PolskaWesele po wielkopolsku

Wesele po wielkopolsku

Sakramentalne „tak” można powiedzieć już wszędzie: w powietrzu, pod wodą, za kołem polarnym. Wielkopolanie pozostają tradycjonalistami, choć i oni mają szalone pomysły, takie jak rzuty karne podczas meczu Lecha, korowody weselne czy sesja fotograficzna na dachu wieżowca.

Wesele po wielkopolsku

27.01.2006 | aktual.: 27.01.2006 08:48

Tutejsze wesela potwierdzają to, co mówi się o Wielkopolanach. Rzeczywiście liczą się z pieniędzmi, 100 osób na imprezie to bardzo dużo – opowiada Krzysiek Łazorczyk, członek zespołu „Paradox”, grającego dla nowożeńców od 6 lat. - Wcześniej występowałem w Małopolsce i w Warszawie. W stolicy śluby są kameralne, głównie ze względu na koszty, ale za to pod Krakowem wesele, na którym nie ma 150 osób, to nieudana impreza! Goście zjeżdżają się na kilka dni i bawią w remizach. Podczas uroczystości dominuje szablon.

W Wielkopolsce w modzie są przyjęcia w dworkach, latem w namiotach i bardziej standardowo - w restauracjach. Chociaż można skorzystać z usług firm, które przygotują całe wesele, większość par decyduje się na samodzielną organizację. Kosztami dzielą się albo pół na pół, albo zgodnie z tradycją: rodzice panny młodej fundują wszystko poza alkoholami, orkiestrą (a raczej zespołem), sprawami kościelnymi i strojem pana młodego, co w rezultacie również daje podobny podział kosztów. Impreza w wielkopolskim dworku dla 40 osób razem ze ślubem i wszystkimi opłatami dodatkowymi, to wydatek około 20-30 tys. złotych.

Do ołtarza z mamą

Przygotowania wymagają niekiedy poświęceń: Razem z mamą obejrzeliśmy w pewną sobotę sześć ślubów pod rząd, licząc, że podpatrzymy jakiś fajny pomysł– relacjonuje Jarek Juras, który ożenił się w zeszłym roku. Zdecydowaliśmy się na tradycję, choć istnieje np. możliwość prowadzenia pana młodego do ołtarza przez matkę. Zamówiliśmy tylko do kościoła skrzypaczkę, która zagrała nam „Ave Maria”. Właściwie nawet jej nie widzieliśmy, bo schowała się za organami – śmieje się. Poprosiliśmy też dzieci znajomych, żeby wzięły udział w uroczystości, więc obrączki podawał nam mały chłopiec– dodaje Marta Juras z domu Dybizbańska.

Niektóre pary same piszą też tekst przysięgi. Do ołtarza panie najczęściej przystępują w bieli lub beżu, a panowie w strojach w ciemnych kolorach, mimo że katalogi ślubnej mody proponują nawet krwistą czerwień. Po kościele część par urządza sesję fotograficzną, chociaż nową modą jest jej przesunięcie na inny dzień. Dzięki znajomemu taty, państwo Juras mają niezwykłe zdjęcia: Sesja odbyła się na dachu Wielkopolskiego Centrum Finansowego (budynek WBK koło deptaku). Ponieważ nikt wcześniej nie robił tam takich zdjęć, pracownicy chcieli nawet, żeby przesłać im kilka odbitek, by je oprawić– uśmiecha się Marta.

