Tylko u nas. Wiesław Kot o najważniejszych filmach z Warszawą w roli głównej
Co łączy „Nie lubię poniedziałku” z "Dniem świra"? Oczywiście stolica
- Wolę być słupem ogłoszeniowym na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej niż wojewodą podkarpackim. - powiedział nam Wiesław Kot, popularny dziennikarz i krytyk filmowy, autor wydanej właśnie książki "Sto najważniejszych scen filmu polskiego", gdy zapytaliśmy go co sądzi o stolicy. Poprosiliśmy go również, by specjalnie dla nas przygotował zestawienie najważniejszych dla niego filmów z Warszawą w roli głównej. Wraz z krótkimi opisami. Poniżej znajdziecie listę.
„Przygoda na Mariensztacie” (1953), czyli spełniony sen towarzysza Bieruta.
Hanka to wiejska dziewucha z głębokiego terenu. W stroju łowickim. Pokazują jej Warszawę: kolumna Zygmunta tu, kościół tam. Ale ona te wszystkie kolumny i kościoły ma w tyle. Urywa się z wycieczki, by zobaczyć to, co naprawdę ją interesuje – Plac Konstytucji. Jak zobaczyła te kandelabry, te arkady, te płaskorzeźby górników – dech jej zaparło. I trzymało ją tak długo, aż wróciła do stolicy w roli pomocnika murarskiego. Żeby do tej wielkiej budowy przyłożyć choć jedne taczki z zaprawą, choć jedną cegłę…
„Nie lubię poniedziałku” (1971), czyli miasto, które nigdy nie śpi.
Warszawa to gotowy plener dla producenta pocztówek. Szerokie, przestronne arterie, cieniste parki, wysokościowce, które pną się wprost ku chmurom żeglującym po błękitnym jak lazur niebie. Ludzie tu pogodni, życzliwi, zajęci pomaganiem sobie nawzajem. Dniem i nocą. Aż dziw, że nie spotykamy wśród n ich towarzysza Edwarda z towarzyszem Piotrem. Cóż, może akurat przecinali kolejną wstęgę…
„Dekalog” (lata 80.), czyli cadykowie z Ursynowa.
Warszawa w najgłębszym sensie nie rozgrywa się ani w budynku KC, ani w Pałacu Kultury, ani na Rakowieckiej. Prawdziwa Warszawa mieści się w ciasnych, nieoświetlonych, zagraconych mieszkaniach na Ursynowie. To tam mieszkają patriarchowie w rodzaju profesora Bardiniego, którzy dnie i noce trawią na rozstrzygania fundamentalnych kwestii moralnych. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, z czego się właściwie utrzymują.
„Dzień świra” (2002), czyli tysiąc hektarów paranoi.
Warszawa jako miejsce, w którym daje się upust. Ulice służą do tego, by demonstrować, trawniki – by defekować. Chodniki, by ryć w nich młotem pneumatycznym od rana. Autobusy, by nie ustępować miejsca. Mieszkania, by nastawiać Chopina na cały regulator. Balkony, by odmawiać modlitwy w intencji sąsiadów: „Aby mu okradli sklep, aby dostał cegłą w łeb”. I – najciekawsze – te modlitwy zawsze zostają wysłuchane…
Zgadzacie się z zestawieniem? A może macie inne, własne propozycje filmów z Warszawą w roli głównej?
Wiesław Kot, 100 najważniejszych scen filmu polskiego, Wydawnictwo Poznańskie 2014.
Polecamy też: Ranking polskich miast. Warszawa na*pierwszej pozycji!*