"Dlaczego jeżdzę po jezdni, a nie po ścieżkach rowerowych"
List od czytelniczki
Dostaliśmy list od czytelniczki - rowerzystki, która mówi, dlaczego nie korzysta ze ścieżek rowerowych, publikujemy go w całości. Pogrubienia pochodzą od redakcji.
W sieci pojawiła się dzisiaj dyskusja nad tym, dlaczego rowerzyści jeżdża po jezdni, a nie po ścieżkach rowerowych. Wszystko zaczęło się od filmiku, na którym widać jadącego po jezdni rowerzystę na ul.Broniewskiego. "Ścieżka jest wzdłuż całej ulicy od pl. Grunwaldzkiego, aż do Reymonta. Co więcej, na drodze w kilku miejscach dodatkowo stoi znak zakazujący ruchu rowerowego" - czytamy w opisie filmu.
Internauci oburzyli się na owego rowerzystę i na rowerzystów w ogóle. Ktoś napisał, że jak jeszcze raz zobaczy rowerzystę na jezdni, to mu przywali w twarz ze spryskiwaczy do szyb. Wszyscy jednak pytają, po co budować ścieżki, skoro rowerzyści z nich nie korzystają?
Ja zadaję takie samo pytanie: po co? Może po to, żeby korzystali z nich zwykli piesi, dla których chodnik jest najwidoczniej za wąski? A rodziny z dziećmi wyzywały rowerzystów od znieczulicy, bo mało co nie najechaliśmy na ich wbiegającego na ścieżkę szkraba? Może ścieżki służą do zwiększania terenów parkingowych dla samochodów, bo tych ciągle jest w Warszawie za mało?
Nie mówię już o tym, że ścieżki w Warszawie raz są, a raz ich nie ma. Albo kończą się nagle murem lub też krawężnikiem. Przejeżdżają w niektórych miejscach z jednej strony ulicy na drugą. Lubią się też pojawić na nich robotnicy z jakąś grubą rurą biegnącą przez całą szerokość ścieżki. Te wszystkie sytuacje na warszawskich ścieżkach sprawiają, że rowerzyści 1) nie czują się na nich bezpiecznie 2) stanowią zagrożenie także dla otoczenia 3) potrzebują zdecydowanie więcej czasu na przedostanie się z punktu A do B.
Jeżdżę po Warszawie na kolarzówce, więc rezygnuję ze ścieżek także z innego powodu. Warszawskie ścieżki są totalnie poronione - kostka brukowa dla rowerów? Kto to w ogóle wymyślił? Jeśli chcę mieć rodeo, to mogę sobie pojechać do wesołego miasteczka. Na takim rowerze jak kolarzówka czuć każdą jedną poronioną kostkę. W Amsterdamie na przykład, który jest europejską stolicą rowerów, rowerzyści mają wydzielony pas na jezdni. Takie rozwiązanie zaobserwowałam jedynie w jednym miejscu w Warszawie, przy zjeździe z mostu Gdańskiego. A przecież jest to o tyle wygodniejsze!
Wybrałam rower, bo jest szybki i pewny. Rower nie stoi w korkach. Nie jeżdzę sobie rekreacyjnie, chcę tak dojechać na uczelnię czy do pracy na czas. Dlatego nie mogę sobie pozwolić na zwalnianie, gdy na ścieżkę wbiegnie mi jakieś dziecko, na schodzenie z roweru, bo ktoś mi nagle pierdyknął rurę przez środek albo rozglądanie się, czy nagle mi jakiś samochód nie chce sobie na ścieżce zaparkować. Nie wyobrażam też sobie bynajmniej, że będą to robić na przykład kurierzy rowerowi, którzy rowerem nie dojeżdżają do pracy - dla nich jazda rowerem jest pracą. Pracą, w której liczy się czas.