Walka z Państwem Islamskim w Libii. Trudny dylemat dla Zachodu
• Obecność Państwa Islamskiego w Libii wciąż zagraża Europie
• Państwa Zachodu prowadzą tajne operacje wymierzone w islamistów
• Interwencja militarna może tylko wzmocnić ISIS
Sabrata to niewielka miejscowość w północno zachodniej Libii, znana głównie ze względu na położone niepodal starożytne ruiny wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. W ciągu ostatnich lat miasto stało się bardziej znane jako jeden z głównych punktów przerzutowych dla migrantów starających się przedostać przez Morze Śródziemne do Europy. W środę o mieście znów zrobiło się głośno, kiedy bojownicy Państwa Islamskiego przeprowadzili jednodniową inwazję na Sabratę, przejmując siedzibę sił bezpieczeństwa i obcinając głowy 12 funkcjonariuszom. Mimo że terroryści ostatecznie się z miasta wycofali, ich atak na jedną z bram do Europy stanowił bolesne przypomnienie, że ISIS stale zwiększa swoje wpływy w sąsiednim dla UE kraju.
Nie oznacza to, że Zachód o tym zagrożeniu zapomniał. O obecności Państwa Islamskiego w Libii wiadomo już od ponad roku. Podobnie jak w Syrii, dżihadyści skorzystali na chaosie spowodowanym wojną domową. Libia ma obecnie dwa rywalizujące ze sobą rządy, w Tobruku i w Trypolisie, uznawane i wspierane przez różne zewnętrzne siły. Walka ta pozwoliła na zagnieżdżenie się i rozwój grup dżihadystycznych - w tym Państwa Islamskiego. ISIS ustanowił swój bastion wokół miasta Syrta w środkowej Libii i sukcesywnie powiększają swoje terytorium, a także ustanawia przyczółki wokół największych miast kraju, Bengazi i Trypolisu. Obecność dżihadystów jest tam na tyle solidna, że Libia stała się dla ISIS "planem B" w razie niepowodzenia w Syrii i Iraku. Do Syrty miałaby być przeniesiona wówczas "stolica" kalifatu.
Mimo że to Syria pochłania obecnie najwięcej uwagi i wysiłków militarnych międzynarodowej społeczności, problem Libii nie został zupełnie na uboczu. Od ubiegłego roku w kraju działają amerykańskie siły specjalne, które - choć nie są liczne - mają na koncie kilka sukcesów. Tylko w ostatnich dniach z pomocą komandosów z USA i Francji (Francuzi także prowadzą w Libii ukryte działania) siłom Tobruku udało się wypędzić dżihadystów z Bengazi, a w wyniku nalotów na Sabratę miało zginąć ponad 40 bojowników ISIS.
To jednak prawdopodobnie zbyt mało, by trwale wykorzenić ISIS z Libii. Amerykanie liczą na to, że uda im się namówić Włochy, Francję i Wielką Brytanię do otwartej interwencji mającej pokonać terrorystów. Włosi, dla których Libia jest bliskim sąsiadem i którzy najbardziej odczuwają wynik niestabilności w Libii, już od roku zastanawiają się nad operacją zbrojną, lecz jak dotąd bez skutku.
Wątpliwości co do interwencji nie są bezzasadne. Jak mówi WP Mattia Toaldo, ekspert Europejskiego Centrum Spraw Zagranicznych, taki krok może paradoksalnie tylko pogorszyć sytuację w Libii.
- Wystarczy spojrzeć na poprzednie zachodnie interwencje, zarówno w Libii, jak i Afganistanie czy Iraku. Dowiodły one, że bez strategii politycznej i wizji dotyczącej kraju po wojnie, interwencja nie może się powieść.
Tymczasem o polityczną strategię jest niezwykle trudno. Rozmowy pokojowe mające zakończyć konflikt w Libii, trwają od miesięcy, lecz mimo postępów odnotowanych na papierze, perspektywy na rozwiązanie sporu są mizerne. A porozumienie między wrogimi obozami jest koniecznym warunkiem dla przeprowadzenia ewentualnych działań zbrojnych przez państwa Zachodu. Jak zauważa Toaldo, każda obecność obcych wojsk niesie za sobą ryzyko radykalizacji lokalnej ludności, szczególnie tej podatnej na wpływy islamistów.
Potwierdzają to w nieoficjalnych rozmowach żołnierze rządu w Tobruku. Według anonimowych oficerów wojska cytowanych przez agencję Associated Press, sprzymierzone z rządem grupy zbrojne uważają obecne działania zachodnich komandosów za "okupację".
- Zachodni politycy wiedzą to, ale są pod presją, aby "coś zrobić" z Państwem Islamskim w Libii, tym bardziej że ma to przełożenie na kryzys migracyjny - mówi Toaldo. - Warto pamiętać, że Państwo Islamskie w Libii składa się póki co głównie z bojowników pochodzących spoza Libii. Interwencja państw Zachodnich może to zmienić. Zamiast osłabić ISIS, spowodują, że grupa tylko zyska zwolenników wśród ludności miejscowej - dodaje.