Panie proszą panów czyli dansing z Panami z Twardej
Rozmawiamy ze Zbyszkiem Draską, wodzirejem i dj-em
30.11.2012 13:16
Mija właśnie 2 lata, od kiedy unikalny kolektyw dj-ski - Panowie z Twardej podbija warszawskie parkiety. Ich imprezy to dansingi w starym stylu. Zbyszek Draska i Marian Zapałka, członkowie grupy, między piosenkami sypią żartami z rękawa niczym najlepszy wodzirej sprzed 50 lat. Ubrani w białe podkoszulki z bazaru i kwieciste koszule dzięki muzycznym perełkom polskiej muzyki rozrywkowej przenoszą parkiet w czasie. O modzie na retro, graniu z winyli, a także o hucznych urodzinach 8 grudnia rozmawiamy ze Zbyszkiem Draską.
Skąd nazwa? I wasze ksywki? Czy wiąże się z tym jakaś, prawdziwa lub zmyślona, historia?
Projekt Panowie z Twardej powstał kompletnie przypadkiem, i jego geneza jest tak spontaniczna, niczym niedzielne wyjście do kina. Z kolegą Zapałką znamy się jeszcze z czasów szkolnych, chodziliśmy do tej samej klasy w warszawskim Gimnazjum nr 42, ulokowanym na ulicy Twardej właśnie - stwierdziliśmy, że skoro tam się poznaliśmy, i stamtąd mamy ogrom pozytywnych wspomnień, to jest to świetny motyw przewodni dla naszego projektu. Jeśli chodzi o nasze pseudonimy - chcieliśmy aby była moc, niczym u Starskiego i Hutcha, tudzież Bonnie i Clyde. Takich filmowo-popkulturowych duetów jest co niemiara. A żeby była moc, musi być ogień - stąd Zbyszek Draska i Marian Zapałka. A sama geneza projektu, powstała w sklepie Grubanuta.pl, podczas jednego z naszych słynnych spotkań towarzyskich, kiedy to wpadły nam w ręce płyty takich artystów jak Klaus Wunderlich, czy James Last. Wspólnie stwierdziliśmy, że ta muzyka jest tak śmieszna i nieadekwatna do naszych czasów, że śmiesznie by było zagrać imprezę w takim stylu.
Wdrożyliśmy słowa w czyn, co zaowocowało trzema spektakularnymi imprezami w lokalu Jaś i Małgosia, który był idealnym miejsce do tego typu przedsięwzięć. Po drugim dansingu, na który przyszły naprawdę dzikie tłumy i lokal pękał w szwach, zrozumieliśmy, że jest to nisza której nie eksploatuje nikt w tym kraju. Zrozumieliśmy także, że ma to sens, a my sami - robimy naprawdę kawał dobrej roboty dla polskiej kultury.
Wasze imprezy podbijają serca gości tym, że są to prawdziwe potańcówki z wodzirejem w starym stylu. Nigdy nie zapomnę waszego dansingu w ośrodku Fregata i przywitania: "Witamy wszystkich państwa w tej uroczej sali, w której jutro wszyscy spotkamy się na śniadaniu". Imprezy z wodzirejem odeszły już chyba do lamusa, jednak Wasze imprezy są pod tym względem majstersztykiem. Skąd bierzecie inspiracje do prowadzenia imprez?
Inspiracje do prowadzenia imprez spływają na nas samoistnie, i w naszym wypadku jest to następstwo tego, że znamy się jak łyse konie. Mimo ze jesteśmy zupełnie różni, praktycznie pod każdym względem, mamy między sobą wyjątkową nić porozumienia i wrodzony luz, który powoduje że konferansjerka nie sprawia nam żadnego problemu. Warto też dodać, że nigdy nie reżyserujemy naszych wypowiedzi, i że zawsze jest to improwizacja. Lubujemy się w kuriozalnych historiach, i kochamy przekraczać granice absurdu. Może dzięki temu, że nie kopiujemy nikogo, ani na nikim się nie wzorujemy, wnosimy aż tak duży powiew świeżości wszędzie tam, gdzie akurat gramy dansing. Mamy do siebie na tyle duży dystans do siebie, ze jesteśmy w stanie przeobrażać się w Draskę i Zapałkę, nosić damskie spodnie, wąsy, białe podkoszulki z bazaru, czy pstrokate koszule. Większości djów nie ma takiego dystansu, i jest na tyle spięta, że za Chiny Ludowe nie byłaby w stanie pójść w nasze ślady.
