ŚwiatWiedziałam, że mogę zginąć - wideo

Wiedziałam, że mogę zginąć - wideo

Ewa Jasiewicz wiedziała, że może zginąć, ale mimo wszystko zdecydowała, że popłynie. Tak mogła pomóc. Ta polsko-brytyjska dziennikarka i działaczka była na statku z pomocą humanitarną dla Strefy Gazy, zaatakowanym przez izraelskich komandosów. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski mówi swojej motywacji, walce o sprawiedliwość oraz wydarzeniach na okrętach "Flotylli Wolności".

14.06.2010 | aktual.: 14.06.2010 10:49

Kto pierwszy rzucił kamień?

- Pierwszy zaatakował Izrael. Żołnierze próbowali przemocą wejść na statek - opowiada Jasiewicz. Jej łódź, Challenger One płynęła tuż obok okrętu Mavi Marmara, na którym wydarzyły się najtragiczniejsze wydarzenia tamtego dnia. To tam doszło do walki między komandosami marynarki Izraela a aktywistami organizacji pro palestyńskich. Zginęło dziewięć osób.

Początkowo działacze wodą oblewali izraelskich żołnierzy. Potem w ruch poszły kubły na śmieci. Izraelscy komandosi odpowiedzieli ogniem. - Strzelali chyba gumowymi kulami, ale tego nie jestem pewna. Jeśli w rękach członków konwoju pojawiły się inne narzędzia jak pałki czy noże, to tylko w samoobronie - twierdzi Jasiewicz.

Na jej statku sytuacja wyglądała również dramatycznie. - Żołnierze strzelili mojej koleżance w twarz gumową kulą, była bardzo zakrwawiona - relacjonuje dziennikarka i aktywistka. Jej załoga próbowała stawić opór Izraelczykom budując zaporę z krzeseł i mebli, a także zasłaniając drogę swoimi własnymi ciałami.

- Czy była pani przygotowana na to, że może pani zginąć? - Każdy z nas jest na to przygotowany - odpowiada Jasiewicz. - Ta sprawa jest tego warta. Tak samo jakbyśmy oddali życie tutaj w Polsce, albo w Anglii. Jeśli można komuś pomóc, to trzeba to zrobić - dodaje.

Palestyna jak Polska

- Czy w walce o sprawiedliwość aktywiści mogą stosować przemoc? - My jako organizacja nie używamy przemocy. Ale nikogo nie sądzimy. W tym kraju (Polsce - red.) też stosowano przemoc w walce z okupacją faszystowską. - Palestyńczycy nie mają nic. Tylko rakiety, które są bardziej jak fireworks (sztuczne ognie) - sądzi aktywistka. - Bardzo przeszkadzają mieszkańcom Izraela, ale są niczym w porównaniu z F-16 czy białym fosforem.

Sytuacja w Gazie jest dramatyczna, zdaniem Jasiewicz. - Oni nie mają cementu, by odbudować zburzone szkoły i budynki. Nie mają papieru na książki - mówi z naciskiem. W operacji "Flotylli wolności" nie chodziło jednak tylko o pomoc humanitarną. - To jest akcja polityczna, bo nie jest to kryzys humanitarny spowodowany jakąś przyczyną naturalną - podkreśla działaczka. - To jest godność, która tkwi w narodzie palestyńskim (...) Mieliśmy prawo płynąć do Gazy - dodaje. Sytuacja w Palestynie przypomina przemoc domową. Izrael - mąż - bije żonę. - Świat próbuje leczyć tę żonę, ale boi się stawić opór mężowi. Tyle, że mąż w końcu ją zabije, jeśli my go nie powstrzymamy - analizuje Ewa Jasiewicz.

Dlaczego?

- Dla mnie był to ludzki obowiązek - tak swoją motywację opisuje działaczka. Jeśli można chronić czyjeś życie, to należy to robić. - Kiedy wróci pani do Gazy? - Jak najszybciej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)