Właściciel mieszkania pobił lokatora, a potem wyrzucił go z domu. Mężczyzna ma złamane kości czaszki. "Do tej pory na podłodze są ślady krwi"
"Właściciel zmienił swoje plany i użył innych dróg 'oczyszczenia' swojego mieszkania".
03.06.2017 15:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pan Stefan, lokator mieszkania przy ul. Marszałkowsiej 1, został dotkliwie pobity przez właściciela wynajmowanego lokalu. Badania wykazały, że ma połamane kości czaszki. Mężczyzna zgłosił pobicie na policję. Nie doczekał się pomocy ze strony funkcjonariuszy. Historię pana Stefana opisali na Facebooku działacze komuny mieszkaniowej "Syrena”.
Do komuny mieszkaniowej "Syrena”* *w piątek 2 czerwca zgłosił się pan Stefan. Był zakrwawiony i poobijany. Mężczyzna twierdził, że został bezprawnie wyrzucony z wynajmowanego mieszkania oraz pobity przez właściciela. Opowiedział swoją historię. Wszystko zaczęło się w czwartek 1 czerwca.
- W czwartek wieczorem Stefan wrócił z pracy do mieszkania. Pracuje jako fizyk i matematyk. Okazało się, że drzwi mieszkania, które wynajmuje, są otwarte na oścież, a zamki w nich wyłamane - mówi naszej reporterce Antoni Wiesztort z komuny mieszkaniowej "Syrena". - Stefan Zgłosił to na policję przy ul. Wilczej. Policjanci powiedzieli, że nic nie mogą zrobić, bo właściciel lokalu ma do tego prawo - dodaje.
Jak się dowiadujemy, pan Stefan od kilku tygodni był nękany przez właściciela. - Mężczyzna wydzwaniał do Stefana. Kilka tygodni temu go pobił po raz pierwszy - opowiada Wiesztort. - Stefan jest najemcą lokalu przy ul. Marszałkowskiej od 10 lat. W umowie ma zagwarantowany 3-miesięcznyn okres wypowiedzenia, w razie zerwania umowy. W tym wypadku właściciel zmienił swoje plany i użył innych dróg "oczyszczenia" swojego mieszkania.
Po bezowocnym pobycie na policji pan Stefan wrócił do mieszkania. Zabezpieczył drzwi prowizorycznymi łańcuszkiem, aby się nie otwierały.
Brak reakcji
Następnego dnia, w piątek, około godz. 8.30 w mieszkaniu pojawił się właściciel lokalu. - Był bardzo agresywny. To chyba były wojskowy - opowiada Wiesztort. - Stefan zbliżył się do drzwi. Gdy był bardzo blisko, właściciel silnie pchnął w drzwi, które uderzyły Stefana w głowę. Stefan zalał się krwią. Położył się na podłodze. Na skutek uderzenia łańcuszek w drzwiach się zerwał i właściciel wszedł do mieszkania. Stefanowi udało się doczołgać do drzwi wyjściowych. Następnie udał się do hostelu w pobliżu ul. Marszałkowskiej - mówi i dodaje: - Do tej pory na podłodze są ślady krwi.
Recepcjonista z hostelu zadzwonił na policję. Po jakimś czasie funkcjonariusze przyjechali na miejsce i udali się do mieszkania razem z panem Stefanem. - Okazało się, że właściciel zdążył zatrzasnąć drzwi tak, że Stefan nie mógł się dostać do środka. Opowiedział całą historię policji i domagał się interwencji w tej sprawie. Funkcjonariusze nie udzielili mu żadnego wsparcia, nie zadzwonili nawet po pogotowie. Zostawili go w skarpetkach, bez dowodu tożsamości, ledwo idącego na klatce schodowej. Wszystko było zatrzaśnięte w mieszkaniu - relacjonuje działacz „Syreny”.