Czy gracie tylko z winyli? Słyszałam, że jesteście w tym względzie bardzo ortodoksyjni...
Jeśli chodzi o nośniki, którymi się posługujemy, to są to tylko i wyłącznie płyty winylowe. Czyli nośniki oryginalne, co w dzisiejszym cyfrowym świecie z pewnością jest unikalne, i pozwala nam zachować zasady "starej" szkoły dyskdżokejskiej. Każdy głupi może ściągnąć nielegalnie dowolną liczbę piosenek liczoną w gigabajtach, nas to jednak w ogóle nie kręci. Szanujemy i darzymy respektem wszystkich artystów, których nagrania prezentujemy podczas imprez tanecznych, które organizujemy. Zebranie tak potężnej kolekcji kosztowało nas naprawdę dużo czasu, samozaparcia, i rzecz jasna pieniędzy. Wbrew pozorom, w swojej kolekcji mamy sporo tytułów, które uznawane są za przysłowiowe białe kruki, i są naprawdę ciężko dostępne, a co za tym idzie - po prostu są drogie. Z takich płyt śmiało mogę wymienić Henryka Debicha "String Beat", Big Band Katowice "Music for my Friends", Chorus & Disco Company "Discoland", czy Krystynę Giżowską i singiel "Będę Gwiazdą". Kwestia winylowego nośnika jest także bardzo praktyczna z tego
powodu, że nierzadko unikalne i nieznane nagrania polskich artystów wydawane były tylko i wyłącznie na czarnym krążku.
Gdzie kupujecie winyle? Jakie są najlepsze miejsca ze starymi winylami w Warszawie?
Jeśli chodzi o kupowanie płyt winylowych, mamy trochę uproszczone zadanie, gdyż na co dzień prowadzę sklep Grubanuta.pl, który zajmuje się sprzedażą płyt winylowych właśnie, a także gramofonów, i wszystkiego co z analogowym odtwarzaniem muzyki się wiąże. Mamy swojego człowieka - pana Ryszarda - który regularnie znosi nam stosy polskich płyt. Nierzadko też ludzie sami przynoszą do nas winyle. Korzystamy też z tradycyjnych metod pozyskiwania nowych tytułów, czyli tzw. diggingu - jeździmy od czasu do czasu na Wolumen, bazar na Kole, czy na Syrence. Nierzadko też zdobywamy bardziej unikalne tytuły poprzez serwisy aukcyjne. Bardzo ważnym elementem jest pozyskiwanie inspiracji od otoczenia i zaprzyjaźnionych dj's - niezastąpiony jest Burn Reynolds z kolektywu Soul Service, ekipa Polish Disco, czyli Funkoff & Osses, czy wytrawny kolekcjoner polskiego beatu, oraz organizator Warszawskiej Giełdy Płytowej, pan Jurek. Dzięki nim,zdecydowanie poszerzyliśmy swoje horyzonty muzyczne, i poznaliśmy utwory, o których
przeciętny Polak nawet nie słyszał.
Czy w Warszawie takie dansingi w starym stylu cieszą się jeszcze popularnością?
