Warszawski "bombiarz" przed sądem
Kary półtora roku więzienia zażądał prokurator dla Roberta O., sprawcy fałszywego alarmu o bombie z sarinem, który w czerwcu 2005 roku sparaliżował Warszawę. Jego obrońca domaga się uniewinnienia. Wyrok w tej sprawie zapadnie 13 września.
06.09.2006 | aktual.: 06.09.2006 13:45
W czerwcu 2005 r. 31-letni Robert O. wysłał do mediów maile informujące o bombie z sarinem, podłożonej w centrum Warszawy, w rejonie Al. Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej. Zatrzymano go przed podanym przez niego terminem eksplozji, która miała nastąpić 10 czerwca. Ruch w centrum Warszawy został jednak wstrzymany na trzy godziny, ewakuowano pasażerów metra, nikogo też nie wpuszczano na zagrożony teren. Mężczyzna twierdził bowiem, że ma wspólników - Ukraińca i Irańczyka.
Jak podkreślił w swojej mowie końcowej prokurator Konrad Gołębiowski, oskarżony zdawał sobie sprawę, że powoduje duże niebezpieczeństwo. Zwrócił także uwagę na to, że po 11 września 2001 r., gdy doszło do tragicznych zamachów terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych, każdy taki sygnał musi zostać dokładnie sprawdzony przez służby.
To nie był mail wysłany przez przygodnego idiotę. Precyzyjnie go przygotował, dobrał odpowiednie słowa - mówił prokurator.
Adwokat Roberta O., mec. Barbara Leszczak, starała się natomiast przekonać sąd, by czyn jej klienta potraktował jako wykroczenie. Domagając się uniewinnienia podkreślała też, że był to raczej głupi wybryk, żart, a nie przestępstwo.
Sam Robert O. nie wypowiadał się. Wcześniej podkreślał, że nie sądził, iż ktoś potraktuje jego list poważnie. Liczyłem na to, że zostanie zignorowany. Mało kto o takich atakach ostrzega - mówił podczas pierwszej rozprawy.
Podczas środowej rozprawy zeznawali świadkowie - czworo policjantów, zatrzymujących i przesłuchujących wstępnie mężczyznę. Z ich zeznań wynika, że O. początkowo twierdził, że jego mail był "głupim żartem", a później upierał się, że dostał zlecenie od Irańczyka, który obiecał mu za to 10 tys. dolarów.
Z relacji funkcjonariuszy wynikało też, że został zatrzymany 9 czerwca w Janówku pod Nowym Dworem Mazowieckim. Policjanci z wydziału do walki z terrorem i zabójstw KSP, obawiali się, że mężczyzna może mieć bombę z sarinem w swoim mieszkaniu, dlatego - jak podkreślali - zdecydowano się na ewakuację całego bloku, w którym mieszkał. Na miejsce wezwano też jednostkę chemiczną Straży Pożarnej.
Drzwi otworzył nam jego ojciec. Robert O. podczas zatrzymania był całkowicie zaskoczony. Gdy prowadziliśmy go, przyznał, że wysłał maila o bombie. Mówił, że był to głupi żart - relacjonował policjant uczestniczący w zatrzymaniu. Uwierzyłem w tę wersję, pomyślałem o kosztach akcji. Duże siły były w to zaangażowane- dodał.
Podczas wstępnego przesłuchania O. opowiadał policjantom - jak sam przyznał w czasie procesu - zmyśloną historię o Irańczyku, o imieniu Igris, który miał zlecić mu wysłanie maila z pogróżkami i obiecać w zamian 10 tys. dolarów. Upierał się przy tym. Nie przypominam sobie, by coś mówił o żarcie - podkreślał inny funkcjonariusz.
31-latek twierdził też, że Irańczyka poznał dzięki bezdomnemu koledze, Ukraińcowi o imieniu Borys. Przed sądem wyjaśniał jednak, że kłamał, bo "bał się policjantów". Jeden z nich uderzył mnie w twarz. Mówił, żebym się przyznał, czy był to głupi żart, czy nie głupi żart. Bo w radiowozie są tacy funkcjonariusze, którzy potrafią mnie przekonać do zabójstwa Kennedy'ego - powiedział.
Policjanci, którzy uczestniczyli w zatrzymaniu, zaprzeczali, by do takiej sytuacji doszło. Podkreślali, że podczas zatrzymania Roberta O. "nie było możliwości", by doszło do przemocy.