Warszawa. Ratujcie małe sklepy, to serca społeczności. Jak znikną, będziecie żałować
To była niesamowita akcja. Jeden facebookowy post zmobilizował setki warszawiaków. Opuszczali domy, które były ich koronawirusowym więzieniem, specjalnie po to, by swoimi zakupami wspomóc sklep ogrodniczy w kłopotach. Co z takiej mobilizacji zostanie? Czy takie sklepiki jak "U Jadzi" muszą w końcu przegrać z marketami?
25.07.2020 16:13
Kolejka do sklepu na ulicy Bagatela 13 w warszawskim Śródmieściu kończyła się dopiero na placu Unii Lubelskiej. Była długa też dlatego, że w ogonku trzeba było trzymać dystans. W sklepie ogrodniczym "U Jadzi" szybko zabrakło worków z ziemią, a pełne nasion i nawozów półki opustoszały. To była siła jednego tylko wpisu w mediach społecznościowych.
Potem wszyscy cytowali słowa współwłaściciela, pana Romana Pieńkowskiego, że tego sklepu nie zniszczył Hitler, ale zmiecie go koronawirus. Lecz nie zmiótł, do placówki handlowej, która działa w Warszawie bez zmiany branży od prawie stu lat, nadal można zajrzeć i znaleźć tu nie tylko nasiona czy ziemię do kwiatów, ale mnóstwo innych fantastycznych rzeczy - do ogrodu, na balkon, na zielony parapet.
Sklep uratowała wiosną spontaniczna reakcja klientów skrzykniętych na Facebooku. Stało to się przykładem gotowości do pomocy, empatii, wiary we wspólne działanie, które przenosi góry. No i cudów, jakie potrafi zdziałać sieć. Bo zakres akcji zaskoczył zarówno właścicieli sklepu, którzy nawet nie spodziewali się, że ich skarga na sytuację może kogoś tak poruszyć, ale także i samą autorkę pierwszego wpisu.
Warszawa. Ratujcie małe sklepy. "Takie sklepiki są sercem społeczności" - napisała dyrektor operacyjna Facebooka
Klienci "U Jadzi" założyli zbiórki internetowe, nazbierali trochę pieniędzy, by sklep mógł działać dalej. Właściciele, pani Jadwiga, figurująca na szyldzie, oraz pan Roman Pieńkowscy do dziś są wzruszeni. Sklep będzie działał dalej.
A świat usłyszał o tym sklepie. I naprawdę ma on prawie sto lat. Założył go krótko po I wojnie światowej Stefan Żółtowski. Portret rodziny poprzednich gospodarzy wisi w widocznym miejscu. Do dziś także obejrzeć można, jak wyglądały opakowania stosowane wtedy na nasiona sprzedawane w tym sklepie. Nowi prowadzący przejęli biznes w połowie lat 80. XX w. i nieprzerwanie kontynuują tradycję.
Trzeba było dopiero pandemii koronawirusa, by o tym niepozornym sklepie dowiedziała się ogromna rzesza ludzi. Siedząc w domu, wielu uważnie śledziło, co się dzieje na Facebooku. Tam czasem łatwiej zobaczyć coś, co ma się pod nosem.
Nie do wiary, ale o tej akcji dowiedziała się nawet w dalekiej Ameryce szefowa operacyjna Facebooka Sheryl Sandberg! I wyrażając podziw dla inicjatorów, napisała: ”Żyjemy w trudnych czasach, ale historie jak ta rodzą się na całym świecie. Biznesy jak ’U Jadzi’ są sercem społeczności. To wzruszające widzieć, jak ta społeczność je wspiera”.
Tylko że wsparcie nie może być okazjonalne. - Ludzie pomogli, ale przez tę pomoc miasto uznało, że skoro były obroty, to trzeba zapłacić czynsz i zniżka się nie należy. Na dodatek, choć początkowo dostaliśmy pismo, w którym wyraźnie napisane było, że do rozważenia wniosku nie trzeba płacić, potem naliczono nam karę za spóźnienie z opłatą - skarżą się dzisiaj państwo Pieńkowscy.
Warszawa. Ratujcie małe sklepy. Jak znikną, zostaną wam markety
Bardzo to ich dotknęło, bo przez kilkanaście lat swojego działania w przy Bagatela 13 ani razu nie spóźnili się z rozliczeniem z miastem. - Musiałem prosić pisemnie o cofnięcie karnych odsetek - denerwuje się pan Roman. I komentuje: - Warszawa nas ratowała, ale miasto nie pomogło.
Skarży się też, że w jego branży ogrodniczej właśnie wiosna jest jedynym czasem, kiedy naprawdę widzi się jakieś pieniądze. - Zimą to ludzie najwyżej przychodzą po rzeżuchę, żeby sobie wysiać. No to ile bym musiał torebek sprzedać, żeby zebrać na czynsz - pyta.
I apeluje: - Musimy szanować naszych rodzimych rzemieślników, restauratorów, sklepiki, usługowe punkty z tradycjami. Jeśli one znikną, przepadnie kawał historii. Markety dadzą sobie radę, a mali polscy przedsiębiorcy bez klientów znikną bezpowrotnie.
Zobacz też: Nowe drogi w Polsce. Minister zdradza, które mogą powstać