sytuację niewątpliwie jeszcze pogorszy.
Kolonialne mocarstwa nie oszczędzały Haiti. Sami Haitańczycy poprzez swoje ciągłe walki, ślepą chęć zemsty i nieumiejętność osiągania kompromisów również zrobili wiele, by nie zbudować szczęśliwego państwa. Natura także nie była dla nich łaskawa.
Haiti regularnie nawiedzane jest przez huragany. Z powodu braku pieniędzy lub pokładów innych surowców na wyspie, większość energii elektrycznej produkowana była w wyniku spalania drewna. Doprowadziło to do zniszczenia ponad połowy terenów zielonych. To z kolei jeszcze bardziej naraża mieszkańców na powodzie, również błotne, gdyż Haiti to kraj górzysty. Tylko w latach 2001-2007 w wyniku kataklizmów zginęło tam 18 tysięcy ludzi, a ponad 130 tysięcy straciło domy.
Życie po życiu?
Mimo że ONZ nie osiągnęło na Haiti wielkich sukcesów, misja stabilizacyjna dawała mieszkańcom chociaż cień nadziei na to, że kraj zdoła się jeszcze odbudować. Widok tysięcy budynków powalonych w kilkadziesiąt sekund niewątpliwie pogrzebał wszelkie pozytywne myśli.
Co teraz stanie się z Haiti? Tego nikt nie może być pewien. Ze zrujnowanego Port-au-Prince dochodzą wieści o grasujących bandach. Anarchię zawsze wykorzystują przestępcy. Gospodarka właściwie przestała istnieć. Przeludnienie i tropikalny klimat mogą sprawić, że na wyspie wybuchną epidemie, jeśli szybko nie rozwiąże się problemu rozkładających się ciał. W tym scenariuszu przyszłość Haiti wygląda wręcz apokaliptycznie.
Jest też jednak inna możliwość. Być może społeczność międzynarodowa, kierowana szczerym współczuciem, nie zapomni o Haiti w momencie, gdy media znajdą inny temat. Być może bogatsze państwa naprawdę zaangażują się w pomoc, a ONZ opracuje konkretny plan przejęcia administracji i odbudowy państwa. Może Haitańczycy, których spotkała tak wielka tragedia, w końcu się zjednoczą i zaczną walczyć o poprawę swego losu, a nie między sobą. Trzęsienie ziemi z 12 stycznia dotknęło wszystkich - biednych i bogatych, Murzynów i Mulatów. Pierwszy raz od dawna byli równi. Chociaż przez moment.
Zobacz jak Ty możesz pomóc Haiti!
Po trzęsieniu dowiadywaliśmy się o ludziach, którzy w cudowny sposób przeżyli kilka a nawet kilkanaście dni pod gruzami, ranni, bez wody i jedzenia. Może zatem i Haiti ma ciągle szanse? Nie łudźmy się jednak, że rekonstrukcja będzie łatwa, szybka i przyniesie zachwycające rezultaty. Takie cuda się niestety nie zdarzają.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski
Pisząc artykuł korzystałem z książek: "Diabeł na emeryturze" Riccardo Orizio, "The Haiti Files" Jamesa Ridgeway'a, "Un continente desaparecido" Gianny Mina'y oraz tekstów z New York Times, BBC i Wikipedii