Konflikt w Teatrze Studio. Dyrektor przerywa milczenie
Dyrektor Teatru Studio wydał oświadczenie. "Ile hejtu i nienawiści może znieść jeden człowiek?" - pyta Osadnik.
08.04.2016 17:09
Dyrektor Teatru Studio Roman Osadnik wydaje oświadczenie w sprawie konfliktu z aktorami. "Ile hejtu i nienawiści może znieść jeden człowiek?" - pyta zarządca warszawskiej placówki. Osadnik odpowiada na zarzuty i tłumaczy dlaczego do tej pory zachowywał milczenie.
O konflikcie między aktorami, a dyrekcją Teatru Studio informowaliśmy kilkukrotnie . Popularni aktorzy zarzucali Romanowi Osadnikowi m.in. zbytnią komercjalizację sceny oraz zwolnienie Agnieszki Glińskiej, która pełniła rolę dyrektora artystycznego. Jak mówili aktorzy - Teatr Studio jest placówką publiczną, a nie prywatnym folwarkiem. Aktorzy zorganizowali konferencję prasową , a także nakręcili prześmiewczy film na temat dyrektora Osadnika. Swoje niezadowolenie z obecnej sytuacji wyrażali wszyscy artyści TS, na czele z Krzysztofem Stelmaszykiem, Natalią Rybicką i Mirosławem Zbrojewiczem. Przyszedł zatem czas na odpowiedź ze strony dyrekcji.
Dyrektor przerywa milczenie
Dyrektor Teatru Studio postanowił wyjaśnić kilka kwestii związanych z narastającym od pewnego czasu konfliktem, gdzie przedstawiane są racje tylko jednej ze stron. Jak pisze - "spór jest dużo bardziej fundamentalny i dotyczy istoty funkcjonowania teatru publicznego w Polsce. Dlatego zdecydowałem się przerwać milczenie". Postanowił odnieść się między innymi do kwestii zwalnianych aktorów i odpowiedzialności za poszczególne decyzje Agnieszki Glińskiej.
Była szefem, ale nie chciała brać odpowiedzialności
Jak pisze Roman Osadnik: "Kryzys we współpracy z dyrektorką artystyczną wynikał z faktu, że Agnieszka Glińska postrzegała swoją rolę nie, jako zastępcy dyrektora ds. artystycznych, ale dyrektora naczelnego teatru. Chciała kierować instytucją (w sensie artystycznym nie podlega to przecież dyskusjom, sam zaprosiłem Agnieszkę Glińską, by nadała artystyczny kierunek Teatrowi Studio), tak jakby była jej szefem, ale nie chciała brać za to odpowiedzialności. Wynikiem tego były: powtarzające się przekroczenia budżetu, odwoływanie i przesuwanie premier ponad możliwe do przyjęcia normy, długotrwałe nieobecności w pracy, nieuczestniczenie w zebraniach, przedkładanie prywatnych zajęć i innych obowiązków zawodowych nad te wynikające z zawartej umowy o pracę i podpisanego zakresu obowiązków. Przy uznaniu pełnej swobody działalności artystycznej, którą oddałem mojej współpracowniczce, to dyrektor naczelny teatru ponosi odpowiedzialność wobec organizatora teatru - Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy , jest związany zapisami kontraktu, dysponuje określonym budżetem, w ramach którego może działać, ponosi odpowiedzialność karną, finansową i prawną za pracę instytucji. To ja stawiałem się na rozprawach sądowych, po zwolnieniach aktorek i aktorów, których dokonała Agnieszka Glińska niespełna trzy lata temu, żeby zatrudnić aktorów, z którymi chciała stworzyć swój zespół".
Jednostronny kompromis
Dyrektor zauważa, iż patrząc na całą sprawę z perspektywy czasu tylko on zdolny był do kompromisu, za co jest teraz karany. Wolność artystyczna Agnieszki Glińskiej - jego zdaniem - doprowadziła do sytuacji, w której teatr na przełomie 2012 i 2013 roku znalazł się w bardzo złej sytuacji finansowej. Wówczas Osadnik zdecydował się wprowadzić plan naprawczy i podjąć działania mające na celu poprawienie sytuacji teatru. Razem z główną księgową nie pobierał w tym czasie pensji, by pieniędzy wystarczyło na opłacenie zespołu artystycznego i kosztów związanych z funkcjonowaniem teatru.
Granice zostały przekroczone
- Dziś to ja czuję się bezpardonowo zaatakowany przez niektórych członków zespołu, którzy do Teatru przyszli razem z Agnieszką Glińską trzy lata temu - mówi Roman Osadnik. "Przez wzgląd na charakter tego dokumentu wymienię tylko kilka przykładów skandalicznych zachowań części zespołu aktorskiego: zdewastowanie gabinetu Agnieszki Glińskiej przez nią samą, jej rodzinę i część zespołu artystycznego, wykrzykiwanie pod moim adresem oraz współpracowników wyzwisk, przekleństw i obraźliwych epitetów, psychiczne i fizyczne mobbingowanie pracowników teatru w postaci agresywnych zachowań, fizyczne zaatakowanie mnie przez jednego z aktorów i grożenie mi. Tych i podobnych sytuacji było wiele. Zasadniczo różni się to od obrazu zatroskanych o dobro Teatru Publicznego aktorów, których widzą Państwo w mediach. Podkreślam, że dotyczy to jedynie niewielkiej części osób z zespołu aktorskiego.
Dyrektor Teatru Studio jest bardzo zaniepokojony tym, że według niego konflikt na "TS" stał się doskonałym materiałem do wykorzystania w osobistych "wojenkach". Jak mówi - tak naprawdę nikt nie przejmuje się losem tego teatru, a jedynie chce wykorzystać sytuację, by osiągnąć własne cele. Być może zresztą chodzi po prostu konkretnie o moje stanowisko.
Komercjalizacja sceny
Ponadto podkreśla, iż "tak częste komercyjne wynajmowanie sceny służy przede wszystkim bilansowaniu budżetu instytucji artystycznej, w istocie wspierając idee teatru publicznego. Zasilając budżet instytucji, imprezy pozwalają realizować założony program artystyczny oraz upowszechniać kulturę i teatr (bilety mogą być tańsze, ponieważ nie muszą w całości pokrywać kosztów eksploatacji przedstawień, a repertuar wymagający)".
- Tak rozumiem swoją misję i zadanie powierzone mi przez Organizatora, władze m.st. Warszawy. Mam nadzieję, że dzięki temu oświadczeniu lepiej zrozumieją Państwo motywy mojego działania, jak również zobaczą szerszy obraz sytuacji w Teatrze Studio - komentuje Roman Osadnik.
Całe oświadczenie można przeczytać tutaj .
Przeczytaj też: Chciał mieć wolne w pracy, więc wywołał alarm bombowy