Wdowa po Szmajdzińskim: nie jestem "wesołą wdówką"
Niektórzy złośliwie i cynicznie mówią, że jest "wesołą wdówką". Na te zarzuty odpowiada Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska. Mówi też jak radzi sobie ze stratą ukochanego "Jurusia"
Małgorzata Szmajdzińska, wdowa po wpływowym polityku Sojuszu Lewicy Demokratycznej zdecydowała się na rozmowę z dwutygodnikiem "Viva". W szczerej i wzruszającej rozmowie wyznała, jak próbuje sobie radzić ze stratą ukochanego męża, z którym miała jeszcze wiele planów do zrealizowania.
- Usłyszałam taki zarzut "wesoła wdówka" - jakie to okropne, złośliwe. Ludzie, którzy nie przeżyli takiej traumy, nie mają pojęcia, o czym mówią. Uśmiech jest przecież często odruchem obronnym, żeby nie zwariować - tak wdowa po marszałku odniosła się do pojawiających się tu i ówdzie zarzutów.
Szmajdzińska zwierza się, iż mimo, że od katastrofy upłynęło już wiele miesięcy ciągle ma wrażenie, że "Jureczek" może jeszcze wrócić. - Jak usłyszę chrobot klucza w zamku, przez sekundę myślę: Jurek wraca. A to syn albo córka - opowiada.
A ból po stracie męża potęgują jeszcze liczne plany, których nie zdążyli zrealizować. - Byłam święcie przekonana, że będziemy uroczą parą staruszków. Byłam pewna, że dzieci dadzą nam wnuki, choć na nie jeszcze trzeba poczekać - zwierza się.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Kulig za ambulansem!