Kapsuły do spania. Patodeweloperka w Warszawie
Jaką powierzchnię może mieć najmniejsze możliwe mieszkanie? W stolicy jest już jak w wielkich azjatyckich miastach, gdzie można wynająć na noc lub dłuższy czas szufladę do spania. Mieści łóżko i małą przestrzeń socjalną, w której funkcjonuje się w zasadzie na leżąco. Niektóre warszawskie mikrokawalerki mają nieco większą powierzchnię, jednak trudno wyobrazić sobie normalne życie na powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych.
O mieszkaniu, które ostatnio pojawiło się na warszawskim wtórnym rynku nieruchomości, informuje poniedziałkowe wydanie "Gazety Wyborczej". Lokal ma mniej niż 13 metrów kwadratowych i kosztuje ćwierć miliona złotych.
Mieści się w nim rozkładana kanapa, mały stolik z dwoma krzesłami, niewielka szafka. Przykrywa ja blat, który pełni funkcję kuchni ze zlewem, znajdzie się jeszcze miejsce na deskę do krojenia. Do łazienki prowadzą składane drzwi, które nie zajmują przestrzeni podczas otwierania i zamykania. Wewnątrz tego pomieszczenia znaleźć można prysznic, małą umywalkę i sedes. Część powierzchni pod sufitem zajmuje pawlacz - gdzieś przecież trzeba pomieścić potrzebne do codziennego funkcjonowania rzeczy.
Pokój w tym mieszkaniu ma wymiary 3,2 na 3,2 metra, łazienka 1,5 na 1,3. Wszystko razem to 12,9 metra kwadratowego. Tak się żyje w kamienicy przy ul. Hetmańskiej na Grochowie.
Jak zauważa "Gazeta Wyborcza", przepisy nie pozwalają na takie nieludzkie warunki, bo nowe, oddawane do użytku mieszkania nie mogą mieć mniej niż 25 metrów kwadratowych. Jednak lokali z rynku wtórnego te zasady nie obowiązują. Podobnie jest w przypadku "mikroapartamentów inwestycyjnych".
Kapsuły do spania. Patodeweloperka w Warszawie
Przed wejściem w życie rozporządzenia z 2018 roku, narzucającego normy mieszkaniowe, przepisy ustalały tylko, że co najmniej jeden pokój powinien mieć powierzchnię nie mniejszą niż 16 metrów kwadratowych. Deweloperzy mogli więc urządzać lokale o metrażach 18-20 m kw. Teraz też da się obejść te przepisy, więc - jak donosi gazeta - malutkie kawalerki wcale nie zniknęły z oferty deweloperów.
Głód mieszkań w stolicy jest tak wielki, że każda przestrzeń do zamieszkania, bez względu na metraż i okolicę, sprzedaje się na pniu. Pandemia tylko na chwilę zaburzyła ten rynek. Od października, od powrotu studentów, znów wszystko wróciło do normy.
Można je kupić na przykład w inwestycji Modern Space przy ul. Budki Szczęśliwickie we Włochach, gdzie najmniejsze lokale mają metraż 18,7 metrów kwadratowych. Mieszkanie przy al. Waszyngtona, sprzedane w 2019 roku, miało 11 metrów kwadratowych. Opisywany był także lokal mieszkalny, przerobiony z użytkowego, a mający 10 metrów. Jak to możliwe z punktu widzenia przepisów?
Inwestorzy obchodzą przepisy, sprzedając formalnie nie mieszkanie, lecz "mikroapartament" lub "lokal inwestycyjny", mający status lokalu użytkowego. To daje dodatkowe korzyści, bo do ceny doliczany jest wówczas nie siedmio, lecz 23-procentowy podatek VAT i nabywca, kupując mikroapartament na firmę, może sobie odliczyć podatek.
Takie lokale chętnie znajdują nabywców, którzy chcą zainwestować oszczędności i zarabiać na wynajmowaniu miejsc zamieszkania studentom albo singlom, którzy ciężko pracują i czas spędzają na mieście, a lokal potrzebny im jest jako sypialnia, której powierzchnia nie ma większego znaczenia. "Gazeta Wyborcza" nazywa te lokale "nanoapartamentami, w których funkcjonowanie dwóch osób, nawet czasowo, może stanowić wielkie wyzwanie.