Gołębie i prosiaki

Z kościoła goście przenoszą się do domu weselnego markowym samochodem, ładnie odnowionym starym autem czy bryczką. Tymczasem poznańska piosenkarka, Justyna Szafran i jej wybranek, Marek Konieczny zaprosili gości na pieszą wycieczkę po mieście. Z kościoła karmelitów bosych na Wzgórzu św. Wojciecha 100 gości powędrowało do O.B.O.R.Y: To był mój własny pomysł - wspomina gwiazda estrady. Jeden z kolegów przebrał się za przewodnika i po drodze opowiadał o mijanych budynkach. Drugi intonował pieśni, których uczył weselnych gości. Mieliśmy nawet takie pielgrzymkowe nagłośnienie- śmieje się. Korowód został entuzjastycznie przyjęty przez poznaniaków: Ludzie machali nam z okien, bili brawo, a samochody stawały i trąbiły- tłumaczy Justyna Szafran. W lokalu rodzice bądź właściciele witają młodą parę chlebem i solą. Nowożeńcy piją szampana albo wódkę i tłuką kieliszek. – Do skutku. Na jednym weselu pan młody rozbił go dopiero za 17 razem – śmieje się drugi muzyk z „Paradoxu”, Marcin Adamczak. Marta i Jarek, którzy
wesele organizowali w „Meridianie”, przed wejściem wypuścili wspólnie jeszcze parę białych gołębi. Przed tańcami posiłek. Menu nie zaskakuje, ciągle w modzie kuchnia polska i europejska. Ponieważ urządzaliśmy wesele w dworku, kiedy zrobiło się ciemno, piekliśmy prosiaki– opowiadają Ania i Tomek Placko. Nie chcieliśmy żadnych wielkich ekstrawagancji, głupio by było zaproponować gościom coś, czego potem nikt by nie jadł. Na skromnych weselach organizatorzy decydują się niekiedy na szwedzki stół albo grilla. Windą do nieba

Pierwszy taniec to szczególna chwila. Z myślą o nim wzięliśmy dodatkowe lekcje– opowiada Marta Juras. Zatańczyliśmy rumbę do układu, który specjalnie opracowaliśmy na kursie. Nowożeńcy wybierają zwykle jedną z dwóch opcji: albo jakaś znana piosenka o miłości albo utwór, do którego zakochani tańczyli po raz pierwszy. _ „Show me heaven”, bo oboje je lubimy_ – Ania Placko bawiła się przy popularnym standardzie. Co dziwne, wiele par, być może z braku innej polskojęzycznej piosenki o ślubie, decyduje się na „Windę do nieba”, mimo że jej tematem jest nieszczęśliwe zamążpójście („Mój piękny panie (...) ja go nie kocham” „gości tłum coś fałszywie odśpiewa, złoty krążek mi wcisną na rękę”).

Walka o zespół

Polacy nie są zbyt rozśpiewanym narodem, chociaż są wyjątki. Na jednym z wesel, organizowanym przez pracownika opery, występowaliśmy na zmianę z pianistką, która przygrywała podczas posiłków. Potem goście wyśpiewywali arie. A na weselu zawodowych tancerzy, uczestnicy szaleli na parkiecie – mówi Krzysiek Łazorczyk. Najpopularniejsze zespoły mają rezerwacje na rok, dwa lata do przodu. Orkiestry liczą zazwyczaj od 2 do 5 osób, rzadko więcej, ze względów finansowych. - Jest jeden popularny zespół rodzinny spod Piły, który potrafi podczas wieczoru przebrać się 8 razy. Ich wynajęcie graniczy z cudem – mówi o konkurencji „Paradox”. My proponujemy karaoke, bo bawią się przy nim i młodzi, i starzy. Informacje o zespołach przenoszą się pocztą pantoflową, państwo młodzi zamawiają grupę, która spodobała im się na innym weselu. Zdarzyło nam się już grać dwa razy dla tego samego pana młodego. Tylko partnerka była już inna – śmieją się Krzysztof i Marcin. Impreza trwa do rana. Jej punktem kulminacyjnym mogą być
oczepiny i zabawy z nimi związane, chociaż w miastach rozrywki wzięte z filmu „Wesele” Wojtka Smarzowskiego uchodzą za symbol złego gustu. Dlatego wielu nowożeńców rezygnuje z nich: Nie chcieliśmy podobnych zabaw, zostało tylko zbieranie na kołyskę i płacenie za taniec z parą młodą– wspomina Ania Placko. Za to dobrym pomysłem okazało się karaoke.

