Waniek ukarze TVP za "Balladę..."
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji upoważniła przewodniczącą Danutę Waniek do ukarania TVP S.A. za emisję w czasie chronionym telenoweli dokumentalnej pt. "Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym" - poinformowała rzeczniczka przewodniczącej, Dorota Jasłowska. Wysokość kary zostanie ustalona w najbliższym czasie.
11.03.2004 | aktual.: 11.03.2004 17:01
Swoją decyzję Rada oparła na analizie czterech odcinków cyklu. Jej zdaniem zarzut, że serial może demoralizować dzieci, jest zasadny. "Analiza treści badanych odcinków wykazała ponadto propagowanie antywzorców rodzinnych, zachęcanie do picia alkoholu i deprecjacji roli kobiety" - czytamy w komunikacie Rady.
Według KRRiT, twórcy filmu - Irena i Jerzy Morawscy - choć pełnią rolę narratora - nie komentują ukazywanych sytuacji i nie podają ocen moralnych. "Ukazany na wizji świat wydaje się młodocianemu widzowi światem normalnym, atrakcyjnym przez swoją odmienność, usankcjonowanym długotrwałą prezentacją w Programie I telewizji publicznej i to w paśmie chronionym" - napisano w komunikacie.
Zgodnie z prawem programy, które zawierają treści nieprzeznaczone dla nieletnich, powinny być emitowane w godzinach 23-6. "Balladę..." TVP nadawała przed tą porą. Wcześniej serial skrytykowały Rada Programowa TVP i Komisja Etyki TVP, która badała sprawę m.in. na prośbę Rzecznika Praw Dziecka.
Serial, nadawany przez kilka miesięcy przez program I Telewizji Polskiej w niedzielę o godz. 21.40, opowiadał o młodych, często niepełnoletnich dziewczętach, podejmujących pracę w branży erotycznej, w agencji prowadzonej przez Cezarego Mończyka. Ostatni odcinek został wyemitowany 29 lutego. 5 marca biuro prasowe TVP poinformowało, że kolejnych odcinków serialu nie będzie.
Sprawą "Ballady..." zajmuje się także Prokuratura Rejonowa dla Warszawy-Mokotowa, do której Zespół ds. Pomocy Ofiarom Przestępstw przy Urzędzie Miasta skierował zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Mończyka. Zespół zarzuca Mończykowi oraz innym osobom z nim współpracującym "popełnienie przestępstwa polegającego na doprowadzeniu podstępem innej osoby do poddania się czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności".
Sam Mończyk powiedział na początku marca dziennikowi "Fakt", że nie ma sobie nic do zarzucenia. "To reżyserka filmu kazała mi łapać dziewczyny za piersi, bo mówiła mi, że tak będzie lepiej wyglądało. Ten film miał być dokumentalny, ale większość scen była wymyślona" - bronił się.