PolskaWidzą nas!

Widzą nas!

Obywatele żyją w świecie, w którym nic się nie da ukryć. Dzięki wyrafinowanej technologii wiadomo o nich wszystko. I wszystkie zagrożenia są natychmiast neutralizowane, więc istnieje pewnego rodzaju totalitarny raj. Obywatele po prostu muszą zaakceptować system zabezpieczeń powstrzymujący ich od czynienia zła. Ten system wprawdzie ich chroni, ale też drastycznie ogranicza ich wolność. To rzeczywistość wykreowana przez Stanisława Lema w powieści "Wizja lokalna". Czyżby urzędnicy polskiego MSWiA inspirowali się Lemem?

31.07.2006 | aktual.: 31.07.2006 15:50

Dziennikarze "Wprost" dowiedzieli się, że MSWiA - mimo iż nie ma po temu żadnych podstaw prawnych - przygotowuje swoisty centralny rejestr obywateli (formalnie ma to być nowa wersja systemu PESEL). Każdy z nas będzie tam skatalogowany: znany będzie nasz adres i data urodzenia, ale także przebyte choroby, wypisywane recepty, zagraniczne wyjazdy, zarobki, wysokość wpłat na konto w ZUS czy posiadane przez nas nieruchomości i samochody.

Gdyby dane z centralnego rejestru dostały się w niepowołane ręce, co w Polsce łatwo sobie wyobrazić, będziemy wystawieni na szantaż, nieuczciwą konkurencję, utratę dobrego imienia, zawiść, możemy być dyskryminowani, poniżani bądź pozbawieni prywatności. Dla firm oferujących na przykład ubezpieczenia zdrowotne i na życie historia chorób ubezpieczanego i jego rodziny jest warta miliony. Jeśli w rodzinie powtarzają się choroby układu krążenia czy nowotworowe, zwiększa się ryzyko szybkiej wypłaty odszkodowania. Dla takiej firmy dostęp do superbazy danych MSWiA będzie bezcenny.

Najbardziej niebezpieczne jest to, że MSWiA najpierw chce stworzyć superbazę, a potem dopasować do niej ustawy. Oznacza to otwarcie już nie furtek, ale bram do nieprawidłowości. Bardzo to przypomina istniejący od początku lat 70. globalny system inwigilacji Echelon, stworzony przez speców z amerykańskiej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa. System ten działa z pominięciem procedur prawnych, co najpierw tłumaczono zagrożeniem komunizmem, a ostatnio - terroryzmem. To zagrożenie realne, ale czy trzeba inwigilować całe społeczeństwa, żeby dosięgnąć przestępców bądź terrorystów?

Dane na sprzedaż

Szefowie MSWiA odmówili "Wprost" rozmowy na temat superbazy, tłumacząc, że wszelkie wypowiedzi mogłyby spowodować unieważnienie przygotowywanych przetargów na budowę systemu. Odmówiono nam nawet odpowiedzi na pytania o zgodność projektu z polskim prawem. Rzecznik ministerstwa Tomasz Skłodowski stwierdził jedynie, że zdaniem resortu planowany system jest zgodny z prawem i przyczyni się do poprawy konkurencyjności polskich przedsiębiorstw oraz ułatwi życie obywatelom. Według MSWiA, nowa superbaza ma usprawnić funkcjonowanie administracji. Uzyskanie zaświadczenia w dowolnej sprawie nie będzie wymagało wizyt w wielu urzędach, lecz w jednym, a w przyszłości wystarczy wypełnienie formularza online. System ma być "interoperacyjny", czyli współpracować będą z sobą bazy danych ZUS, NIP, NFZ, paszportowa czy KRUS. Teoretycznie dostęp do systemu będzie ograniczony. Uprawnienia do przeglądania danych będą ściśle określone i nieupoważnione osoby nie będą miały w nie wglądu. Łatwo sobie jednak wyobrazić zwyczajny handel
tymi danymi. Kilka dni temu pojawiła się informacja, że z ZUS wyciekły dane emerytów. Prawdopodobnie jeden z urzędników po prostu sprzedał bazę.

Technicznie kradzież danych z superbazy nie jest wcale trudna. W książce "Ochrona informacji w działalności gospodarczej, społecznej i zawodowej oraz życiu prywatnym" Ryszard i Małgorzata Taradejnowie podają liczne przykłady, jak tajne służby, wywiadownie czy prywatne osoby przejmują zawartość komputerów nawet z odległości 1000 metrów. Aby uniemożliwić takie praktyki, trzeba umieszczać sprzęt w klatkach blokujących emisję fal elektromagnetycznych. Jeżeli jednak dane z superbazy MSWiA mają być przesyłane między rejestrami, zabezpieczenia będą siłą rzeczy ograniczone. Nie trzeba zresztą wyrafinowanej techniki, żeby zdobyć wrażliwe dane. Kilka lat temu w Wielkiej Brytanii jedna z gazet opublikowała numery telefonów komórkowych członków rządu, w tym premiera. Jeden z dziennikarzy po prostu zatrudnił się jako sprzątacz w British Telecom i w ten sposób poznał hasła dostępu do tajnych baz danych (widniejące na kartkach poprzyklejanych przez pracowników do monitorów).

Andrzej Szozda

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)