Wielka Brytania: za dużo uczniów, za mało nauczycieli
Nie jest dobrze, a może być jeszcze gorzej. Organizacje oświatowe i demograficzne biją na alarm - w przyszłym roku w brytyjskich szkołach podstawowych może zabraknąć 250 tysięcy miejsc. Problem dotyczy również Polskich Szkół Sobotnich.
Tak dużo dzieci nie było na Wyspach od ponad pół wieku. To głównie efekt stale rosnącej liczby imigrantów, napływających tu z różnych zakątków świata. A że z reguły mieszkając nad Tamizą kultywują własne zwyczaje i tradycje, ponad milion uczniów uczęszczających do brytyjskich szkół w swoich domach posługuje się językiem innym, niż angielski.
Poziom szkół państwowych systematycznie się obniża, wiele do życzenia pozostawia też bezpieczeństwo. Kamery w szatniach czy łazienkach w coraz większej liczbie placówek nie są już niczym nadzwyczajnym.
Pięć miliardów funtów
Władze oświatowe mają twardy orzech do zgryzienia. Problemy z przepełnieniem w szkołach widoczne są w bieżącym roku, jednak w kolejnym skala tego zjawiska jeszcze bardziej wzrośnie. Według szacunków, w podstawówkach może zabraknąć aż ćwierć miliona miejsc. Co prawda rząd zapowiada wyasygnowanie na ten cel pięć miliardów funtów, jednak obaw nie brakuje. Klasy są przepełnione, warunki sprzętowe i lokalowe kiepskie, a dzieci nierzadko muszą uczęszczać do szkół, w których akurat jest miejsce, a nie do tych, w których chcieliby widzieć je ich rodzice.
- Córka w ubiegłym roku zaczęła naukę w pierwszej klasie, ale na Ealingu, gdzie mieszkamy, limit przyjęć został wyczerpany. Dlatego musiałam zdecydować się na dojazdy do północnej części Londynu. Nie ukrywam, że to mocno komplikuje mi sytuację zawodową i gdyby nie mąż trudno byłoby wszystko pogodzić - mówi pani Marta, na co dzień pracująca, jako recepcjonistka w jednym z londyńskich hoteli.
Niewykwalifikowani, znaczy tańsi
Słabe zarobki, trudne warunki pracy, brak perspektyw. To główne przyczyny powodujące, że wykwalifikowanych nauczycieli nad Tamizą ubywa. Wolą szukać zatrudnienia w innych, lepiej płatnych i perspektywicznych profesjach. Tymczasem brytyjski rząd, tnący wydatki na oświatę, żeby zapełnić luki złagodził kryteria przyjmowania nauczycieli do szkół. W efekcie niektóre placówki zatrudniają na tych stanowiskach osoby niewykwalifikowane, płacąc im mniejsze pensje. A to automatycznie odbija się na poziomie kształcenia.
To nie jedyne problemy. Szkoły, chcąc związać koniec z końcem, szukają wsparcia u prywatnych sponsorów oraz organizacji charytatywnych; odwołują się także do hojności rodziców uczniów. Z odzewem jednak różnie bywa.
Półtora etatu i wolontariusze
Swoje kłopoty mają również Polskie Szkoły Sobotnie. Obecnie w całej Wielkiej Brytanii funkcjonuje ich 114, uczęszcza do nich czternaście tysięcy dzieci. Jednak zapotrzebowanie jest znacznie większe, na Wyspach rodzi się bowiem rocznie około dwadzieścia tysięcy młodych Polaków.
- Zapewnienie im możliwości nauki w ojczystym języku jest potrzebą chwili - podkreśla Aleksandra Podhorodecka, prezes Polskiej Macierzy Szkolnej, struktury zajmującej się organizacją rodzimej oświaty na Wyspach. - Liczę na to, że najnowsza emigracja włączy się w pracę i zacznie nas wspierać oddolnie. Możliwości Macierzy są bowiem mocno ograniczone, zważywszy na fakt, że mamy tylko półtora płatnego etatu. Reszta to wolontariusze - mówi Podhorodecka, dodając, że poza zwiększeniem liczby szkół i miejsc dla uczniów, palącym problemem jest opracowanie nowych podręczników. Obecne są bowiem przestarzałe i nie spełniają aktualnych potrzeb…
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki