Projekcja filmu na siedzibie PiS. Reżyser: "policja nie zamierza dopuścić do naszej akcji"
"Od ilości rzutowanych lumenów ucierpi co najwyżej paprotka w oknie prezesa".
W piątek o godzinie 20 ma odbyć się projekcja filmu "Knives Out" w reżyserii Przemysława Wojcieszka. Miejsce jest nieprzypadkowe: produkcja ma zostać wyświetlona na fasadzie siedziby Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie. Jednak w przeddzień seansu artysta otrzymał telefon od jednego z stołecznych policjantów z informacją, że*"*zarządca budynku nie życzy sobie, aby na jego fasadzie wyświetlano jakiekolwiek reklamy". Dlaczego?
"Knives out" opowiada historię grupy dwudziestoparolatków, którzy spotykają się w letniskowym domu nad jeziorem. Jedną z nich jest młoda Ukrainka Solomija, pracująca w firmie jednego z bohaterów wieczoru – Igora. Jak czytamy w opisie dystrybutora, Solomija jest obca i z czasem staje się obiektem nienawiści Huberta, który namawia pozostałych, pijanych i zagubionych, do aktu przemocy wobec dziewczyny.
Warszawiacy będą mieli okazję obejrzeć film w piątek 24 lutego o godzinie 20 na fasadzie siedziby Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Nowogrodzkiej. Miejsce nie jest przypadkowe: - Zrobiliśmy film o podłej zmianie, pokazujemy go na budynku partii, która zawdzięcza swój sukces żerowaniu na ksenofobii i nienawiści do imigrantów - mówi reżyser "Knives Out" Przemysław Wojcieszek. Akcja została zgłoszona do ratusza i zarejestrowana jako zgromadzenie zwykłe.
Jednak w przeddzień seansu reżyser miał otrzymać telefon od jednego z stołecznych policjantów, który poinformował go, że "zarządca budynku nie życzy sobie, aby na jego fasadzie wyświetlano jakiekolwiek reklamy". - Wytłumaczyłem grzecznie, że nie reklamy, a dzieło artystyczne, że robię to w ramach legalnego (jak zwał tak zwał) protestu i że w sumie dziwi mnie, że warszawski policjant komunikuje mi wolę zarządcy budynku, w którym mieści się siedziba PiS - relacjonuje Wojcieszek.
- Jest jednak jasne, że policja nie zamierza dopuścić do naszej akcji, ja natomiast zamierzam ją przeprowadzić - zarzeka się artysta i broni się, że nie będzie w żaden sposób nie będzie ingerować w strukturę fasady budynku. - Od ilości rzutowanych lumenów ucierpi co najwyżej paprotka w oknie prezesa - dodaje żartobliwie.
Policja i zarządca budynku zaprzeczają
Jak udało się dowiedzieć WawaLove.pl, rzeczywiście zgromadzenie zostało zarejestrowane w stołecznym ratuszu. – Wydarzenie zostało zgłoszone w trybie uproszczonym. Odbędzie się w piątek od godziny 20 do 22 – mówi Agnieszka Kłąb zastępca rzecznika prasowego Urzędu m.st. Warszawy.
Te informację potwierdza Edyta Adamus z biura prasowego Komendy Stołecznej Policji. - To zgromadzenie zostało zarejestrowane, ale nie mamy takiej informacji, by ktoś telefonował do reżysera i organizatora wydarzenia – dodaje w rozmowie z WawaLove.pl. Zapytaliśmy również o to, czy wyświetlanie obrazów na budynku bez zezwolenia rządcy obiektu jest nielegalne. – Nie ma żadnych przepisów, które regulowałyby tę kwestię – mówi Adamus. - Oczywiście policjanci będą zabezpieczali to wydarzenie. I jeśli dojdzie do sytuacji, że zostanie złamane prawo przez uczestników, to oczywiście policjanci będą reagować – mówi.
Zarządcą budynku przy Nowogrodzkiej jest firma deweloperska Metropol Group. – Nie zgadzamy się na taki projekt. To nie jest kino, a ściana tego budynku nie jest ekranem – mówi w rozmowie z WawaLove.pl prezes Metropolu Mosae Mor. Na pytanie, czy ktoś z firmy kontaktował się z policją w sprawie kontrowersyjnej projekcji, otrzymaliśmy szybką odpowiedź: - na pewno nie ja. Jeśli dziś dojdzie do seansu, to skontaktuję się z moim prawnikiem – powiedział pan Mor.
"Nie chcą nas w kinie, więc wyświetlimy film na kinie"
Piątkowy seans będzie drugą, po Gdyni, projekcją guerrilla cinema (gatunek filmów niskobudżetowych, które zostały stworzone przy pomocy amatorskiego sprzętu - przyp. red.). 10 lutego "Knives Out" został wyświetlony na budynku Gdyńskiego Centrum Kultury, który nie zgodził się na projekcję filmu w sali kinowej. Zdaniem Wojcieszka, powodem były względy polityczne.
- Kino, w którym nie ma miejsca na film piętnujący nacjonalizm, do upadłego zarabiało pieniądze na kłamliwej nacjonalistycznej propagandzie, jaką jest film „Smoleńsk". Eksploatowało go bez protestów, bez żadnych granic wiekowych, bez filmoznawczych prelekcji wyjaśniających zawarte w nim kłamstwa. Chcecie, żeby tak wyglądał obieg filmów w Polsce?- komentował wówczas artysta. - Nie chcą nas w kinie, więc wyświetlimy film na kinie – powiedział w lutym Wojcieszek.
Przeczytajcie również: Za darmo: kurs samoobrony "Bezpieczna warszawianka". Już wkrótce zapisy na wiosenną edycję