Na stadionie

Ślub Asi Kardasz-Dyc zapamiętają nie tylko goście, ale i kilkanaście tysięcy kibiców Lecha. Już po ustaleniu daty ślubu z Darkiem, zorientowałam się, że tego samego dnia jest mecz, a zawsze na nie chodzę. Zmartwiona powiedziałam o tym Józkowi Djaczence, z którym pracowałam wówczas w „GP” – relacjonuje. – Józef stwierdził, że obie rzeczy da się pogodzić. Wspólnie zadzwonili do prezesa Lecha. Asia i Darek razem z gośćmi z wesela przyjechali na stadion w przerwie meczu. Strzelaliśmy karne (mój mąż trafił niestety w bramkarza, Norberta Tyrajskiego), a Kocioł odśpiewał nam „sto lat” i „gorzko gorzko" – wspomina Asia. Co prawda Lech przegrał z Katowicami 1:2, ale bramkę strzelił dopiero po naszym przyjeździe – zaznacza. Po północy państwo Dyc opuścili wesele, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia na... stacji benzynowej w Swarzędzu, gdzie po raz pierwszy się spotkali. _ Chcieliśmy potem pokazać dziecku, przy którym to było dystrybutorze_ – żartuje Asia.

Wieczór kawalerski

Niegdyś tajemnica okrywała wieczór panieński i kawalerski. Dziś podczas imprezy, organizowanej najczęściej na miesiąc do tygodnia przed ślubem, spodziewać można się picia, muzyki i striptizu. Oj był– potwierdzają Ania, Tomek i Marta. Tylko Jarek i jego koledzy wyłamali się ze schematu. Moje przyjaciółki zamówiły striptiz w mieszkaniu, ale nie wspominam tego za dobrze– zamyśla się Marta. Panie, w przeciwieństwie do panów, nie mają też zbytniego wyboru: w Poznaniu oficjalnie działa tylko trzyosobowa grupa. W Wielkopolsce striptiz jest popularny, ale nie aż tak, jak w Warszawie. Rozbierane pokazy nie zdarzają się właściwie na wsiach– mówi Marcin, którego zespół występuje też na wieczorach kawalerskich. – Nie ma co przesadzać, goście na takich spotkaniach bawią się z kulturą. Nie widzę jakiegoś wielkiego ślubnego przełomu. Po latach praktyki chyba nic nas nie zaskoczy– podsumowuje swoje weselne wrażenia Krzysiek. No może tylko nadal mnie dziwi, jak nieswojo czuje się część gości w garniturach.

Noc na video

Portrety ślubne rzadziej dzisiaj niż przed wojną zdobią ściany sypialni. Fotografie rejestrujące marsz przez czerwony dywan chowamy w albumach, by dorosłym dzieciom pokazywać fryzurę z młodych lat i ślubną - jakże już niemodną! - suknię. Czy upowszechni się za to nowy zupełnie obyczaj (moda?) filmowania nocy poślubnej? Przynajmniej w Warszawie, a pomysł przyszedł z Zachodu, firmy specjalizują się w kręceniu na video filmu z tej jednej, niepowtarzalnej nocy. W dużej mierze sceny są wyreżyserowane i nie mają nic wspólnego z autentycznymi przeżyciami, jakie towarzyszą spontanicznym, miłosnym uniesieniom. I trudno sobie wyobrazić, aby mogło być inaczej.

Ślubny obciach

Za symbol złego smaku uchodzą niektóre z zabaw podczas oczepin: - nadmuchiwanie balonika pompką umieszczoną pod pupą, - panie nalewające ustami wodę do pustych butelek umieszczonych między nogami panów, - nakładanie pończoch na głowę gości i ich powolne ściąganie (publiczność wybiera najbrzydszego), - mężczyźni trafiający do butelek patykiem przywiązanym do pasa sznurkiem, - kobiety trzepiące białko w miskach stojących między nogami panów, - picie wódki z butów pana młodego. - Obciachem bywa również: piosenka „Wspaniałych rodziców mam”, balony, lalki Barbie na masce samochodu, tablice rejestracyjne z imionami, ubranka na wódkę pary młodej. (Według uczestniczek forum ślub i wesele w portalu gazeta.pl).

Ewa Wozińska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)