PolskaWielka operacja polskich saperów na Bałtyku - zdetonowano niemiecką torpedę

Wielka operacja polskich saperów na Bałtyku - zdetonowano niemiecką torpedę

Na Zatoce Puckiej została zdetonowana niemiecka torpeda, zawierająca prawie 300 kg ładunku wybuchowego - informuje portal polska-zbrojna.pl. Detonację przeprowadzono zdalnie, przy użyciu specjalnych, podwodnych ładunków wybuchowych. Zostały one podłożone przez nurków-minerów marynarki wojennej.

Wielka operacja polskich saperów na Bałtyku - zdetonowano niemiecką torpedę
Źródło zdjęć: © mw.mil.pl | kmdr ppor. Radosław Pioch

Akcja rozpoczęła się o godz. 7.30, gdy w morze wypłynął niszczyciel min ORP "Flaming", z grupą nurków-minerów na pokładzie. Zanim zeszli oni pod wodę, miejsce, w którym znajdowała się torpeda, zostało sprawdzone przez bezzałogowy pojazd podwodny. Następnie na torpedzie założono dwa ładunki wybuchowe o łącznej masie 5 kg, które z bezpiecznej odległości zostały zdalnie zdetonowane ok. godziny 11.

- Tego rodzaju niewybuchy zwykle unieszkodliwiane są w miejscu ich znalezienia. Oczywiście, o ile pozwalają na to względy bezpieczeństwa - mówi kmdr ppor. Piotr Adamczak z biura prasowego marynarki wojennej, który całą akcję obserwował z pokładu ORP "Flaming". Gdyby taka torpeda znaleziona została np. w porcie, trzeba by było ją wydobyć i przetransportować na poligon morski.

Rekonesans po detonacji

Po zniszczeniu torpedy dno morskie sprawdził pojazd podwodny Ukwiał. Saperzy chcieli upewnić się, czy nie ma już zagrożenia. Ukwiał jest wyposażony w kamerę i dzięki temu znajdujący się na okręcie specjaliści widzą faktyczny obraz dna. - Jest to rekonesans po detonacji - wyjaśnia kmdr ppor. Piotr Adamczak. - Chodzi o to, by sprawdzić, czy wszystko zostało zniszczone i czy zdetonowana torpeda nie stanowi już żadnego zagrożenia - dodał.

Gdy Ukwiał wykonał zadanie, pod wodę zeszła para nurków, by potwierdzić dane wysłane przez pojazd. - Stwierdzono, że pozostałości po torpedzie nie stwarzają żadnego niebezpieczeństwa - mówi kmdr ppor. Piotr Adamczak. Operacja zakończyła się około godziny 13.30.

"Czyszczenie" Zatoki Puckiej

W akcji brały udział dwa niszczyciele min, okręty i łodzie Straży Granicznej i Urzędu Morskiego oraz około 200 osób na morzu i lądzie. Była to największa operacja saperów w okolicach Trójmiasta od kilku lat.

Poniedziałkowa akcja to ostatni akt operacji prowadzonej przez marynarkę wojenną na wodach Zatoki Puckiej od 10 września. Wcześniej wydobyto 11 nieuzbrojonych niemieckich torped ćwiczebnych oraz zniszczono brytyjską minę morską. Obiekty te odkryto podczas prac hydrologicznych prowadzonych przez Urząd Morski w rejonie, gdzie w czasie II wojny światowej był niemiecki poligon doświadczalny.

O znalezisku została poinformowana marynarka wojenna.

Część znalezisk trafi do muzeum

Ze względu na dużą liczbę wykrytych obiektów, akcja ich wydobycia i zniszczenia została podzielona na kilka etapów.

W pierwszej kolejności marynarze wydobywali niemieckie torpedy ćwiczebne typu G7 (łącznie 11 sztuk). Nie posiadały one ładunków bojowych i nie stanowiły zagrożenia. - Te torpedy, które są w najlepszym stanie zostaną prawdopodobnie przekazane do Muzeum Marynarki Wojennej - mówi kmdr ppor. Adamczak. Następnie z dna morza wydobyto brytyjską lotniczą minę morską Mk6, która została zniszczona przez saperów 43 Batalionu Saperów MW na poligonie lądowym.

Kolejnym, ostatnim etapem, była przeprowadzona w poniedziałek operacja neutralizacji niemieckiej, bojowej torpedy lotniczej F5b. Akcją dowodził kmdr Jarosław Tuszkowski, dowódca ORP "Flaming".

Bezpieczeństwo podczas detonacji

- Wyznaczyliśmy strefę bezpieczeństwa o promieniu 7 km od miejsca detonacji. Podjęliśmy wszelkie starania, by akcja nie stanowiła żadnego zagrożenia dla ludzi i jednostek pływających. Mimo tego, że mamy do czynienia z dużą ilością materiału wybuchowego, to gdyby w momencie detonacji na granicy strefy bezpieczeństwa ktoś znajdował się w wodzie, nie odczułby jej skutków - zapewnia kmdr ppor. Adamczak. Gdyby taka torpeda eksplodowała, byłaby niebezpieczna np. dla kutrów rybackich pływających po powierzchni nawet w odległości 300-400 metrów.

Dzisiejsza operacja wymagała koordynacji działań kilku instytucji, które czuwają nad bezpieczeństwem zarówno ludzi, zwierząt morskich, jak i okrętów. Rejon jest zamknięty dla żeglugi i dodatkowo patrolowany przez siły marynarki wojennej (niszczyciel min ORP "Czajka" i łódź patrolową S-10500) i dwie jednostki Urzędu Morskiego w Gdyni. Jeszcze przed rozpoczęciem działań przez ORP "Flaming" jednostki pływające Morskiego Oddziału Straży Granicznej (SG-211 "Strażnik" oraz szybka łódź hybrydowa SG-017) operowały w rejonie w celu odstraszenia zwierząt morskich (głównie morświnów i fok) z miejsca, w którym nastąpi detonacja torpedy. Policyjne patrole czuwają natomiast, aby w czasie wybuchu nikt nie wchodził z plaży do wody.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)