Pomoc
Następnie pan Stefan udał się do swojego przyjaciela, pana Romana, który mieszka przy ul. Wilczej. Obaj poszli do siedziby komuny mieszkaniowej "Syrena”. Działacze komuny zajęli się zakrwawionym mężczyzną. Polecili, aby najpierw pojechał do lekarza na obdukcję. Potem spisali całą historię i opublikowali na swoim profilu na Facebooku.
- Lekarz sądowy uznał, że ze względu na zły stan zdrowia Stefana, nie ma czasu na obdukcję i skierował go na pogotowie. Na pogotowiu zrobiono mu tomografię czaszki - opisuje Wiesztort.
Działacze „Syreny” opublikowali wyniki badań. Można tam przeczytać, że badania wykazały złamanie pięciu kości czaszki. Na profilu komuny zamieszczono również skan tomografii.
Interwencja
W piątek około godz. 16, gdy pan Stefan przebywał w szpitalu, Antoni Wiesztort z komuny mieszkaniowej wraz z panem Romanem, przyjacielem pobitego mężczyzny, udali się do mieszkania przy ul. Marszałkowskiej z nadzieją na odzyskanie podstawowych rzeczy i dokumentów pana Stefana. Pobity lokator wcześniej wypisał upoważnienie dla swojego przyjaciela do odebrania dokumentów. Na miejscu mężczyźni zastali właściciela lokalu, który zmieniał zamki w drzwiach.
- Właściciel był bardzo agresywny. Gdy próbowaliśmy wejść do mieszkania, uderzył Romana pięścią w głowę - mówi Wiesztort.
Mężczyźni wezwali policję. Interwencja trwała pięć godzin. - Przyjechało blisko 100 policjantów. To była ogromna interwencja. Rozdeptano ślady krwi na podłodze, które były dowodami przestępstwa. Nikt ich nie zabezpieczył. Nie zabezpieczono również dowodów włamania do mieszkania. W pewnym momencie policjanci przestali z nami rozmawiać, a rozsiedli się w fotelach i rozmawiali tylko z właścicielem. Niestety nie udało nam się zgłosić zakłócenia miru domowego na policję. W pewnym momencie policjanci uznali, że to my zakłócamy porządek - przyznaje Wiesztort.
Interwencja policyjna zakończyła się ok. 22. Mężczyznom nie udało się dostać do mieszkania pana Stefana. Mężyczna kolejną noc spędzi siedzibie "Syreny".
Czemu właściciel chciał się pozbyć pana Stefana?
- Właścicielowi zmieniły się plany. Może chciał wynająć komuś mieszkanie drożej. Stefan mówił, że nie zalega z żadnymi opłatami - odpowiada Wiesztort . - Czyściciel posługuje się takimi metodami, jak nękanie psychiczne i fizyczne, żeby przyspieszyć proces „oczyszczenia” mieszkania. Bo nie chce mu się czekać na eksmisję w towarzystwie komornika. Samowolna eksmisja narusza mir domowy. Po to są spisywane umowy. Nie można wyrzucić człowieka z mieszkania z dnia na dzień - mówi.
W piątek o godz. 19 przedstawiciele komuny zorganizowali protest pod komisariatem na Wilczej, aby zwrócić uwagę na problem pana Stefana.
Ustalenia policji
Jak ustalili reporterzy metrowarszawa.pl w czwartek wieczorem policja interweniowała w mieszkaniu pana Stefana w związku ze zgłoszeniem o zmianie zamku w drzwiach. Jednak policjanci nie odnotowali żadnego zgłoszenia od pana Stefana w piątek rano.
„Na komisariat z kolei przyszedł właściciel mieszkania, który poinformował policjantów, że zmienił zamki w swoim mieszkaniu w związku z nieopłacaniem czynszu przez lokatora” - czytamy na stronie metrowarszawa.pl
Co dalej?
- Po pierwsze mamy nadzieję, że uda nam się odzyskać rzeczy Stefana. Potem będzie domagać się zadośćuczynienia od właściciela, bo z dnia na dzień stał się bezdomny.