Stanął w obronie pracowników, którzy skarżyli się na mobbing w firmie. Dostał 20 dni aresztu
"Dziś rano zostałem zatrzymany przez policję. Na komisariacie dowiedziałem się, że mam 20 dni do odsiadki za przewodniczenie nielegalnemu zgromadzeniu".
12.07.2017 09:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Policjanci zatrzymali działacza związku zawodowego za zorganizowanie protestu na Lotnisku Chopina w Warszawie. Związkowiec stanął w obronie pracowników, którzy skarżyli się na mobbing w jednej z firm na lotnisku. Był to protest "przeciwko ograniczaniu wolności słowa i swobody działalności związków zawodowych" - napisał na Facebooku.
"Dziś rano zostałem zatrzymany przez policję. Na komisariacie dowiedziałem się, że mam 20 dni do odsiadki za przewodniczenie nielegalnemu zgromadzeniu. Chodzi o protest przeciwko ograniczaniu wolności słowa i swobody działalności związków zawodowych, który odbył się w 2014 roku przed halą odlotów Lotniska Fryderyka Chopina w Warszawie" - poinformował wczoraj na swoim FB pomysłodawca protestu z OZZ IP.
Przeciwko mobbingowi
Sprawa ma początek latem 2014 roku. Jak podaje wyborcza.pl, pracownicy jednego ze sklepów na warszawskim Lotnisku Chopina postanowili założyć wtedy związek zawodowy. Przyczyną były niepokojące sygnały o możliwym mobbingu w firmie. Gdy menedżerowie sklepu dowiedzieli się o planach pracowników, zwolnili szefową zakładowego związku Annę Kucharzyk. Mimo tego pracownicy zorganizowali protest przed sklepem. Jednym z protestujących był związkowiec, którego policja zatrzymała wczoraj.
- Zgłosiłem wówczas zgromadzenie wysyłając pismo mailem do odpowiedniej jednostki Urzędu Miasta, lecz na miejscu dowiedziałem się od policjantów, że żaden wniosek się nie odbył, a zgromadzenie jest nielegalne - poinformował związkowiec.
Został spisany przez policję. Twierdzi, że nic nie wiedział o postępowaniu, które wobec niego wszczęto. - Zostałem spisany i o sprawie nie byłem informowany. Policja ani prokuratura nie ustaliły mojego miejsca zamieszkania. Wyrok dostałem zaocznie z art. 52. - dodaje.
W poniedziałek rano został zatrzymany w Poznaniu. W areszcie ma spędzić 20 dni za "przewodniczenie nielegalnemu zgromadzeniu".
Mężczyzna poinformował również, że policja od jakiegoś czasu nachodziła jego rodzinę, ale funkcjonariusze nie chcieli powiedzieć, w jakiej sprawie. "Mówili im, że mają dla mnie jakieś pismo. Na miejscu, a spotkaliśmy się na mieście, okazało się, że mnie zatrzymują” - napisał.
Dlaczego mężczyzna nie wiedział o wszczętym postępowaniu?
- Jeśli osoba oskarżona nie stawiła się na rozprawie, a sąd jawnie ogłosił wyrok, to jest już on prawomocny. Natomiast jeśli adres został spisany z dowodu osobistego, a wezwanie na rozprawę kilkukrotnie nie zostało odebrane, to sąd może uznać je za dostarczone. Każdy ma obowiązek pocztę odbierać - powiedziała wyborczej.pl Anisa Gnacikowska, adwokatka.
- Muszę poszukać, czy jakieś posiedzenie aresztowe w sprawie tegopana się odbyło. I czy ewentualnie sąd rejonowy Warszawie robił coś i na tej podstawie ten pan został zatrzymany przez naszą policję ze względu na miejsce zamieszkania. W przypadku popełnienia przestępstwa decydujące jest miejsce, gdzie zostało popełnione. W tym przypadku jest to Warszawa - mówi WawaLove.pl prcownik biura prasowego Sądu Okręgowego w Poznaniu.
źródło: wyborcza.pl