Wielcy zwycięzcy, wielcy przegrani...
Druga tura wyborów nie przyniosła zaskakujących rozstrzygnięć. W większości miast wygrali kandydaci, których zwycięstwo było wcześniej najbardziej prawdopodobne. Większość stanowisk objęli kandydaci niezależni i PO, a czerwoną kartkę dostało PiS, którego kandydat wygrał tylko w jednym mieście. Sprawdź, co sądzą o wynikach w poszczególnych miastach eksperci!
06.12.2010 | aktual.: 06.12.2010 09:09
Szczecin
W Szczecinie wygrana niezależnego Piotra Krzystka, jest pewnego rodzaju wotum nieufności wobec rządów partii politycznych - ocenia dr Maciej Drzonek, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego. PO nie pomogło "zaplakatowanie" miasta wizerunkiem swojego kandydata.
W Szczecinie, według oficjalnych danych PKW, wybory w tym mieście wygrał ubiegający się o reelekcję Piotr Krzystek (niezależny), uzyskując 61,42% poparcia. Kandydat Platformy Obywatelskiej, poseł Arkadiusz Litwiński dostał 38,58% głosów.
Piotr Krzystek dość znacznie pokonał Arkadiusza Litwińskiego. Dr Maciej Drzonek zastanawia się dlaczego PO wygrywa wybory do sejmiku, do rady miasta, a przegrywa w wyborach na prezydenta miasta. - Po pierwsze, PO zrezygnowała z wystawienia Piotra Krzystka jako swojego kandydata (w 2006 roku był kandydatem PO), nie podając żadnej przyczyny - wskazuje politolog. Wyborcy nie usłyszeli, dlaczego Krzystek nie może być kandydatem PO na drugą kadencję. - Jedynym argumentem było to, że PO ma teraz lepszego kandydata, ale nie pokazali w czym Arkadiusz Litwiński miałby być lepszy – mówi Drzonek. Kolejnym błędem według politologa było to, że Litwiński był podobny do Krzystka, pod względem wykształcenia, wieku, pozycji zawodowej.
Z zasady urzędujący prezydent na wstępie ma kilkuprocentową przewagę. Dr Drzonek zauważa jednak, że w Szczecinie, gdzie PO ma szerokie poparcie, politycy PO byli pewni, że jej kandydat, ktokolwiek by nim był, wygra. Tak się nie stało, pomimo, że Szczecin była zaplakatowany wizerunkiem Arkadiusza Litiwńskiego. Ponadto, po pierwszej turze był istny desant polityków PO, łącznie z premierem. To okazało się, że nie wystarcza. - Nie można robić dwa razy tak samo kampanii wyborczej, a ta obecna była dokładnie taka sama jak w 2006 roku – mówi Drzonek.
- Partie polityczne mają to do siebie, że przenoszą konflikty ogólnopolskie do samorządów i moim zdaniem to jest taki moment, że społeczności lokalne maja świadomość, że polityka lokalna to nie jest to samo, co polityka na szczeblu ogólnopolskim – ocenia politolog. Zwycięża ten kandydat, który bardziej przekona, że nie będzie robił polityki, tylko będzie dbał o mieszkańców i budował miasto. - W kontekście wydanych pieniędzy na kampanię, żółtą kartką dla partii politycznych jest również niska frekwencja - dodaje dr Maciej Drzonek.
W wyborach prezydenta Opola wygrał kandydat PO Ryszard Zembaczyński, który uzyskał 51,3% głosów. Jego konkurent, kandydat SLD Tomasz Garbowski otrzymał 48,7% poparcia. Zdaniem politologa dr Grzegorza Balawajdera z Uniwersytetu Opolskiego taki wynik jest dużym zaskoczeniem i znakomitym wynikiem kandydata SLD.
Zdaniem eksperta Garbowski startował też dlatego, żeby dać się lepiej zaistnieć w środowisku opolan. - Za rok on jako poseł będzie też ubiegał się o ponowny wybór na funkcję posła, a więc będzie kandydowanie w wyborach prezydenckich bardziej traktował jako pewien sposób pokazania się społeczności miasta – uważa politolog.
Zauważa, że w przeprowadzanych przed pierwszą turą sondażach pojawiła się widoczna tendencja wskazująca na wzrost poparcia dla Garbowskiego. Tym bardziej, że ostatni sondaż przed pierwszą turą wskazywał, że on może wejść do drugiej tury, choć większe szanse dawano kandydatce PiS Wiolettcie Borowskiej.
