RegionalneWarszawa"Najważniejsze, by ktoś spojrzał na sprawę ludzkim okiem"

"Najważniejsze, by ktoś spojrzał na sprawę ludzkim okiem"

Z cyklu "Spotkanie z warszawiakiem", rozmawiamy z Marcinem Polczykiem, właścicielem lokalu "Czarny Motyl" na Ząbkowskiej

"Najważniejsze, by ktoś spojrzał na sprawę ludzkim okiem"

19.04.2012 10:43

W związku z budową II linii metra, spora liczba małych lokali, które znajdują się w jej pobliżu znalazła się na granicy bankructwa. Obroty spadły o 60 - 70 procent, a w niektórych nawet o 90! Czy przetrwają? O dramatycznej sytuacji rozmawiamy z właścicielem "Czarnego Motyla"

WawaLove: Jak sobie radzicie?

Szczerze mówiąc, jeszcze sobie radzimy. W tej chwili ratuje nas to, że się zrobiło cieplej i ludzie wyszli na ulice. Nie mniej, nie jest to sytuacja, która przynosiłaby nam jakieś zyski. Jeżeli jakieś zyski się pojawiają, są wchłaniane przez straty z miesięcy słabszych. Generalnie wiosna jest zawsze najlepsza dla gastronomii - teraz jednak, w skali roku, wychodzimy na duży minus.

Przetrwacie?

Nasza egzystencja jest uzależniona od dobrej łaski urzędników - zobaczymy jak długo będą w stanie tolerować nasze zadłużenie i czy to zadłużenie nie przekracza akceptowalnej granicy. Do czasu końca budowy II linii. Chociaż jeśli to też się skończy, kolejnych parę lat trzeba będzie poświęcić na wyjście z długów.

O ile spadły wam obroty?

Powiem w procentach, bo tak to wyliczaliśmy - 50, 70 procent. To jest ogrom, ponad połowa. A trudno mniemać, że wkład finansowy jest się zmniejszył, więc w tym momencie lokal nie przynosi zysków lecz generuje straty.

Możecie liczyć na pomoc dzielnicy lub miasta?

(Śmiech) W ciągu ostatnich trzech czy czterech miesięcy dostałem dwie podwyżki czynszu... Natomiast wszystkie nasze prośby o obniżenie, są jak rzucanie grochem o ścianę.
Żeby nie powiedzieć, że urzędnicy nie robią nic - było coś w rodzaju uchwały dotyczącej obniżenia czynszów na czas remontu. Dotyczy to jednak terenów bliskich budowy metra. Ściśle mówiąc, tu na Pradze, właściwie ulicy Targowej. I teraz mam pytanie: czym różni się lokal na Targowej od naszego lokalu na Ząbkowskiej?

Mieści się 50 metrów od Waszego?

Właśnie. Budowa to nie tylko kwestia rozkopanej ulicy. To przede wszystkim zamknięty most. Zresztą - o ile my jesteśmy w ciężkiej sytuacji, tak lokale na Wileńskiej czy Inżynierskiej są w o wiele gorszej, wręcz katastofalnej! U nich obroty spadły nawet o 90 procent.

Teraz powinniśmy powiedzieć mieszkańcom stolicy: "chodźmy jeść i pić na Pragę. Po to, żebyśmy za jakiś czas mogli tu znów przyjść, bo niedługo te wszystkie, małe lokale po prostu padną".

To delikatnie powiedziane. Jest o wiele gorzej. Inna rzecz, że to, co chcielibyśmy uzyskać, to odpowiedź od urzędników, dlaczego nie chcą obniżyć tego czynszu. Bo to nie byłby jakiś, wielki cios, który dotknąłby budżet Pragi boleśnie. Poza tym nasi klienci nie wiedzą, że tutaj, niezależnie od remontu, łatwo się taksówką w weekend dostać. Boją się budowy, nie mają odpowiednich informacji, chodzi o barierę psychologiczną - "Tam jest budowa, tam nie jedźmy!"

Z innej strony. Czy jak otwieraliście lokal, to nie wiedzieliście, że będzie tu budowa i mogą być problemy?

Oczywiście że wiedzieliśmy. Ale patrzyliśmy na to z optymizmem: lokalizacja będzie atrakcyjniejsza, lokal będzie 200 metrów od wejścia do metra. I tak zresztą będzie, jeśli uda się przetrwać te dwa lata. Tylko, żeby te lata przetrwać, trzeba będzie się srogo nagimnastykować.

A Święto Ząbkowskiej? Święto Pragi?

Święto Ząbkowskiej, doszły mnie takie szepty, że się nie odbędzie. Podobnie Święto Pragi, bo podobno dzielnica nie ma na to pieniędzy. A te święta to rzeczywiście zastrzyk dla tutejszych lokali, galerii i sklepików. W momencie, kiedy podejmuje się decyzje, że te święta się nie odbędą, to nic innego, jak kopanie leżącego.

Wkrótce Euro. Czego się spodziewacie?

Oczywiście liczymy na więcej klientów, choć to zaledwie kilka dni. Ale przede wszystkim chciałbym dbać o swoich stałych klientów. Nie chciałbym zniszczyć pewnego klimatu, jaki tu panuje - niezależnie od widma krachu, nie chcę tutaj wsadzać pięćdziesięciocalowego telewizora i nastawiać się na kibiców pijących piwo.

Czyli tu nie będzie można obejrzeć meczu?

Nie.

Może to jest dobra reklama? "W tym lokalu nie będzie telewizora, który będzie ryczał"?

Też tak myślę (śmiech). Liczę bardziej na turystów. Ale też nie ukrywajmy - Euro to zaledwie kilka dni, nie będzie tu żadnego eldorado. Euro na pewno nie załatwi sprawy. Niezbędna jest przede wszystkim pomoc urzędników

Co najważniejsze, w pierwszej kolejności?

Najważniejsze jest to, żeby ktoś spojrzał na to ludzkim okiem. Jakakolwiek pomoc jest potrzebna. To może być lepsza promocja, kwestia obniżek czynszów, nieoprocentowania długów. Myślę, że jest tysiąc sposobów, by nam pomóc. Natomiast nie wykonuje się w tym kierunku żadnych ruchów

Jak może wyglądać najbliższy scenariusz?

Lokale zaczną upadać, nawet te które pozornie dobrze stoją. W ciągu roku, do dwóch, padną. W ich miejsce ktoś będzie chciał wstawić coś łatwego, na przykład "Wszystko po 5 zł", co mu wyjdzie lub nie. Powstanie w końcu metro, a w momencie jego otwarcia, czynsze pójdą jeszcze w górę, co jest zresztą dość naturalną sprawą. I wtedy nie będzie już właścicieli lokali, jak mój stać na to. Więc pojawi się KFC, McDonald, Subway i banki. I mamy pytanie: czy na taką Pragę warszawiacy czekają? Nie wydaje mi się.

Życzymy powodzenia.

Obraz
Obraz
Obraz
Zobacz także
Komentarze (0)