Warszawski klub skatował swoich gości
Grupa maturzystów pobita w warszawskim klubie Lemon. Jedna z dziewczyn ma pękniętą czaszkę. Ofiary szukają świadków zdarzenia.
29.04.2008 | aktual.: 29.04.2008 10:16
18-letnia Ola leży w szpitalu przy Lindleya. Za pięć dni ma zdawać maturę z języka polskiego. Nie wie, czy sobie poradzi, bo ciężko jej się uczyć. Ma pękniętą czaszkę. W nocy z piątku na sobotę jej przyjaciół i kolegów z klasy brutalnie pobili ochroniarze z klubu Lemon przy ul. Sienkiewicza. Ola dostała dwa razy pięścią w twarz.
Było ich dziewięcioro, w tym trzy dziewczyny. Kelnerka przyniosła dziesięć kufli piwa. Powiedzieliśmy jej, że zamówiliśmy o jeden mniej. Wtedy zaczęła robić miny, była niemiła, więc zwróciłem jej uwagę - opowiada Jerzy Popiołek, jedyna starsza osoba w grupie.
Wtedy od tyłu zaszedł go wielki mężczyzna i założył chwyt na szyję. Wtedy rozpętała się awantura. Nagle do pomieszczenia wpadło kilku innych osiłków. Okazało się, że wszyscy są ochroniarzami klubu. Goście twierdzą, że nie poprosili ich, by wyszli, ale od razu zaczęli okładać.
Najbardziej oberwało się Arkowi i Darkowi oraz Szymonowi, których bito, gdzie popadnie i potraktowano silnym gazem łzawiącym. Mnie wyciągnęli po podłodze na ulicę - opowiada Darek. Wtedy właśnie Ola, która wstawiła się za swoim chłopakiem, dostała cios w twarz. Drugi był tak silny, że przewrócił ją na stojące obok krzesło, które się rozpadło. Jej koleżanka Olga też została pobita - raz pięścią w tył głowy, raz otwartą ręką w policzek. Ochroniarz kazał mi się zamknąć - mówi.
Na miejsce przyjechało pogotowie i dwa radiowozy. Najbardziej poszkodowanych pogotowie zabrało do szpitala MSWiA przy Wołoskiej. Reszta pojechała do Komendy Stołecznej Policji, żeby złożyć zawiadomienie o przestępstwie i poskarżyć się na brak reakcji obecnych na miejscu patroli.
Okazało się, że pracownicy klubu byli szybsi. Zgłosili na policji dewastację klubu. Ich wersja wygląda zupełnie inaczej.