Warszawski Zakład Medycyny Sądowej bezcześci zwłoki?

Gdy ktoś ginie w wypadku samochodowym, jego ciało przewożone jest do Zakładu Medycyny Sądowej na ul. Oczki. Do zakończenia śledztwa nawet rodzina nie ma prawa go zobaczyć, konieczna jest do tego decyzja prokuratora. Czasem trzeba czekać na pozwolenie nawet dwa tygodnie.

Pan Andrzej chciał zobaczyć syna wcześniej. Pojechał do zakładu, do którego można wejść tylko z policją. Pracownik prosektorium najpierw nie chciał go wpuścić, ale potem się zgodził, jednak pod warunkiem, że to, co tam ujrzy, pozostanie tajemnicą.

Pan Andrzej został zaprowadzony za budynek, bo jak się okazało, tam znajduje się przechowalnia zwłok. W jednym ze stojących tam kontenerów były zwłoki syna pana Andrzeja. Jego ciało leżało na ziemi, dokładnie w takim stanie, w jakim zostało zabrane z jezdni po wypadku - w worku, nie był umyty. Obok leżały inne ciała, które już nie były w workach, za to poukładane jedne na drugich. - To koszmar - mówi pan Andrzej. - Tam były po prostu zbezczeszczone zwłoki.

Kierownik Zakładu Medycyny Sadowej, dr Paweł Krajewski, nie zgadza się z tak drastycznym opisem przechowywania zwłok. Jak mówi, ciała faktycznie przechowywane są w chłodniach, które wyglądają jak kontenery, ale nie leżą tam na ziemi. Są ułożone na półkach, z których najniższe znajdują się 10 cm nad ziemią - być może na takiej właśnie półce leżało ciało syna pana Andrzeja. Dr Krajewski zaprzecza też, że ciała układane są jedno na drugim, chociaż przyznaje, że mogą być "bardzo gęsto ułożone".

Zakład Medycyny Sądowej na ul. Oczki to jedyna taka placówka w województwie. Jak mówi dr Krajewski, zakład przyjmuje czasem nawet kilkadziesiąt zwłok w ciągu doby. Nie znaczy to jednak, że są one rzucane na stos - dodaje. Zapewnia, że na wiosnę rusza budowa nowych pomieszczeń, aby chłodnie powiększyć.