Zdaniem eksperta z punktu widzenia dokonań, które miały miejsce w kadencji Ryszarda Zembaczyńskiego są zdecydowanie lepsze od tych sprzed czterech lat. – Jednocześnie wśród opolan panował pogląd, że miasto rozwija się wolniej niż mogłoby. Pierwsza tura wyborów pokazała, że głosowało na niego zdecydowanie mniej osób, nie tylko jako na prezydenta, ale również na radnego, w stosunku do poprzednich – uważa ekspert.
Jego zdaniem taki wynik to znak ostrzegawczy dla Zembaczyńskiego. – Jest to ostrzeżenie dla PO, która w moim przekonaniu w dużej mierze odpowiada za to, że ten wynik Zembaczyńskiego nie jest taki, jak mogli się spodziewać. W wyborach parlamentarnych na Opolszczyźnie uzyskiwała jeden z najlepszych wyników w skali kraju, więc uznała, że nie powinno być problemu ze zwycięstwem. Wydawało się, że zwycięstwo Zembaczyńskiego w pierwszej turze jest bezdyskusyjne i powinien wygrać nawet uzyskując większość głosów – mówi Balawejder.
Zembczyński, mimo że wiele lat był wojewodą opolskim i cieszył się dużym poparciem wyborców - osiem lat temu wygrał wybory w Opolu z wynikiem 65-procentowego poparcia - od kilku lat systematycznie traci w sondażach.
- Garbowski przystępując do tych wyborów nie był brany pod uwagę nawet jeśli chodzi o drugą turę. Wielu tłumaczyło jego start w wyborach chęcią sprawdzenia przez lewicę, jakie notowania ma w mieście - mówi politolog dr Grzegorz Balawajder z Uniwersytetu Opolskiego. Tym bardziej, że lewica kiedyś wygrywała znacząco. Jednak po aferze ratuszowej w roku 2002, jej notowania znacząco słabły.
- Zwycięstwo Ryszarda Grobelnego było absolutnie do przewidzenia - mówi dr Jacek Pokładecki, politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zmartwieniem jest jedynie niska frekwencja.
Prezydentem Poznania został ubiegający się o reelekcję Ryszard Grobelny, który otrzymał 66,26% głosów - wynika z oficjalnych danych PKW. Drugi z kandydatów - Grzegorz Ganowicz z PO uzyskał 33,74% głosów.
Zdaniem dr. Jacka Pokładeckiego, pomimo wygranej Grobelnego nie można mówić o porażce PO. Kandydat PO Grzegorz Ganowicz, w ciągu dwóch tygodni, nie miał możliwości nadrobienia straty do lidera z pierwszej tury. Jedynie, co mogło zmniejszyć dystans do Grobelnego, to nowe doniesienia w procesie, który się toczy. Do tego nie doszło. Politolog przypomina, że PO uzyskała 17 mandatów w radzie miasta. PO miała zawsze dobre notowania w Wielkopolsce, ale jak się okazało, ta popularność nie wystarczyła by wygrać prezydenturę.
Czy wygrana Ryszarda Grobelnego świadczy o tym, że poznaniakom podobają się jego rządy, czy to kwestia przyzwyczajenia? - Ryszard Grobelny koncentrował się na tym, w jaki sposób będzie chciał zrealizować swoje cele w następnej kadencji. Kontrkandydat był zdecydowanie mniej przekonujący - mówi Pokładecki. Politolog dodaje, że przewaga Grobelnego wynikała również z faktu, że urzędujący prezydent jest medialnie bardziej widoczny. Mieszkańcy są bardziej z nim oswojeni, a w momencie, gdy zainteresowanie wyborców bywa ograniczone, wybiera się tego kandydata, po którym wiadomo, czego się spodziewać. Każda nowa sytuacja nie jest do końca przewidywalna.
Co jest w Poznaniu zaskakujące? - Ryszard Grobelny zapewne oczekiwał, że wygra większą ilością głosów. - Jednak w kontekście bardzo niskiej frekwencji, zwycięstwo jest niekwestionowane - mówi Pokładecki. Ta niska frekwencja martwi politologa, zwłaszcza, że o złej pogodzie, do której wszyscy się odwołują, w Poznaniu nie mogło być mowy, świeciło słońce. Niecałe 25%, to rozczarowuje.
Po przegranej w pierwszej turze kandydat PiS Tadeusz Dziuba, powiedział, że następnych czterech lat Poznań już raczej nie przeżyje. Przeżyje? - Poznań przeżyje kolejną kadencje Ryszarda Grobelnego, a sam prezydent dokona autorefleksji, aby doskonalić swoje działania i by za cztery lata miał kolejną szansę na reelekcję - mówi dr Jacek Pokładecki.
Komentarze zebrały: Anna Kalocińska, Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska