Oskarża Ukrainkę o kradzież 25 tys. zł z sypialni. Policja zawiesza postępowanie
Z domu pani Agnieszki na warszawskiej Białołęce zniknęło ponad 25 tys. zł. O kradzież oskarża Ukrainkę, którą zatrudniła do opieki nad chorą matką. Policja przesłuchała podejrzaną i rozkłada ręce: dowodów nie ma.
02.02.2018 15:11
- Do tej pory ufałam ludziom. Mogłam górę złota zostawić na wierzchu i nic się nie działo - zaczyna pani Agnieszka. Dwa tygodnie temu wprowadziła się do niej mama. - Jest bardzo schorowana, więc musiałam się nią zająć. Przywiozła ze sobą gotówkę. Miałyśmy ją wpłacić do bankomatu, bo nie trzymam tak dużych kwot w domu. Ale nie zdążyłam - mówi.
Do opieki nad chorą mamą zatrudniła Olgę - Ukrainkę, która od 10 lat mieszka w Polsce. - Zgłosiła się do mnie, po tym jak opublikowałam ogłoszenie w sieci. Wydała mi się sympatyczna i uczciwa. Gdy przyszła, zostawiłam ją z mamą i 7-letnim synem. Poszłam do pracy. Po dwóch godzinach zadzwoniła z informacją, że ma problem. Jej siostra jest w ciąży i wylądowała w Szpitalu Bródnowskim. Zapytała, czy może wyjść na godzinę i zawieźć jej potrzebne rzeczy. Zgodziłam się, bo sytuacja wydała mi się poważna - tłumaczy.
Kolejny telefon od Olgi: siostra urodziła martwe dziecko. - Chwilę później dostałam sms od jej męża, że siostra Olgi zmarła. Przejęłam się tą informacją, zapytałam, czy mogę pomóc. Już się nie odezwała - mówi.
Pani Agnieszka wróciła do domu, gdzie czekała na nią mama i synek. - Nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzać, czy pieniądze są na miejscu. Kilka dni później mama poprosiła, żebym je przeliczyła. Zajrzałam. Okazało się, że z 30 tys. zł zostało 4,5 tys. Prawie zemdlałam.
Wtedy jej synek przyznał, że Olga przeszukała ich sypialnię. - Powiedziała mojemu synkowi, że może coś uprasować i poprosiła, żeby zaprowadził ją do sypialni. Po czym kazała mu wyjść z pokoju. Spędziła tam długi czas. Szperała w naszych rzeczach. Olga była zatrudniona tylko do opieki nad moją mamą. Nie musiała nic gotować, ani sprzątać. Miała jej cały czas pilnować. Nie powinna wchodzić do naszej sypialni - dodaje.
Żyje szczęśliwie
Zgłosiłam sprawę na policję. Policjanci szybko znaleźli Ukrainkę, która odpowiadała rysopisowi. - Olga nie przyznała się do kradzieży. Sprawdzili jej telefon: były na nim wszystkie wiadomości, które do mnie wysłała. Policjanci poprosili mnie o bilingi z dnia, w którym do mnie dzwoniła i o folijki, w których były pieniądze. Mieli zdjąć z nich odciski palców - opowiada pani Agnieszka.
Za kilka dni ponownie została wezwana na komendę. - Poinformowano mnie, że odciski będą badane, a na wyniki trzeba czekać trzy miesiące. Śledztwo na razie jest zawieszone. Ukrainkę wypuszczono. Wzbogacona o 25 tys. zł pewnie żyje szczęśliwie - dodaje.
Skontaktowaliśmy się z komendą policji na Białołęce. Rzeczniczka prasowa Paulina Onyszko potwierdziła, że taka sytuacja miała miejsce, a sprawa została zgłoszona. "Przesłuchano osobę zgłaszającą oraz wskazaną pracownicę. Następnie powołano biegłego z zakresu biologii i daktyloskopii, by zbadać zabezpieczone ślady. Ponieważ okres oczekiwania na opinię biegłego, w przypadku badań biologicznych trwa do 10 miesięcy, zaś daktyloskopijnych do 3 miesięcy, bez wyniku tych ekspertyz nie jest możliwe postawienie zarzutów. W związku z tym postępowanie zawieszono do czasu uzyskania opinii biegłych. O wszystkich czynnościach zgłaszająca była na bieżąco informowana. W przypadku wystąpienia dodatkowych okoliczności, czynności procesowe będą na nowo podejmowane" - czytamy w komunikacie.
Jesteś świadkiem zdarzenia w Warszawie, które jest dla Ciebie ważne? Widzisz coś ciekawego? Skontaktuj się z nami przez Facebooka lub na wawalove@grupawp.pl.
Przeczytaj też: Olbrzymi zielony park wokół Pałacu Kultury. "Zróbmy to!"