Moda na retro ma się świetnie, świadczy to dobitnie o tym, że w dzisiejszym świecie zdominowanym przez chwilowe mody, Internet, Polacy pragną powrotu do korzeni, także tych muzycznych. Podczas dansingówdajemy ludziom to, czego pragną, ale nie zawsze potrafią się do tego przyznać. Zabawne, że cały czas trochę się wstydzimy tego co polskie, bo jakoś skutecznie ukuło się w naszym polskim społeczeństwie uwielbienie dla tego co zagraniczne, a zwłaszcza zachodnie. Najbardziej kuriozalny jest fakt, że jeszcze nikt nigdy nie podjął się ugryzienia tematu muzyki polskiej w tak kompleksowy i przewrotny sposób. Bawi mnie to niezmiernie, bo gdy zaczynaliśmy ten projekt, zostaliśmy wyśmiani i utożsamieni z kiczem, tandetą, i trochę potraktowani jak weselni grajkowie, którzy prezentują głównie disco polo. Środowisko djskie trochę nas wyklęło, i przykleiło nam łatkę niegroźnych świrów, którzy psuja rynek muzyczny prezentując muzykę powszechnie znana i lubianą. A tak naprawdę, jako pierwsi mieliśmy na tyle odwagi, by z
komercyjnym repertuarem wyjść do ludzi z klasą, pomysłem, i formułą,
która sprawdza się świetnie. Granie przebojów było dotychczas kojarzone z dyskoteką, miałką publiką, tanim piwskiem. My pokazaliśmy, że może być inaczej - na dansingach można spotkać totalny przekrój ludzi, od studentów, przez hipsterów, korporacyjnych pracowników, na ludziach koło 40-tki kończąc. Minęły dwa lata, odkąd Panowie z Twardej podbijają cały kraj, i wiele się od tamtej pory zmieniło. Na obecną chwilę mamy do czynienia wręcz z plagą dj amatorów, którzy reprezentują tak mizerny poziom techniczny, wykonawczy, i repertuarowy, że ręce opadają. Gdy tak patrzę na to wszystko z boku, to naprawdę na tym tle wypadamy lepiej, niż na pierwszy rzut oka można by było pomyśleć. Pomijam już fakt, że granie z ipadów, czy telefonów komórkowych - dla nas jest po prostu smutne, żenujące, i pozbawione szacunku dla słuchacza. Dlatego jesteśmy tak ortodoksyjni ikonsekwentni, bo mamy świadomość czego gość oczekuje od dja, i wiemy że ten zawód wymaga dużo umiejętności i predyspozycji, z którymi niestety nie rodzi się
każdy.
Czyli wasza dj-ka to ciężka praca i granie dla idei...?
Jako Panowie z Twardej, wierzymy, że mamy misję. Może brzmi to wzniośle i trochę z zadęciem, ale gdy patrzymy na reakcje ludzi którzy przychodzą na nasze imprezy, wierzymy, że ma to sens. Ktoś musi dbać o naszą kulturę muzyczną i dorobek polskich artystów minionych 50 - 60 lat. Kochamy polską muzykę z całego serca, i w całokształt naszej pracy twórczej wkładamy bardzo dużo zaangażowania i emocji.
A już za tydzień obchodzicie swoje drugie urodziny... Co przygotowaliście na tę okazję?
Już 8 grudnia, będziemy świętować hucznie nasze drugie urodziny. Warto pojawić się w praskim klubie Bazar, z kilku prozaicznych powodów. Po pierwsze, z duetu stajemy się tercetem. Dołącza do nas świeża krew, w postaci praskiego cwaniaka Feliksa Petardy. Felek to naprawdę równy gość, a przy okazji tak samo zakręcony pasjonat jak my. Po drugie, zagrają Panienki z Dobrych Domów - czyli uśmiechnięte stewardesy prosto z pokładu prywatnego odrzutowca Zbyszka Wodeckiego. Są piękne, seksowne, i diabelsko niebezpieczne za konsoletą. Jak to śpiewa Zbyszek - "uśmiech stewardessy ze mną leci, czy to Paryż, Rzym czy Szczecin". Po trzecie, pozostaje wisienka na torcie - przygotowaliśmy unikalną kompilację, którą będzie można zdobyć na naszej imprezie urodzinowej. "PODRÓŻ W NIEZNANE", bo tak się zwie to wydawnictwo, zawiera 11 unikalnych piosenek, idealnych na prywatkę. Warto więc wziąć udział w urodzinowej celebrze, i oddać się dzikim pląsom na densflorze. Z pewnością ta noc będzie wyjątkowa, i na długo zapadnie w pamięć
nas wszystkich.